Syn: Zawsze myślałem, że jestem zdrowym, pełnym sił chłopakiem. Uczyłem się, pracowałem, trenowałem piłkę nożną, chodziłem na basen, spotykałem się ze znajomymi. Prowadziłem zwyczajne życie młodego mężczyzny. Do czasu.
Wybierałem się na boisko, kiedy przed oczami zaczęły mi latać jakieś mroczki.
– Wiesz mamo, chyba zostanę w domu – powiedziałem, kiedy zajrzała do pokoju. – Boli mnie głowa i w ogóle jakoś się marnie czuję.
– Pokaż czoło? Masz gorączkę? – dotknęła ręką mojej głowy. – Nie, zimne. Pewnie jesteś trochę przemęczony. Poleż sobie, prześpij się. Dam ci coś przeciwbólowego.
Jednak moje złe samopoczucie nie minęło. Często miewałem bóle głowy, podwyższone ciśnienie i w ogóle czułem się jakiś taki wczorajszy. W końcu wybrałem się do lekarza. Zrobiono mi jakieś badania, pobrano krew... i skierowano na odziała nefrologii. Tam okazało się, że mam kłębuszkowe zapalenie nerek. Wszystko to brzmiało dla mnie strasznie tajemniczo i bez sensu.
– Panie doktorze, co tak naprawdę mi jest? – spytałem.
– Kłębuszkowe zapalenie nerek, to schorzenie o podłożu immunologicznym, które może prowadzić do rozwoju niewydolności nerek – zaczął doktor. – Może mieć postać ostrą lub przewlekłą. Krótko mówiąc, pana nerki nie pracują tak, jak powinny i trzeba będzie im pomagać.
Dalej nie rozumiałem w czym rzecz, aż wreszcie padło słowo, po którym wszystko stało się jasne – dializy. Cztery razy w tygodniu miałem kłaść się do szpitala na parę godzin i być podłączonym do jakiejś ogromnej aparatury. Jeszcze wtedy nie byłem świadom tego, co mnie czeka...
Matka: Kiedy Michał źle się poczuł pomyślałam sobie, że to zwykłe przemęczenie. Nigdy na nic się nie skarżył, zawsze był okazem zdrowia... Ale kiedy złe samopoczucie nie mijało, wygoniłam go do lekarza. Michał się wściekał, ale zrobił te badania. Biegał po lekarzach, aż w końcu diagnoza zwaliła nas z nóg. No i te dializy. Od początku źle je znosił...
– Nie mam zamiaru tego ciągnąć – pokrzykiwał. – Nie będę leżał przez pół dnia w szpitalu. Ciekawe kto za mnie będzie pracował? I studia, ostatni rok!
– Synku, co ty opowiadasz? Musisz się leczyć – przeraziłam się.
– Przez dwadzieścia trzy lata dobrze się czułem, więc dlaczego raptem mam robić z siebie obłożnie chorego?
Podeszłam i przytuliłam go mocno. Nieważne, że był już dorosły. Da mnie pozostał moim małym Michasiem. Słodkim blondynkiem z zadartym noskiem.
– Będzie dobrze – powiedziałam...
Szybko wszystko stało się jasne – w tej walce chodzi o życie
Syn: Koszmar się zaczął. Rano o czwartej pobudka. Szpital, dializa, o ósmej do pracy, potem do szkoły. Nie miałem już czasu i sił na życie towarzyskie. Zostawiła mnie dziewczyna, kumple się odsunęli. Pewnie, kogo obchodzi inwalida. A te cholerne dializy mnie wykańczały.
Jak już się dowiedziałem, nerki pełnią bardzo ważną rolę w organizmie, filtrują krew oraz wytwarzają i wydalają mocz, zawierający zbędne produkty przemiany materii. Są poza tym odpowiedzialne za utrzymanie stałej objętości i odpowiedniego składu płynów wewnątrzustrojowych. Dlatego też wszelkie zakłócenia w pracy nerek powodują zazwyczaj poważne zatrucia.
Aby ich uniknąć, osoby z niewydolnością lub uszkodzeniami nerek są zmuszone do ciągłego oczyszczania krwi w trakcie dializoterapii. Można ją przeprowadzać za pomocą hemodializy, czyli dializy pozaustrojowej, w trakcie której co dwa-trzy dni podłącza się chorego do specjalnego aparatu filtrującego krew. Poprzez wkłucie się do przetoki pobiera się choremu krew, która jest filtrowana w sztucznej nerce, a następnie oczyszczona wraca do pacjenta.
Dializa tego typu trwa ok. 5 godzin i wymaga doskonałego stanu żył. Widziałem, że to dla mojego dobra, ale miałem wrażenie, że życie przecieka mi przez palce.
Wczoraj dowiedziałem się, że jedynym ratunkiem, aby uchronić się przed dializami jest przeszczep nerki. Ale, o ironio, na taki przeszczep czeka się latami. Chyba, że zdarzy się cud. Strasznie mi ciężko. Fatalnie czuję się po tych dializach. Jestem zmęczony, opuchnięty, a dzień dopiero przede mną. Wieczorem ledwie żyję. Marzę tylko o tym, żeby spać i nic nie czuć.
Jest taki dzielny, a mnie gdy patrzę, jak zmaga się z chorobą, pęka serce. Jak mu pomóc?
Matka: Zadzwoniłam do tej jego Agnieszki i powiedziałam, co myślę o jej zachowaniu. On tak strasznie cierpi. Raz, że jest chory, a dwa, że zawiódł się na najbliższej osobie.
– Proszę pani, my nawet nie możemy spędzić nocy razem, bo on kładzie się o północy, a zrywa się przed świtem. Co to za życie? – spytała zimno.
Mój Boże, to teraz tak się patrzy na życie? Przez pryzmat seksu? A gdzie wzajemne zaufanie, szacunek, miłość?
Jestem dumna z syna. Patrzę codziennie na jego walkę i serce mi pęka z żalu. Wzięłabym na siebie tę chorobę, gdybym tylko mogła. Ale nic nie mogę zrobić... A może jednak? Wczoraj rozmawiałam z lekarzem, dał mi nadzieję. Trzeba tylko przekonać Michała.
– Wybij to sobie z głowy, mamo – pokręcił głową, gdy powiedziałam, co mam zamiar zrobić.
– A ty nie bądź taki nadęty. Wiadomo, że nerki najbliższych nadają się najlepiej do przeszczepu. Na cudzą możesz czekać latami, chyba, że zdarzy się cud – tłumaczyłam, jak dziecku.
– Czy ty nie rozumiesz, że jeśli tobie ta druga nerka przestanie pracować zostaniesz z niczym? – patrzył na mnie wzrokiem pełnym nadziei i niedowierzania. – Pomyślałaś może o tym?
– Jestem zdrowa i nie wybieram się tak szybko na tamten świat. Jeszcze chciałabym zobaczyć swoje wnuki... – próbowałam się uśmiechać przez łzy.
– Mamo... – położył mi głowę na kolanach. – Jesteś pewna?
Dni pędziły jak szalone, ale wszystko szło dobrze. Nadaję się na dawcę. Jutro zabieg. Za oknem noc, gwiazdy migocą. Tyle już widziały. Morze łez i mnóstwo szczęścia. Leżę na oddziale i wspominam fragmenty z naszego życia.
Ciąża i rosnący brzuch. Od początku wiedziałam, że to będzie chłopiec.
Poród... Na brzuch kładą mi małe krzyczące dziecko. Mój zmęczony wzrok spotyka się z niebieskimi ślepkami malucha. Czy to wtedy powstaje ta niesamowita więź między matką, a dzieckiem? Czy jeszcze wcześniej?
Patrzyłam na malutkie paluszki, stópki, paznokietki i nie mogłam się nadziwić temu małemu cudowi. Mały człowiek, doskonale uformowany, mój syn.
I trzy lata później. Mały Michaś biegnie do mnie, nie zauważa korzenia wystającego z ziemi, zaczepia nóżką i upada. Niebieskie oczy wypełniają się łzami, usta wyginają się w podkówkę, wyciąga do mnie rączki... Z kolana cieknie krew. Trzeba opatrzyć rankę, ucałować chorą nóżkę i już jest lepiej. A na osłodzenie żalu kawałek czekolady, chowany na taką okazję w przepastnej szufladzie.
Albo Michał idzie do szkoły. Ma ogromny tornister i granatowy fartuszek z białym kołnierzykiem. Jest taki poważny... I jeszcze komunia święta, obóz, pierwsza dziewczyna. Tyle wspomnień. Nie wiem kiedy zapadam w sen.
Nie było mowy o poświęceniu, liczyło się jedno – czy to możliwe?
Syn: Czy dzięki mamie będę zdrowy? Mam wyrzuty sumienia. Co będzie, jeśli ona kiedyś zachoruje? Boję się i czuję ulgę. I radość, że to już koniec. Wprawdzie lekarz powiedział, że istnieje możliwość odrzutu nerki, ale jestem dziwnie spokojny, że się uda. Czy każda matka potrafi się tak poświęcić dla swego dziecka?
Matka: Już po wszystkim. Jestem w domu. Przeszczep się przyjął. Michał jeszcze musi zostać na oddziale. U niego to potrwa dłużej. Pewnie około miesiąca. Najważniejsze, że nerka już pracuje...
Syn: Dziękuję ci, mamo.
Więcej prawdziwych historii:
„Rodzina męża mówi, że umarł z miłości do mnie. A on po prostu zapił się na śmierć po tym, jak od niego odeszłam”
„Przyjęłam Kasię jak własną córkę. Nie miała mamy, miała agresywną pijaczkę, przez którą poroniła i straciła pół życia”
„Mam 54 lata. Mąż mnie zostawił dla młodszej. Teraz mieszkam z mamą i uważam, że jestem za stara na nowe życie”