– To portret twojej babci? – usłyszałam głos chłopaka mojej wnuczki Kariny.
Mówił o mnie. Jakbym już to gdzieś słyszała. Uśmiechnęłam się do wspomnień. To samo miejsce, ale inny czas. Byłam młoda i niesłychanie podekscytowana tańcami, na które wybierałam się z Bolkiem. Uszyłam na tę okazję spódniczkę z pełnego koła, na sztywnej halce. Kreację uzupełniłam czarnym podkoszulkiem i modnymi w latach 50. „trumniakami”, czyli głęboko wyciętymi tenisówkami ufarbowanymi na czarno. Uczesałam się w koński ogon jak Brigitte Bardot.
– Jesteś strasznie podobna do tej kobiety na portrecie – zauważył Bolek.
Mój dobry nastrój uleciał jak powietrze z przekłutego balonika.
Nie cierpiałam, kiedy tak mówiono
„Ta kobieta” była moją babcią i naprawdę nie widziałam w niej nic niezwykłego. Portret został wykonany wiele lat przed wojną, gdy babcia święciła triumfy na wiedeńskich salonach. Choć moim zdaniem trudno było uznać ją za klasyczną piękność: wydatny nos, okrągła twarz i solidne ramiona. Posągowe, mawiał dziadek. Wiele razy myślałam, że jeśli odziedziczyłam po niej urodę, to miałam pecha. Babcia odeszła, zanim dorosłam na tyle, żeby zainteresować się jej historią. Wówczas miałam w głowie tylko tańce i miłość. Wielką miłość, której nie mogłam się doczekać.
– Jesteś zupełnie taka jak Helena, kiedy była w twoim wieku – powiedział kiedyś dziadek. – Czasem, kiedy patrzę na ciebie, mam wrażenie, że ona wróciła. Miałem wiele szczęścia, że taka kobieta zechciała dzielić ze mną życie. A mało brakowało...
– Babcia chciała cię puścić kantem? – zainteresowałam się wreszcie.
– Jeszcze wtedy się nie znaliśmy – odparł dziadek. – Ale czy wiesz, że gdyby powiódł się niecny plan pewnego austriackiego bubka, wywodziłabyś się z jednego z najstarszych arystokratycznych rodów Wiednia?
– Poważnie?
– Tak. Rupert miał tytuł barona, dwa razy von przed nazwiskiem i był blisko skoligacony z dworem.
– Fantastycznie! – zachwyciłam się.
– Jak dla kogo – obraził się dziadek. – Po czyjej jesteś stronie? Mojej czy jego?
– Stoję za tobą murem – zapewniłam go.
– Tak lepiej. Bo widzisz, Helena zjechała z rodzicami do Wiednia na debiut. Miała zaprezentować się wśród śmietanki towarzyskiej jako panna na wydaniu. I tak się stało. Na balu wpadła w oko Rupertowi dwa razy von. Bo Helena w białej sukni wyglądała tak pięknie... jak delikatny kwiat wiśni.
– Skąd wiesz? Przecież jej wtedy nie znałeś – wytknęłam mu.
– Praktyczna to ty jesteś po ojcu – zirytował się dziadek – Prawdę mówię! W tej samej sukni tańczyła ze mną walca w oficerskim kasynie w Warszawie.
Od razu się jej oświadczył
– Po kilku obrotach na parkiecie już wiedziałem, że to ta jedyna.
– A ten Rupert?
– A! Cóż, chyba poczuł to samo. Po wiedeńskim balu debiutantek poszukał okazji, żeby zostać przedstawionym rodzicom Heleny, i zaczął ją wizytować. Wszyscy byli zachwyceni, że jej się taka świetna partia trafiła, ale do czasu. Wkrótce po Wiedniu rozeszła się pogłoska, że arystokratyczni krewni Ruperta są przeciw. Panna posażna, ale jej pochodzenie przedstawiało wiele do życzenia. Oni mierzyli znacznie wyżej.
– Pochodzenie im nie pasowało? – zdumiałam się. – To dlaczego jestem na „czarnej liście” wrogów ludu i nie dostałam się na studia?
– Bo dla władzy ludowej jesteś arystokratką, a dla prawdziwej arystokracji plebejuszką – wyjaśnił krótko dziadek.
– To niesprawiedliwe!
– Pewnie że nie. Ale wróćmy do Ruperta dwa razy von. Ten bubek naprawdę zakochał się w Helenie i postanowił ją zdobyć mimo przeszkód, które stawiała rodzina.
Spojrzałam z powątpiewaniem na perkaty nosek babci patrzącej na mnie z fotografii. Nie wyglądała na heroinę romansu.
– A ona? Co na to?
– Jak na lato – wkurzył się dziadek.
Widać ta sprawa nadal go bolała.
– Jaka panna by się oparła dziedzicowi tytułu barona?
– Był przystojny? – chciałam wiedzieć.
– Ejże! – dziadek łypnął na mnie złym okiem – bo się pogniewamy!
– Babcia musiała mieć dobry gust, skoro wyszła z a ciebie… Więc pewnie i ten dwa razy von nie był zły.
– Nie był – przyznał niechętnie dziadek. – Świetnie prezentował się na koniu i w tańcu. Obrzydliwie gładki był podobno w obejściu. Komplementował, podnosił upuszczone chusteczki, w oczy zaglądał i służył ramieniem. Tak zawrócił w głowie Helenie, że ta, niepomna na obowiązki wobec ojca i matki, postanowiła z nim uciec.
– Bez ślubu? – zgorszyłam się.
Moja rodzina nie była nowoczesna
Prezentowała niezłomne zasady w tej kwestii, a przecież były lata 50.… Zatem jak nieprzejednani musieli być 40 lat wcześniej!
– Ślub mieli wziąć w Szwajcarii i postawić arystokratycznych krewnych Ruperta przed faktem dokonanym.
– Plan był dobry – pochwaliłam.
– Ależ skąd! Panna, uciekając spod skrzydeł rodziców, była ryzykantką. Od tej chwili jej los i honor zależał wyłącznie od dobrej woli epuzera. Mało to razy okazywało się, że kawaler się rozmyślił, a pannę brat i ojciec znajdowali we łzach w jakimś wynajętym przez oszukańca mieszkanku?
– I co wtedy?
– Nie wiesz? Wracała w niesławie do domu, a jej szanse na uczciwego męża malały do zera. Przynosiła wstyd rodzinie.
– Ale Rupert miał uczciwe zamiary?
– Może i tak – prychnął dziadek. – Gdyby jednak doszło do pospiesznego ślubu w Szwajcarii, też nie byłoby dobrze. Helena zostałaby jego żoną, ale zanim skandal by ucichł, nie byłaby nigdzie przyjmowana.
– Ale do niczego nie doszło? – spytałam z nadzieją, bo zaczęłam w to wątpić.
Dziadek znał podejrzanie dużo szczegółów historii, która się nie zdarzyła. A może jednak?
Może babcia i Rupert w Szwajcarii...
– Ten arystokratyczny bęcwał wszystko przygotował. Paszporty, bilety na kolej. Z jego pieniędzmi mógł wiele zdziałać. Zależało mu na Helenie i chcę myśleć, że jednak miał uczciwe zamiary. Inaczej musiałbym go odszukać i zabić, o ile jeszcze żyje.
– Biedny zakochany Rupert… – użaliłam się – wystawiony przez babcię do wiatru.
– Trochę to nie tak było – poprawił szczerze dziadek. – Ktoś ich zdradził. Helena nigdy nie była pewna kto. Podejrzewała pokojówkę, przez którą Rupert przesyłał w tajemnicy liściki. Być może dziewczyna przestraszyła się gniewu państwa, którzy niechybnie zwolniliby ją bez referencji, za to, że dopuściła do ucieczki panienki.
– Przecież nie miała na nią wpływu! – zirytowałam się kolejną niesprawiedliwością.
– A kogo to obchodziło! Z pewnością poniosłaby konsekwencje. Wolała więc zawiadomić matkę Heleny o planach młodych. Ojciec rozmówił się z Rupertem, a pannę zamknięto na cztery spusty. Niedługo potem rodzina wróciła do Warszawy.
– I wtedy ty wkroczyłeś na scenę.
– Poniekąd. Ten skandal z ucieczką mi się przysłużył. Nie byłem dość dobrą partią dla Heleny, ale w tej sytuacji... Plotki z Wiednia dotarły na warszawskie salony, a panna, której reputacja została zbrukana, musiała albo zadowolić się skromniejszym kawalerem, albo mieć na tyle duży posag, żeby skusić kogoś lepiej skoligaconego.
– Przecież babcia nie wyszła za ciebie, żeby uciszyć plotki. Kochała cię!
– Tego nigdy nie byłem pewien – wyznał cicho dziadek. – Wiedziałem, że mam się nijak do barona z Wiednia, ale uwielbiałem ją i nie wyobrażałem sobie bez niej życia. W moich czasach mówiło się, że miłość przyjdzie po ślubie, i na to skrycie liczyłem.
– I przyszła.
– Chyba tak – uśmiechnął się do wspomnień, zwracając wzrok w kierunku portretu. – Taką mam nadzieję.
– Zazdroszczę wam, też bym tak chciała – westchnęłam. – Ale chyba nie mam szans.
Dziadek zaczął się śmiać i nie mógł przestać
Poczułam się urażona.
– Nie śmiej się ze mnie!
– Ależ dziecko, rozbawiło mnie to, co powiedziałaś. Ty nie masz szans? To kto ma? Odziedziczyłaś po Helenie urok i czar, któremu nikt się nie oprze. To wdzięczne pochylenie głowy, spojrzenie z ukosa. Myślisz, że ktokolwiek widzi twój nos? Ja u Heleny widziałem urodę, która aż mnie onieśmielała. Z tobą też tak będzie.
– Babciu! Wychodzimy! – Karina wyrwała mnie ze wspomnień.
– Pięknie pani wyszła na tym portrecie – zagaił uprzejmie Maciek.
– To nie ja, tylko kobieta, która rozkochała w sobie wiedeńskiego barona i mojego dziadka. Kiedyś wam o tym opowiem.
– To może jutro, bo teraz musimy lecieć – Karina pomachała mi i już ich nie było.
Ta historia poczeka, aż moja wnuczka dojrzeje. Już niedługo.
Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”