„Dzień Babci to była dla mnie męczarnia. Wnuki przyszły, bo wypadało i zostawiły mi tandetne prezenty”

rozczarowana babcia fot. Adobe Stock, FO_DE
„– Przyszli, siedli, zjedli i poszli – wyrzuciłam z siebie jednym tchem. – Kasia cały czas siedziała z nosem w telefonie, Maciek żartował, ale tak powierzchownie, a Wojtek… no, on dał mi ramkę na zdjęcie, ale czy to znaczy, że się przejął? Przecież nawet nie zapytał, jak się czuję”.
/ 22.01.2025 16:00
rozczarowana babcia fot. Adobe Stock, FO_DE

Wstałam o piątej, choć mogłam spać dłużej. Dzień Babci. Jak co roku ten sam teatr. Po co ja to wszystko robię? Nikt mnie o to nie prosił, ale i tak wstałam. Odruch. Wsunęłam kapcie, narzuciłam szlafrok i od razu ruszyłam do kuchni. Mąka, jajka, cukier – szarlotka musi być. 

Stół już nakryty – biały obrus, świeże kwiaty. Na co dzień go nie ruszam, ale dziś musi wyglądać. W piekarniku pachniało jabłkami, ale ja nie czułam nic. Pusty salon odbijał ciszę.

– Chciałabym, żeby ktoś zapytał, czego ja bym chciała – mruknęłam, patrząc na zegar. Już szósta. Niedługo przyjdą. Uśmiech na twarz, szarlotka na stół, będzie jak zawsze.

Wnuczka nawet nie zdjęła kurtki

Kasia przyszła jako pierwsza, jak zwykle za wcześnie. Ledwo zdążyłam odstawić szarlotkę na blat, już słyszałam jej stukot na schodach. Otworzyłam drzwi i od razu zobaczyłam bukiecik róż w jej rękach – tanie, owinięte w folię z supermarketu. 

– Babciu, wszystkiego najlepszego! – rzuciła szybko, nachylając się do policzka.

Jej zapach perfum był tak intensywny, że aż mi się zakręciło w głowie. 

– Dziękuję, Kasiu. Wejdź – odpowiedziałam, siląc się na uśmiech. 

W kuchni od razu usiadła przy stole i wyciągnęła telefon. Nawet nie zdjęła kurtki. Kwiaty włożyłam do wazonu, czując, jak wzbiera we mnie irytacja. "Nawet na to nie patrzy" – pomyślałam, ale nic nie powiedziałam. 

Dostałam tanie czekoladki

Za chwilę pojawił się Maciek, mój drugi wnuk. Wpadł jak burza, z plecakiem przerzuconym przez ramię i szerokim uśmiechem na twarzy. 

– Babciu! – krzyknął, obejmując mnie mocno. – Kupiłem coś specjalnie dla ciebie! – Podał mi pudełko czekoladek. Na widok ich terminu przydatności niemal westchnęłam głośno. Mijał za dwa tygodnie, więc pewnie były z łapanki z jakiejś wyprzedaży.

Maciek usiadł przy stole obok Kasi i zaczął coś opowiadać, gestykulując jak zawsze. Kasia wzruszyła ramionami, nie odrywając wzroku od telefonu. 

– Kasia, schowaj ten telefon, choć dziś! – wyrwało mi się. 

Spojrzała na mnie zdziwiona, jakbym powiedziała coś zupełnie dziwnego.

– Babciu, ja tylko sprawdzam coś ważnego – rzuciła. 

Maciek spojrzał na mnie i westchnął.

– Babciu, przecież wiesz, jaka ona jest. 

Usiadłam naprzeciwko nich i wpatrywałam się w pusty talerz. Chciałam coś powiedzieć, coś ważnego, coś, co wyrwie ich z tej obojętności. Ale głos mi ugrzązł w gardle. Czuliśmy się jak obcy przy jednym stole.

Ten prezent był całkiem ładny

Maciek dopijał herbatę, a Kasia, jak zawsze, była pochłonięta telefonem. Próbowałam jeszcze zacząć rozmowę, ale widziałam, że są myślami gdzie indziej. Nagle usłyszałam kroki na klatce schodowej. Trzeciego wnuka rozpoznałabym wszędzie – Wojtek zawsze wpadał jak burza. 

– Babciu! – zawołał, zanim jeszcze otworzyłam drzwi. – Wszystkiego najlepszego! 

Wpadł do środka z szerokim uśmiechem, dzierżąc coś zawiniętego w papier ozdobny. Był cały czerwony od zimna, a śnieg osypywał się z jego kurtki. 

– Co ty tam masz? – zapytałam z lekkim uśmiechem, bo Wojtek zawsze miał talent do zaskakiwania. 

Podał mi prezent z dumą, a kiedy rozpakowałam, zobaczyłam piękną, drewnianą ramkę na zdjęcia. 

– Babciu, pomyślałem, że mogłabyś tam wstawić jakieś nasze zdjęcie… No, wiesz, twoje i moje, albo całej naszej rodziny. 

Serce mi się ścisnęło. Wzięłam ramkę do rąk, przesuwając palcami po gładkim drewnie. 

– Dziękuję, Wojtku. Jest piękna – powiedziałam szczerze, czując, jak ciepło rozlewa mi się po sercu. 

Maciek odsunął krzesło i uniósł brwi.

– No to chyba wypada zrobić to zdjęcie, co? 

Kasia westchnęła. 

Ale po co ta szopka? 

Od razu odechciało mi się i zdjęcia, i dalszego przebywania z wnukami. 

Kiedyś spędzaliśmy razem czas

Po ich wyjściu w domu zapanowała cisza. Ramka, którą podarował mi Wojtek, leżała na stole. Patrzyłam na nią, jakby miała odpowiedzieć na pytania, których bałam się zadać. W końcu wstałam i poszłam do komody. W dolnej szufladzie trzymałam stare zdjęcia – wyciągałam je, gdy samotność bolała za bardzo. 

Usiadłam na kanapie z garścią zdjęć w rękach. Pierwsze, które zobaczyłam, przedstawiało Kasię, gdy miała może cztery lata. Siedziała na trawie z kolorowym wiatraczkiem w dłoniach, z uśmiechem od ucha do ucha. Na innym była jej szkolna fotografia – z dumą trzymała dyplom z napisem „Najlepsza w klasie”. 

Pod kolejnym zdjęciem krył się Maciek, ledwo trzyletni, w kaloszach o dwa rozmiary za dużych, brodzący w kałuży. Pamiętam, jak śmiał się wtedy tak głośno, że przyciągnął uwagę przechodniów. Potem Wojtek – mały, z loczkami. Siedział na moich kolanach, z babciną czapką na głowie, którą nazywał „kapturkiem czarodzieja”. 

Przesuwałam palcami po zdjęciach, czując jednocześnie ciepło i chłód wspomnień. „Kiedy to wszystko minęło?” – szepnęłam do siebie. Przecież to były moje wnuki, moje małe skarby. Śmiali się, biegali, rzucali mi się w ramiona, jakby to było centrum ich świata

Teraz są dorośli. Każdy żyje swoim życiem, a ja zostałam z boku. Ułożyłam zdjęcia równo na stole, jedno obok drugiego. Na chwilę znów poczułam się jak babcia, której dom tętnił życiem. 

Musiałam się wyżalić

Pół dnia chodziłam po domu, czując, jak gorycz coraz bardziej we mnie narasta. Z każdą chwilą myśli o wczorajszym Dniu Babci stawały się coraz cięższe. Nie wytrzymałam. Wrzuciłam płaszcz na ramiona i poszłam do sąsiadki Zosi, która mieszkała dwa piętra niżej. 

Drzwi otworzyły się niemal od razu. Zosia, jak zwykle w fartuchu i z wałkami w dłoniach, uśmiechnęła się ciepło. 

– Helenko, co za niespodzianka! Wejdź, kochana. 

Nie trzeba mnie było dwa razy zapraszać. W korytarzu zdjęłam płaszcz, a chwilę później siedziałam już przy jej kuchennym stole z kubkiem gorącej herbaty. Zosia była moim oparciem, odkąd przeprowadziłam się do tego bloku. 

– Coś się stało? – zapytała, patrząc na mnie uważnie. 

Westchnęłam ciężko. – Wiesz, Zosiu, to był Dzień Babci. Przyszły wnuki, jak zawsze, ale… to nie było to. 

Sąsiadka uniosła brwi.

– Co masz na myśli? 

Przyszli, siedli, zjedli i poszli – wyrzuciłam z siebie jednym tchem. – Kasia cały czas siedziała z nosem w telefonie, Maciek żartował, ale tak powierzchownie, a Wojtek… no, on dał mi ramkę na zdjęcie, ale czy to znaczy, że się przejął? Przecież nawet nie zapytał, jak się czuję. 

Zosia pokiwała głową z wyrozumiałością. – To dzisiejsza młodzież, Helenko. Ale wiesz, może oni nie wiedzą, że cię to boli? 

– Może – przyznałam niepewnie. – Ale czy naprawdę muszę im to tłumaczyć? Przecież to powinni czuć! 

– A może ty zbyt długo milczałaś? – Zosia spojrzała na mnie znad kubka. – Może musisz powiedzieć, czego chcesz. Dzieci czasem są ślepe, ale nie dlatego, że są złe, tylko nie wiedzą, czego się od nich oczekuje. 

Te słowa zapadły mi w pamięć. Wracając do domu, zastanawiałam się, czy rzeczywiście moje wnuki są aż tak nieświadome. Może Zosia miała rację? Ale czy potrafię im to powiedzieć wprost?

Chciałam odbudować naszą więź

Wracając do domu, czułam, jak słowa pani Zosi coraz mocniej osiadają w mojej głowie. „Może oni nie wiedzą?” – brzmiało jak echo. A jeśli naprawdę tego nie rozumieją? Jeśli nigdy nie powiedziałam im, czego potrzebuję? 

Usiadłam przy stole, wpatrując się w ramkę od Wojtka. Pustka, która w niej tkwiła, zdawała się odbijać pustkę w naszych relacjach. W końcu sięgnęłam po telefon. Nie używałam go często, ale teraz potrzebowałam zrobić coś, czego wcześniej unikałam. 

Zaczęłam od Kasi. 

Babciu? Coś się stało? – zapytała, gdy odebrała. W tle słyszałam jakieś rozmowy, może była na uczelni. 

– Kasiu, chciałam pogadać… tak szczerze – zaczęłam, próbując nie zabrzmieć oskarżycielsko. – Wczoraj… nie czułam, że jesteście naprawdę u mnie. Jakbyście przyszli z obowiązku. 

Cisza. W końcu Kasia westchnęła.

– Babciu, nie gniewaj się, ale przecież przychodzimy. Czy to nie wystarczy? 

– Nie, Kasiu. Nie wystarcza. Chciałabym, żebyśmy naprawdę byli razem, a nie tylko odhaczyli wizytę. Kiedyś byliśmy bliżej… Czy ty w ogóle to pamiętasz? 

Rozmowa ciągnęła się jeszcze chwilę, ale kiedy się rozłączyłam, miałam wrażenie, że coś w Kasi drgnęło. Zadzwoniłam też do Maćka i Wojtka. Każda rozmowa była inna, ale wszystkie zakończyły się podobnie – obietnicą, że spróbują. 

Poczułam się jak dawniej

Na weekend zaprosiłam ich na wspólne gotowanie obiadu. Tym razem bez szarlotki, bez białego obrusu, bez spięcia. Po prostu – razem. 

Kiedy przyszli, poczułam, że coś się zmieniło. Kasia odłożyła telefon, Maciek sam zaproponował, że obierze ziemniaki, a Wojtek przyniósł aparat. 

Zróbmy jakieś fajne zdjęcie, babciu – rzucił z uśmiechem. 

Gdy później siedzieliśmy przy stole, czułam, że coś się w nas odbudowuje. Może nie od razu, może jeszcze długo będziemy szukać drogi do siebie, ale ten dzień był dobrym początkiem. Zdjęcie, które zrobiliśmy, włożyłam do ramki od Wojtka. Pierwszy raz od dawna czułam, że to miejsce na coś prawdziwego.

Helena, 70 lat

Czytaj także: „Tolerowałam zapach obcych perfum na koszulach męża, ale do czasu. Nie chciałam żyć jak babcia i mama”
„Na imprezie firmowej koleżanki zapominały, że mają mężów, byle dostać awans. Ja byłam grzeczna i ugrałam więcej”
„Mąż żałował mi na podpaski, bo wiecznie oszczędzał. Odkryłam, że za jego skąpstwem stoi grzeszna rozpusta z młodości”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA