– Lepiej daj sobie spokój, stary, z tą całą Alicją – poradził mi w pewnej chwili Kornel, zagryzając piwo kolejnym słonym paluszkiem. – Ona ma faceta.
– Jakim cudem? – spojrzałem na niego z niedowierzaniem. – Nigdy jej z nikim nie widziałem. Nie mówiła, że jest z kimś umówiona. No i przedwczoraj… yyy...
Zastanawiałem się, jak mam to powiedzieć, żeby nie zdradzić za dużo, i brakowało mi odpowiednich słów. Na szczęście Kornel przyszedł mi z pomocą:
– Została u ciebie na noc, tak? – skinąłem głową na znak potwierdzenia. – To się czasem zdarza. Nic niezwykłego…
– Mów, co z tym facetem – nakazałem.
– Jest marynarzem. Uczy się w Gdyni, pływa, a w Warszawie bywa rzadko.
– Chcesz powiedzieć, że Alicja go oszukuje? – spytałem z niedowierzaniem.
– Nie wiem, Maciek – westchnął mój przyjaciel. – Wydaje mi się raczej, że oni mają jakiś chory układ. Znaczy, jak go tu nie ma, ona robi, co chce, a jak on wraca, ona go nie pyta, jak było na rejsie.
Nie bardzo wiedziałem, co mam myśleć o nowinach usłyszanych od Kornela. Nie widziałem powodu, dla którego miałby mnie okłamywać. A z drugiej strony, nie mogłem uwierzyć, że dla Alicji to, co stało się między nami w ciągu ostatnich kilku tygodni, było tylko nic nieznaczącą „przygodą dziewczyny marynarza”. Przecież to nie tak, że wypiliśmy za dużo na jakiejś imprezie i wylądowaliśmy w łóżku.
Poszliśmy na prawdziwą randkę: najpierw kino, potem spacer nadwiślańskim brzegiem, nieśmiałe spotkanie dłoni, pierwszy pocałunek. Sądziłem, że między nami rodzi się uczucie, że to coś więcej niż sympatia. Oczywiście później mogło nam nie wyjść. Ale tego nie da się przewidzieć. Jak można dawać komuś nadzieję, wiedząc z góry, że to nie ma przyszłości?
Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że teraz nie miałem pojęcia, co mam z wieścią uzyskaną od Kornela zrobić. Pójść i zapytać Alicję wprost? Jak to nieprawda, obrazi się. A jeżeli prawda, to chyba nie chciałem jej poznać. Z drugiej strony, dalsze oszukiwanie się nie miało sensu. Jeśli rzeczywiście jest tak, jak powiedział Kornel, to chyba najlepiej, żebym przekonał się o tym jak najszybciej i jeszcze szybciej postarał się o Ali zapomnieć.
Przez kilka następnych dni biłem się z myślami. Z tego wszystkiego zapomniałem, że byłem z Alicją umówiony. Przypomniał mi o tym dopiero telefon.
– Co jest, Maciek? – usłyszałem w słuchawce jej wesoły głos. – Ładnie to mnie tak wystawiać? Już nawet sama kupiłam bilety do tego kina, bo myślałam, że wpadniesz jak zwykle w ostatniej chwili.
– Ja… przepraszam… – wykrztusiłem.
– Nie przepraszaj, tylko przyjeżdżaj tu zaraz, oddaj mi kasę za bilety i chodźmy na spacer – wciąż była wesoła, jakby nie wyczuwała wahania w moim głosie
– Alicja, ja… ja nie mogę – poczułem, że nie potrafię udawać, że nic nie wiem.
– Co się stało? – spoważniała.
– Wiem, że masz faceta… Marynarza.
W słuchawce zapadła głucha cisza, która trwała dobrą minutę. A potem Alicja po prostu rozłączyła się.
I już nie zadzwoniła. Ani tego dnia, ani następnego, ani przez kolejny tydzień. Potraktowałem to jak przyznanie się do winy i powoli zacząłem przyzwyczajać się do myśli, że ta znajomość należy już do przeszłości. Postanowiłem skoncentrować się na pisaniu pracy magisterskiej i rozglądaniu się za jakąś poważną pracą.
Miesiąc po naszej niedoszłej randce Alicja niespodziewanie zjawiła się pod drzwiami mojego mieszkania. Zdziwiłem się na jej widok. Miałem zamiar nawet złośliwie zapytać, czy jej marynarz znów wypłynął w rejs i dlatego ona tu jest.
A jednak jej wizyta dziwnie mnie ucieszyła… Poczułem szybsze bicie serca. Wpuściłem Alicję do środka i zaproponowałem herbatę. Siedzieliśmy chyba z pół godziny, rozmawiając o bzdurach i skrzętnie omijając wiadomy temat.
Oboje wiedzieliśmy, że Alicja nie przyszła tu po to, żeby wypić herbatę i poplotkować. I z każdą mijającą minutą ta świadomość coraz bardziej ciążyła na naszej rozmowie, czyniąc ją trudniejszą.
W końcu zamilkliśmy. Siedzieliśmy w ciszy, tylko popijając herbatę i łapczywie chrupiąc kruche ciasteczka, choć żadne z nas nie było wcale głodne.
– Maciek, ja… – przerwała milczenie Alicja, ale stać ją było tylko na wypowiedzenie tych dwóch krótkich słów.
– No mów, nie zjem cię – westchnąłem.
I przez następną godzinę opowiadała mi o swoim związku z marynarzem (miał na imię Igor). Było to bardzo chaotyczne. Słuchałem jej i nie przerywałem.
Mówiła, jak się poznali podczas szkoły pod żaglami, jeszcze w liceum. I kiedy on wyjechał z Warszawy, myślała, że to koniec ich związku. A jednak ten związek wciąż trwał – jako dziwna relacja przerywana jego rejsami i rozłąką wynikającą również z tego, że studiowali w miastach oddalonych o kilkaset kilometrów.
Sami do końca nie nazywali tego, co było między nimi. Zdawali sobie sprawę, że w życiu każdego z nich pojawiają się przelotnie inne osoby. Kiedy jednak spotykali się znowu, wiedzieli, że bardzo się kochają, i intensywnie nadrabiali stracony czas.
A potem znów się rozstawali, w dodatku bez żalu. Nie telefonowali do siebie zbyt często, mailowali też raczej rzadko. Dopiero gdy zbliżał się jakiś kolejny kilkutygodniowy pobyt razem, ich kontakty nabierały intensywności.
Alicja czuła się w tym układzie coraz bardziej zagubiona, lecz nie potrafiła go przerwać. Twierdziła, że wcześniej nie miała właściwej motywacji, bo nie spotkała nikogo, kto byłby wart takiej decyzji.
Dopiero kiedy pojawiłem się ja, zaczęła poważnie myśleć o zerwaniu z Igorem. Ale wtedy ja dowiedziałem się o nim i ona pomyślała, że wszystko się skończyło, że jej nie wybaczę tego kłamstwa. Mimo wszystko, jak mi powiedziała, nie mogła przestać o mnie myśleć, chciała mnie odzyskać i właśnie dlatego tutaj przyszła.
– I co dalej? – zapytałem, gdy wreszcie skończyła swoją rozedrganą opowieść.
– To już zależy od ciebie – wzruszyła ramionami Alicja. – Jeżeli wciąż ci na mnie zależy, jeżeli chcesz ze mną być, to pójdę
i powiem Igorowi, że to koniec.
– A jak powiem, że mi nie zależy?
– spytałem. – Czy wtedy dalej będziesz tkwić w tym chorym układzie?
– Nie oceniaj mnie! – krzyknęła.
– Chcę tylko, żebyś spojrzała na swoje życie, i powiedziała sobie, czego, a raczej kogo naprawdę chcesz – powiedziałem.
Jej odpowiedź mi się nie spodobała. Świadczyła o tym, że Ala nic nie zrozumiała.
– Nie widzę sensu, żeby rozwalać coś, co już istnieje, jeżeli nie mam widoków na zbudowanie czegoś nowego – oznajmiła. – Nawet jeśli to jest, jak mówisz, chore.
Alicja oczekiwała chyba ode mnie jakichś wielkich, ostatecznych deklaracji, na które ja nie potrafiłem się jednak zdobyć. Chciałem z nią być, ale przecież nie mogłem mieć pewności, że ten związek przetrwa. Być może wkrótce stwierdziłbym, że jednak to nie jest to.
Z drugiej strony, gdy pomyślałem, w jakim układzie tkwi Alicja, doszedłem do wniosku, że jeśli nawet nasza znajomość zakończy się szybko, to i tak Ali wyjdzie to na dobre. Przynajmniej pomogę jej przerwać coś, co wyraźnie ją męczy i od czego chciałaby się uwolnić.
Dlatego tamtego wieczoru zadeklarowałem, że wciąż mi na niej zależy. Ona zaś poprosiła, żebym dał jej kilka tygodni na zakończenie swojego związku z Igorem. Nie chciała tego robić „korespondencyjnie”. Uważała, że po tylu latach należy mu się przynajmniej rozmowa.
Spodobała mi się ta argumentacja i nie nalegałem, żeby została na noc. Umówiliśmy się, że jak już będzie po wszystkim, Alicja zadzwoni do mnie i zaczniemy na nowo układać nasze relacje.
Czekałem spokojnie przez pierwszy miesiąc. Gdy jednak zaczął mijać drugi, jej milczenie trochę mnie zaniepokoiło. Wprawdzie zdawałem sobie sprawę, że zakończenie długoletniego związku to nie jest bułka z masłem, ale czułem, że przedłużające się oczekiwanie nie wróży niczego dobrego. I miałem rację.
– Słyszałeś? Alicja wychodzi za mąż! Za tego marynarza – zastrzelił mnie informacją Kornel, którego spotkałem na uczelni, gdy poszedłem oddać promotorowi gotową pracę magisterską. – Sądząc po twojej minie, nic ci nie powiedziała? Nie miej do niej pretensji. W końcu coś was łączyło i może nie chciała ci robić przykrości…
Czułem się, jakbym dostał czymś ciężkim w głowę. Wszystkiego się mogłem spodziewać, tylko nie takiej informacji! Przecież miała z nim porozmawiać o rozstaniu, a sądząc po tempie wydarzeń, musiała mu się chyba oświadczyć! Tylko dlaczego nic mi nie powiedziała? „No tak, nie chciała mi robić przykrości, bo w końcu coś nas łączyło...” – pomyślałem szyderczo, wściekły, że dałem się nabrać.
Najpierw się strasznie wkurzyłem. No cóż, ta dziewczyna boleśnie zraniła moją męską dumę… Poza tym nie rozumiałem, w co ona gra. Przecież to niepoważne – najpierw mnie okłamuje, potem przyłazi i wylewa przede mną żale, jęcząc, jak to się strasznie męczy w tym dziwnym układzie, a na końcu bierze ślub z powodem tych męczarni!
„Ostatnia idiotka! – zgrzytałem zębami. – Jeszcze będzie przez niego wypłakiwać oczy! Ale już nie w mój rękaw...”.
A potem ogarnęło mnie przygnębienie. Choć nie znaliśmy się długo i właściwie jeszcze nie miałem prawa nazywać jej moją narzeczoną... Jednak na coś tam liczyłem, a cios, który mi zadała, był tak nie-
spodziewany, że z trudem dochodziłem do siebie. Nawet gdy broniłem pracy magisterskiej, ledwo potrafiłem się skupić na tym, co miałem do powiedzenia komisji.
Z czasem rany zadane mi przez Alicję zaczęły się zabliźniać. Zacząłem pracować, poznawać nowych ludzi. Powoli zapomniałem o tym, co się zdarzyło. Po roku potrafiłem już myśleć o Alicji obojętnie. I wtedy spotkałem na mieście Kornela. Przypadkiem. Chwilę pogadaliśmy. Już miałem odejść w swoją stronę, gdy Kornel złapał mnie za rękę.
– A, zapomniałbym! – zawołał podekscytowany. – Alicja się rozwodzi…
– Jak to? – zdziwiłem się. – Przecież dopiero co wyszła za mąż!
– Zawsze wiedziałem, że z nią jest coś nie teges – znacząco popukał się w głowę.
Kiedy pożegnałem się z moim kolegą, ogarnęło mnie przeczucie graniczące z pewnością, że niedługo dowiem się, jak to wszystko było, z samego źródła...
Miałem rację. Nie minął tydzień od tej rozmowy z Kornelem, a przed drzwiami mojego mieszkania zastałem czekającą na mnie Alicję. Tak samo jak rok wcześniej. Teraz jednak nie miałem ochoty bawić się w konwenanse, zapraszać jej do środka i czekać, aż coś z siebie wydusi. Dlatego zapytałem wprost:
– Po co tu przyszłaś?
– Porozmawiać – odparła cicho.
– No dobrze, rozmawiajmy – westchnąłem. – Możemy to zrobić w drodze na twój przystanek. Odprowadzę cię.
Potulnie ruszyła za mną w stronę schodów. Kiedy wyszliśmy przed blok, zaczęła opowiadać. O tym, jak rok temu spotkała się z Igorem. Jak powiedziała mu, że to koniec. Ale kiedy wyjaśniła, dlaczego chce z nim zerwać, on obiecał, że teraz wszystko się zmieni. I właściwie to on już zaczął to zmieniać, tylko jeszcze jej o tym nie mówił. Bo jego ponoć też męczył ten związek na odległość i postanowił od razu po studiach wrócić do Warszawy.
Nawet zaczął tu już szukać pracy, umówił się z rodzicami, że oddadzą mu mieszkanie po dziadku, które wynajmowali. A tak w ogóle to zamierzał się jej oświadczyć.
– Czułam się kompletnie skołowana – powiedziała Alicja, zatrzymując się na przystanku. – Zresztą tak było zawsze. Jak nie widziałam Igora przez długi czas, nie brakowało mi go, nie tęskniłam. A kiedy znowu go widziałam, nie potrafiłam mu niczego odmówić…
– To co się stało, że się rozwodzicie?
– Nie mogliśmy ze sobą wytrzymać pod jednym dachem – odparła. – Kłóciliśmy się o wszystko. Bezustannie.
Jak powiedziała, już po dwóch miesiącach wiedzieli, że ślub był najgorszą decyzją w ich życiu. I tak wytrwali dłużej, niż można się było spodziewać.
– Teraz on wraca na morze, a ja…
– A ty jesteś wolna i przyszłaś zapytać, czy wciąż jestem zainteresowany? – skończyłem za nią nie bez nutki sarkazmu.
– To nie tak… – zawahała się. – Chciałam po prostu, żebyś wiedział.
– Gdybyś tego rzeczywiście chciała, to zadzwoniłabyś do mnie rok temu
– prychnąłem. – Ale bałaś się spojrzeć mi w oczy, prawda? Nie chciałaś usłyszeć prawdy, którą bym ci wyłożył. Widzę, że nadal się miotasz, wciąż nie wiesz, czego chcesz. I raczej nieprędko się dowiesz.
– A ty wiesz, czego chcesz?
Staliśmy na przystanku. Koło nas zatrzymał się autobus, otworzyły się drzwi. Lekko pchnąłem Alicję w ich stronę.
– Nie wiem – odparłem stanowczo, zgodnie z prawdą. – Ale wiem, że nie chcę tam płynąć z dziewczyną marynarza.
Drzwi autobusu zamknęły się za Alicją. Zanim odjechała, jeszcze przez chwilę wpatrywała się we mnie z mieszaniną złości, sympatii i zawiedzionych nadziei, których nie umiałem i nie chciałem spełnić.