„Dzisiejszym pannom młodym i ich mamusiom przewraca się już w głowach. Uważają, że jak płacą za wesele, to wszystko im wolno”

Wzięliśmy udawany ślub fot. Adobe Stock, Eva
„– Ja płacę i wymagam! Wiesz, ile mnie kosztuje to wesele? – piekliło się babsko. – Nie wiem. Nie organizuje go pani u mnie, to prywatna stajnia – odparowałam. Panna wymyśliła sobie, że ukradnie mojego konia i niczym księżniczka podjedzie pod dom weselny! Koń się spłoszył, zniszczył jej suknię, a ta smarkula kazała sobie oddawać za nią kasę”.
/ 08.04.2023 19:15
Wzięliśmy udawany ślub fot. Adobe Stock, Eva

Konie to nasza pasja. Kilka lat temu razem z mężem kupiliśmy podupadającą stajnię za miastem i postanowiliśmy hobby zmienić w biznes. Mamy kilka koni do jazdy rekreacyjnej, prowadzimy też szkółkę i zajęcia z hipoterapii. Nie robimy może na naszym interesie kokosów, ale się z niego utrzymujemy. A do tego przez cały dzień przebywamy na świeżym powietrzu, w pięknej spokojnej okolicy.

Spokojnej do czasu...

Na nasze nieszczęście kilka miesięcy temu w sąsiedztwie stajni zbudowano dom weselny! Byliśmy tym zaniepokojeni, bo głośna muzyka może płoszyć konie, ale to nie ona okazała się naszym utrapieniem, tylko weselni goście. Przez moment rozważaliśmy nawet, czy w porozumieniu z właścicielami domu weselnego nie zorganizować przejażdżek bryczką dla weselników, ale szybko uznaliśmy, że to będzie skórka za wyprawkę. Może i zarobilibyśmy na takiej atrakcji, ale szkody, jakie podpici goście mogliby wyrządzić koniom, nie były tego warte. Wszak wiadomo, że po wódeczce w każdym Polaku budzi się Kozak.

Dlatego w sobotnie wieczory, kiedy w domu weselnym zaczynała się zabawa, zamykaliśmy stajnię na cztery spusty, a konie chowaliśmy w boksach. Do tej pory, mimo że zdarzyło się, iż paru podpitych chojraków przedarło się przez ogrodzenie z chęcią pokazania kumplom, jacy z nich kowboje, jeszcze nikomu nie udało się dobrać do koni. Kiedyś musiał być ten pierwszy raz… Mamy pięknego angloaraba, Felka. Ostatnio miał kłopoty z nogą i wymagał rehabilitacji, dlatego jako ostatni schodził z padoku. Oporządziłam inne konie, idę po Felka, patrzę, a koniowi z pyska wisi coś białego, jakby mgła jakaś, którą ten przeżuwa niespieszne. Podskoczyłam do zwierzęcia i wyciągnęłam mu spomiędzy zębów… trzymetrowy welon! Dopiero wtedy spostrzegłam taplającą się w błocie dziewczynę w ślubnej sukni!

– Co pani wyprawia?! – wrzasnęłam zaskoczona. – Proszę stąd odejść, ten koń jest niebezpieczny!

Felek faktycznie bywa złośliwy

Kocha podkradać się do wybranej ofiary i znienacka gryźć ją w... tyłek! Panna młoda pozbierała się jakoś z błota i przelazła niezdarnie przez ogrodzenie. A potem jak nie wrzasnęła:

Zapłacicie mi za to!

I rzuciła się biegiem w stronę weselnego domu. Patrzyłam na to osłupiała. Myślałam, że to koniec wygłupów jak na jeden wieczór. Ale nie! Nie zdążyłam zabrać Felka do boksu, kiedy pojawił się wrzeszczący tłum weselników prowadzony przez utytłaną w błocie pannę młodą.

– To ona! Jej koń zżarł mi welon i zniszczył sukienkę! – wrzeszczała, a wrogi tłum jednoczył się w świętym oburzeniu.

– Hola! Gdzie? To teren prywatny! – zdenerwowałam się nie na żarty.

Byłam sama, pracownicy już poszli do domu, a mąż pojechał z dziećmi na basen, więc znikąd ratunku! Tymczasem wzburzeni weselnicy wyglądali naprawdę groźnie. Szczególnie mamuśka nieszczęsnej oblubienicy, która wysforowała się do przodu i rzuciła do mnie.

– Trzymasz tutaj wściekłe zwierzę! Ja na policję to zgłoszę! Masz je zastrzelić i oddawać pieniądze za sukienkę!

Abstrakcyjność tych żądań mnie nawet rozbawiła, ale wkurzyło przejście na „ty”.

– Gdybym miała broń, to nie do konia bym strzelała, ale do intruzów, którzy weszli na moją ziemię. Proszę stąd iść, zanim to ja zawołam policję!

Babka spurpurowiała

– On chciał zabić moją córkę! – rzuciła się do konia, który ani myślał uciekać.

– A kto jej pozwolił podchodzić do cudzego konia? – spytałam.

– Ja płacę i wymagam! Wiesz, ile mnie kosztuje to wesele? – piekliło się babsko.

– Nie wiem. Nie organizuje go pani u mnie, to prywatna stajnia, nie należy do domu weselnego! – odparowałam.

Baba się zapowietrzyła, ale nie na długo.

– Moja córka chciała tylko pożyczyć sobie tego konia! – krzyknęła.

– Pożyczyć? Za pożyczenie się płaci! – uświadomiłam ją.

– Mam płacić za to głupie bydlę? – wściekła się znowu mamuśka i… trzasnęła Felka w głowę z otwartej dłoni!

Po raz pierwszy w życiu widziałam, że ktoś dał koniowi „w pysk”. A Felek… jak nie chwyci babkę zębami za tyłek  Sądząc po wrzasku, jaki kobicina podniosła, długo nie będzie mogła usiąść na czterech literach. Tłum zaczął wykazywać mordercze zamiary i wobec mnie, i wobec konia, gdyby w tym momencie nie podjechali… policjanci, zawiadomieni pewnie przez kogoś z weselników. Ale jeśli się wydawało weselnym gościom, że to ja zostanę ukarana mandatem, to się grubo pomylili! Policjanci ze zdumieniem wysłuchali opowieści panny młodej. Otóż wymyśliła ona sobie, że podkradnie się do konia, wskoczy mu na grzbiet i wierzchem, niczym księżniczka, podjedzie pod dom weselny. Niestety, przeceniła swoje jeździeckie umiejętności, a także zapomniała, że do konia nie wolno się podkradać, bo to zwierzę płochliwe. Felek czując coś znienacka gramolącego się na niego kłapną zębami welon, a intruza zrzucił w błoto!

– Ma pani szczęście, że nic się pani nie stało – oznajmił policjant.

– Jak to: nic się nie stało? – zawyła panna młoda. – A moja sukienka? A welon?!

– Niech się pani cieszy, że koń się nie udławił, bo to zwierzę kosztuje… Ile, proszę pani? – zwrócił się do mnie policjant.

– 30 tysięcy – stwierdziłam.

– No, i byłoby po ślubnych prezentach! – uświadomił weselników policjant. – A tak, jeśli właścicielka stajni nie wniesie skargi, skończy się na pouczeniu!

Weselnicy się zmyli. A ja odprowadziłam Felka i dopiero zamykając stajnię, zobaczyłam, że na ziemi leży sponiewierany welon pomysłowej panny młodej. Uśmiechnęłam się pod nosem. Cóż, został w stajni jako trofeum! 

Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”

Redakcja poleca

REKLAMA