„Faceci mają empatię na poziomie pierwotniaków. Nawet swoje dziecko potrafią wykorzystać do osiągnięcia własnych celów”

kobieta fot. iStock by Getty Images, Pheelings Media
„Chwycił się ostatniej deski ratunku, choć mogło to przynieść bolesne konsekwencje nie tylko jemu. Postanowił zwrócić się do sądu o pozwolenie, by jego nieletni syn mógł zostać dawcą komórek macierzystych dla swojej przyrodniej siostry”.
/ 03.11.2024 20:00
kobieta fot. iStock by Getty Images, Pheelings Media

Korytarz w szpitalu wypełniała mieszanka zapachu środków odkażających, sztucznego konwaliowego aromatu z odświeżacza i rozpuszczalnej kawy. Ten ostatni zapach dolatywał z kubka trzymanego przez szczupłą, bladą kobietę, która przysiadła na jednym z krzeseł pod ścianą.

Zapamiętałam ich historię

Wydawało mi się, że gdzieś już spotkałam tę osobę, ale gdy spojrzałyśmy sobie w oczy, ona najwyraźniej mnie nie kojarzyła. Niedługo później jakiś facet wrócił z łazienki, wyszeptał jej coś do ucha i zajął miejsce przy niej. W tym momencie już wiedziałam, skąd ich znam. Nic dziwnego zresztą, że żadne z nich nie mogło mnie pamiętać.

Podczas rozpraw sądowych nikt specjalnie nie przejmuje się obecnością protokolantów. Większość osób w ogóle nas nie dostrzega. Za to my znamy każdy szczegół z ich życia, a ja szczególnie dobrze zapamiętuję rysy twarzy. Siedząc w poczekalni, gdzie moja koleżanka była na wizycie lekarskiej, przyglądałam się tym dwóm osobom i wracałam myślami do ich procesu.

Na rozprawę przyszedł sam. Żona siedziała pod salą rozpraw, ale zdążyłam ją dostrzec, gdy wyczytywałam ich sprawę. A potem, gdy mąż wychodził, od razu się do niego przykleiła, z miną pełną niepokoju i oczekiwania. Nie zapamiętałam jego nazwiska, ale imię utkwiło mi w pamięci – było nietypowe: Witomysł. Pamiętam też, jak nazywał się jego syn, którego dotyczyło postępowanie – Sambor.

Przyszli sami, bez prawników. Po prostu rodzice tego chłopca. I problem, który wymagał od sędzi wyjątkowo przemyślanej decyzji. Do dokumentów często dołączane są różne załączniki, głównie zdjęcia. W przypadku podania pana Witomysła również je znalazłam. Po dokładnym przeanalizowaniu sprawy zorientowałam się, że dołączone fotografie miały wywrzeć wpływ na sędzię i poruszyć jej uczucia.

Chciał wzbudzić współczucie

Zdjęcia przedstawiały dwójkę dzieci. Jedno z nich to czteroletnia Łucja, co potwierdzały akta sprawy. Drugim dzieckiem był jej przyrodni brat, który niebawem miał skończyć trzynaście lat. Oboje byli potomstwem pana Witomysła, każde z innego związku małżeńskiego.

Życie kilkuletniej Łucji było poważnie zagrożone przez nowotwór. Jedyną szansą na jej uratowanie był transplantacja szpiku. Jednak nikt nie okazał się odpowiednim kandydatem na dawcę szpiku dla ich córeczki. W tej sytuacji pan Witomysł chwycił się ostatniej deski ratunku, choć mogło to przynieść bolesne konsekwencje nie tylko jemu. Zdesperowany tata postanowił zwrócić się do sądu o pozwolenie, by jego nieletni syn mógł zostać dawcą komórek macierzystych dla swojej przyrodniej siostry.

– Tylko w ten sposób możemy ją uratować – odezwał się drżącym głosem, gdy sędzia poprosiła go o zabranie stanowiska. – Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ich tkanki są zgodne, a pobranie nie stanowi zagrożenia dla osoby oddającej szpik. Sambor miałby szansę uratować życie swojej siostry, jednak była żona odmawia nawet przeprowadzenia badań! Proszę wysoki sąd o pomoc w ocaleniu mojej córki!

Zerknęłam w stronę jego drugiej żony. Można było dostrzec w jej oczach mieszankę strachu i determinacji. Pan Witomysł miał dar przekonywania. Przedstawił historię małej wojowniczki zmagającej się z nowotworem. Nie można było wątpić w szczerość jego bólu – było jasne, że wykorzystał już wszelkie możliwe sposoby ratowania córki, a teraz chwytał się ostatniej szansy.

Nie interesował się nim

Jednak znałam też drugą stronę medalu. Z burzliwej relacji pierwszej żony wynikało jasno, że ta druga była odpowiedzialna za rozpad poprzedniego związku Witomysła, przez co jego pierwsze dziecko straciło pełną rodzinę.

– Mąż zostawił nas, gdy Sambor miał trzy latka. Odszedł do innej kobiety – opowiadała. – Rozwód ciągnął się przez rok, a on robił wszystko, żeby płacić jak najmniej na dziecko. W tym czasie ani razu nie spytał, co u małego. Później błagałam go o kontakt z synem, nawet sama kupowałam prezenty i prosiłam, żeby je przyniósł, bo chłopiec tęsknił za tatą. Niestety, bez skutku. Los własnego dziecka w ogóle go nie obchodził…

Obserwowałam, jak Witomysł coraz bardziej się denerwuje. Najwyraźniej nie potrafił zanegować tego, co powiedziała jego była żona. Odpowiadając na pytanie sędzi o brak jakiegokolwiek kontaktu z dzieckiem przez osiem lat, zaczął się bronić.
– Pojawiły się nowe zobowiązania – próbował się usprawiedliwiać. – Musiałem ciężko zarabiać, by płacić alimenty i utrzymać nową rodzinę po kolejnym ślubie. A później, gdy moja obecna żona była w ciąży, tym bardziej brakowało mi czasu…

Najwyraźniej dotarło do niego, że jego tłumaczenia nie mają sensu, więc przestał mówić. Gdy odezwał się ponownie, nie wspominał już o tym, że nie interesował się synem. Zamiast tego wrócił do tematu córki:

– Czy to ma w ogóle jakieś znaczenie teraz?! To, co robi moja była żona, to zwykłe okrucieństwo! Nie pozwala Samborowi zostać dawcą szpiku dla siostry tylko po to, żeby się na mnie zemścić!

Grał dobrego tatusia

– Ostrzegam pana pierwszy i jedyny raz. Nie może pan oskarżać byłej żony o brak zgody na pobranie tkanek od waszego dziecka. Znajdujemy się tutaj, by ustalić i zdecydować, co będzie najbardziej korzystne dla waszego syna, którego reprezentuje pańska była małżonka. Rozumie pan?

– Tak, wysoki sądzie – odpowiedział, choć było widać, że przychodzi mu to z wielkim trudem.

Podczas sporządzania protokołu ciągle chodziło mi po głowie pytanie o stosunek małoletniego do bycia dawcą szpiku dla przyrodniej siostry. Przeglądając dokumenty, zauważyłam raport psychologa specjalizującego się w pracy z dziećmi. Podkreślał on jasno, że nawet dziecko powinno samo podjąć decyzję o oddaniu szpiku, bez jakiejkolwiek presji czy prób wywierania wpływu na jego emocje.

Według oceny psycholożki, choć Sambor wyrażał zgodę na procedurę, mogło to wynikać z desperackiej próby zdobycia akceptacji taty, za którego uwagą bardzo tęsknił. Problem polegał też na tym, że chłopiec panicznie bał się igieł i zastrzyków, a przed pobraniem szpiku trzeba przez parę dni dostawać zastrzyki stymulujące, nie mówiąc już o tym, że podczas samego zabiegu konieczne jest założenie dwóch dużych wenflonów w ręce. Specjalistka wyraźnie zaznaczyła lęk dziecka przed tą sytuacją.

To była trudna sprawa

Następnie rozpoczęła się rozmowa sądu z pierwszą żoną. Gdy spytano, jak Sambor odnosi się do nowej rodziny swojego taty, odpowiedziała z widocznym zdenerwowaniem:

– Przez wszystkie lata wypatrywał, aż jego tata się pojawi! Nie skończył jeszcze trzynastu lat, a jego największym pragnieniem jest mieć ojca! Zrobi wszystko, co w jego mocy, by zasłużyć na tatę, który go pokocha. Gdybym przewidziała, że mój eks wraca do dziecka wyłącznie z takiego powodu, nigdy nie dałabym zgody na ich kontakt! Bo w tej sytuacji syn nie potrafi odmówić. Nawet jeśli się tego boi, a wiem, że tak jest, bo panicznie boi się nawet igły przy szczepieniu.

Łzy zaczęły dusić kobietę, która przez chwilę milczała. Spojrzałam w stronę sędzi, a ta odezwała się łagodnym głosem:

– To nie dziecko ani nikt z was ma podjąć tę decyzję, zrobi to sąd. Nie można obarczać takim brzemieniem dziecka, które nie osiągnęło jeszcze odpowiedniej dojrzałości emocjonalnej i nie jest społecznie przygotowane do tak poważnego wyboru. Sąd poprosi bezstronnego specjalistę o ocenę możliwych zagrożeń dla osoby oddającej komórki. Czy pragną państwo coś jeszcze powiedzieć?

W opinii biegłego psychiatry znalazły się też niepokojące wnioski – dzieci, które zostały dawcami, często borykają się później z problemami psychicznymi. Jako dorośli przyznają, że zostali potraktowani jak przedmioty i nie mogli tak naprawdę odmówić, bo czuli się zmuszeni ratować życie biorcy.

Współczułam chłopcu

Utkwił mi w pamięci rezultat rozprawy sądowej. Nie był pozytywny. Według sędzi chłopiec w wieku trzynastu lat znajdował się pod wpływem emocjonalnego nacisku i wyraził zgodę na pobranie szpiku tylko dlatego, że liczył na to, iż tata znów zacznie się nim interesować.

Zdaniem sędzi istniało ryzyko, że Sambor posłuży jedynie jako dawca komórek. Obawiała się, że gdy tylko chłopiec pomoże uratować drugie dziecko – któremu ojciec już teraz poświęcał cały swój czas – znów zostanie zepchnięty na dalszy plan. Taka sytuacja mogłaby mieć fatalny wpływ na wrażliwą psychikę małego Sambora.

W głębi duszy odczułam ulgę, słysząc tę decyzję sądu. Postępowanie Witomysła budziło we mnie spore wątpliwości moralne. Próbował przecież wzbudzić w swoim synu wyrzuty sumienia za ewentualną odmowę i manipulował nim, uzależniając swoją miłość od spełnienia jego oczekiwań.

Jednak był happy end

Oczywiście serce mi się krajało na myśl o tej małej dziewczynce potrzebującej transplantacji, jednak zgadzam się z sędzią – nie możemy poświęcać dobra jednego dziecka dla ratowania drugiego. Los nieznanej mu przyrodniej siostry i jej problemy zdrowotne nie powinny obciążać psychiki Sambora. Jako dziecko przed trzynastymi urodzinami zasługiwał na spokój, którego broniła jego matka.

Rozmyślając nad tym, jak potoczy się ta sytuacja, zauważyłam, że moja koleżanka wyszła od doktora i dała mi znak, że musi skoczyć do toalety. Skinęłam na znak, że poczekam. Zanim jednak udało nam się opuścić oddział, dostrzegłam Witomysła wchodzącego z żoną do tej samej przychodni. Zareagowałam instynktownie, bez namysłu, jakby coś mnie pchnęło do działania.

Podbiegłam szybko do drzwi i nasłuchiwałam przez sporą szczelinę między nimi a framugą. Z gabinetu dobiegły mnie słowa ordynatora:

– Proszę zająć miejsca. Przekażę wam świetną informację! Udało nam się znaleźć perfekcyjnie dopasowanego dawcę szpiku dla Łucji! Operację będziemy mogli przeprowadzić już za tydzień!

Maria, 40 lat

Czytaj także:
„Zajmowałem się sąsiadką, gdy jej mąż harował na emigracji. Nie pozwoliłem, by ich małżeńskie łoże ostygło”
„Koleżanka śliniła się na widok przystojniaka z pracy. Zdesperowana dzierlatka nie ma u niego szans, lecz ja, to co innego”
„Teściowa miała same złote rady. Gdy pożaliłam się na nudę w łóżku, zaleciła mi, żebym znalazła sobie kochanka”

Redakcja poleca

REKLAMA