„Dusiłam się w związku z Kubą, a on postanowił mi się oświadczyć. Z opresji wybawił mnie... mój przyszły mąż”

nieudane oświadczyny fot. Adobe Stock, Davide Angelini
„Odwróciłam głowę i ujrzałam go klęczącego przede mną z pierścionkiem w dłoni. Pierścionkiem, który miałam znaleźć w cieście, a nie połknąć wraz z nim i prawie się udusić… Chryste, przez ten swój cholerny romantyzm Kuba mało mnie nie zabił! A potem zamiast ruszyć mi na ratunek, potrafił tylko wołać innych na pomoc…”.
/ 09.07.2022 21:30
nieudane oświadczyny fot. Adobe Stock, Davide Angelini

W pierwszą rocznicę naszego związku zabrał mnie do restauracji. W milczeniu przeglądaliśmy menu. To znaczy Kuba studiował je z uwagą, ja zaś zastanawiałam się, jak mu przekazać, że z nami koniecOd pewnego czasu czułam, że to zmierza donikąd. Kuba był czarujący, delikatny, romantyczny, zawsze pełen szacunku i rewerencji – i przez pierwsze miesiące to na mnie działało.

Później jednak zdałam sobie sprawę, że potrzebuję silnego, konkretnego faceta. Takiego, który naprawi cieknący kran i porwie mnie na weekend w góry bez pytania tydzień wcześniej, czy chcę, czy na pewno, bo może marzyłam o czymś innym, a on nie zamierza mi niczego narzucać, ble, ble, ble.

Mówiąc wprost, Kuba był po prostu nudny. W łóżku też. Zawsze delikatny, dbający o moje potrzeby, przy świecach i muzyce. Wiem, niejedna kobieta z chęcią by się ze mną zamieniła, ja jednak czasem miałam ochotę na coś innego. Namiętny eksces na blacie stołu podczas przyrządzania obiadu czy na tylnym siedzeniu samochodu… A nie w kółko tak grzecznie, tradycyjnie, choć w płatkach róż.

Tak, to był chyba jeden z głównych powodów. Gdyby przynajmniej w łóżku zachowywał się, hm, bardziej zdecydowanie i z większą fantazją... Niestety po roku naszego związku wiedziałam już, że bez względu na to, co bym robiła, jakie sygnały bym mu  słała – Kuba nigdy nie zmieni swojego zachowania. Może romantycy tak już mają.

Poczułam, że nie mogę złapać tchu

– O czym myślisz, słońce? – głos Kuby wyrwał mnie z zamyślenia.

– Och, wiesz... – uśmiechnęłam się zdawkowo. – Nie wiem, na co się zdecydować.

Kuba natychmiast wskoczył w rolę rycerza ratującego damę w opałach. W końcu za jego namową wzięłam coś z kuchni włoskiej. Kuba zamówił jeszcze butelkę czerwonego wina, kelner zapalił świece i brakowało tylko kwartetu smyczkowego przygrywającego klasyczne miłosne kawałki. Rany...

Mimo wszystko, choć w głębi serca podjęłam już decyzję, uznałam, że to nie jest dobry moment na zerwanie. Nie wtedy, nie w tamtej restauracji. To jakby w dzień ślubu przyznać się narzeczonemu do zdrady. Gawędziliśmy o różnych sprawach i, owszem, zauważyłam, że Kuba jest rozkojarzony bardziej niż zwykle i jakby podenerwowany. Ale wino zbyt przyjemnie szumiało mi w głowie, żebym się tym przejmowała. Zorientowałam się w sytuacji dopiero wtedy, gdy już było za późno.

Zamówiliśmy deser: moje ulubione tiramisu. Mogłabym je jeść na kilogramy, gdyby nie obawa przed utratą figury. Kuba gdzieś wyszedł, sądziłam, że do łazienki, a ja dopijałam wino – stanowczo zbyt dobre. Wrócił tuż przed kelnerem, który podał ciasto. 

Przypomniał mi się dzień, w którym się poznaliśmy, i tamtą kafejkę. Byłam wtedy z przyjaciółkami i właśnie niosłam do stolika w ogródku swoje tiramisu, gdy nagle wpadł na mnie Kuba. Jak zwykle bujał w obłokach i nie patrzył, gdzie idzie.

– Najmocniej przepraszam – wybąkał, podczas gdy ja leżałam na ziemi, umazana ciastem.

Byłam wściekła, jednak gdy spojrzałam w przerażone oczy stojącego nade mną chłopaka, cała moja złość gdzieś się ulotniła.

– Pomóż mi wstać – powiedziałam, zamiast rzucić soczystą wiązanką.

– Oczywiście – odparł i podał mi rękę. – Jestem Kuba.

– Gosia – przedstawiłam się odruchowo.

– Pozwól, że odkupię ci ciastko – rzucił i pognał do lady, nim zdążyłam zaprotestować.

Po chwili przyniósł mi tiramisu, przeprosił jeszcze ze trzy razy i się ulotnił.

Dopiero gdy zjadłam całe ciastko, odkryłam, że na serwetce zapisał swój numer telefonu. Trochę się rozmazał od kremu, ale udało mi się go odcyfrować. Zadzwoniłam jeszcze tamtego wieczoru i przegadaliśmy chyba ze trzy godziny. Zaprosił mnie na randkę do kawiarni, w której podawali najlepsze tiramisu w mieście. Jak mogłam odmówić?

Wciąż uśmiechałam się do wspomnień, gdy kelner postawił przede mną talerzyk ze smakowicie wyglądającym ciastkiem.

– Smacznego, słońce – powiedział Kuba, a ja uniosłam widelczyk.

Wzięłam kęs. Ciasto dosłownie rozpływało się w ustach. Aż zamknęłam oczy z rozkoszy.

Muszę ci coś powiedzieć, kochanie – zaczął Kuba, gdy nabierałam kolejną porcję.

Wstał znienacka. Po chwili wahania opadł na kolana. Tak mnie tym zaskoczył, że przełknęłam ciasto, niemal nie czując smaku. Zachłysnęłam się i coś stanęło mi w gardle.

– Wiesz, że cię kocham – mówił Kuba, a ja nagle poczułam, że nie mogę złapać tchu.

Dosłownie! Otworzyłam usta, ale nie mogłam nic powiedzieć. Kuba nie zareagował. W ogóle nie patrzył na mnie, tylko gdzieś w podłogę. Chwycił mnie za rękę. Ja w tym czasie przycisnęłam drugą dłoń do gardła w desperackiej próbie zaczerpnięcia powietrza albo przynajmniej wskazania problemu. W końcu podniósł na mnie wzrok i się uśmiechnął.

Potrafi naprawić cieknący kran i nie tylko

– Wiem, że to niespodziewane.

Z otwartymi ustami i oczami wychodzącymi z orbit musiałam wyglądać jak ryba wyciągnięta z wody. Kuba zapewne wziął to za oznakę zdziwienia.

– Taka kobieta jak ty… – ciągnął.

Wyrwałam mu dłoń i poklepałam się po gardle, próbując mu pokazać, że się duszę.

– Coś nie tak, słońce? – zapytał.

Mogłam tylko pokiwać głową i ponownie wskazać gardło.

Zerwał się na równe nogi i patrzył na mnie bezradnie, w panice, całkiem jak wtedy, gdy się poznaliśmy. A ja słabłam coraz bardziej. Przed oczami pojawiły mi się czarne plamki.

– Ratunku! – zawołał w końcu mój chłopak. – Niech ktoś pomoże! Ona się dusi!

Zaczęłam się zsuwać z krzesła... Nagle jakaś siła poderwała mnie w górę. Poczułam silny nacisk na brzuch, pod przeponą. Raz, drugi. Za trzecim to, co blokowało mi gardło, puściło – i wraz z głośnym kaszlnięciem poleciało na stół. Głośno wciągnęłam powietrze i spojrzałam na obrus. Obok talerza, oblepiony biszkoptem, leżał pierścionek. Mój wybawca delikatnie postawił mnie na ziemi i odwrócił ku sobie.

– Już dobrze? – zapytał, wciąż trzymając mnie za ramiona.

Był elegancko ubrany, dobrze zbudowany i wysoki. Wyższy ode mnie. Musiałam zadrzeć głowę, żeby na niego spojrzeć, a nosiłam buty na obcasach. Kiwnęłam głową, niezdolna do wykrztuszenia słowa, ale tym razem nie z powodu pierścionka tkwiącego w tchawicy. Mój wybawca miał takie piękne, szare oczy… Uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu.

– Cieszę się, że mogłem pomóc – powiedział, odwrócił się i poszedł do stolika, przy którym siedziało dwóch mężczyzn.

Zanim usiadł, spojrzał na mnie jeszcze raz i uśmiechnął się krzepiąco.

– Gosiu… – szepnął Kuba.

Odwróciłam głowę i ujrzałam go klęczącego przede mną z pierścionkiem w dłoni. Pierścionkiem, który miałam znaleźć w cieście, a nie połknąć wraz z nim i prawie się udusić… Chryste, przez ten swój cholerny romantyzm Kuba mało mnie nie zabił! A potem zamiast ruszyć mi na ratunek, potrafił tylko wołać innych na pomoc…

– Nie wyszło tak, jak zapla… planowałem… – wyjąkał, a ja zrozumiałam z przerażeniem, że to oświadczyny.

Mój Boże, dopiero co postanowiłam go rzucić, a on mi się oświadczał! Nie wiedziałam: śmiać się, wściekać czy płakać. Mówił dalej, ale już go nie słuchałam. Osunęłam się na krzesło i spojrzałam za siebie. Facet, który mnie uratował, patrzył na mnie. Z uśmiechem wzniósł kieliszek w niemym toaście.

Nie poczekałam na właściwą chwilę, nie osłabiłam ciosu lepiej wybranymi okolicznościami – zerwałam z Kubą jeszcze tamtego wieczoru, kilka minut później. Wyszedł ze łzami w oczach. Ale wcześniej przepraszał mnie, mówiąc, że rozumie, że mam sobie nie robić wyrzutów, bo to jego wina, nie stanął na wysokości zadania, zawiódł mnie. Kajał się tak bardzo, że aż mi się go żal robiło, jednak nie na tyle, aby zaprzeczyć.

Choć nie rozpatrywałaby tego w kategoriach winy – po prostu kompletnie do siebie nie pasowaliśmy. Odrobina romantyzmu na co dzień bywa urocza: kobieta czuje się dopieszczona, wielbiona. Jednak wszelka przesada jest niezdrowa. Ujmując to kulinarnie, miałam dosyć szampana, kawioru i tiramisu – tęskniłam za wódką, chlebem ze smalcem i drożdżowym ciastem. Tęskniłam za zwyczajnością.

No i chciałam wiedzieć, że mogę polegać na swoim facecie, gdy stanie się coś złego. I że będzie umiał podjąć decyzję, gdy ja się zawaham. W układzie z Kubą nie mogłam sobie pozwolić na luksus bycia niezdecydowaną. Odpowiedź „Nie wiem” nie wchodziła w rachubę. To męczące.

Z restauracji wyszłam z Adamem, moim wybawcą. Czasem czuję z tego powodu wyrzuty sumienia, ale cóż, uległam spontanicznemu, niezaplanowanemu, niewyreżyserowanemu porywowi serca. Taki romantyk jak Kuba powinien to zrozumieć. 

Adam jest ratownikiem medycznym. Codziennie ratuje czyjeś zdrowie i życie, ale śmieje się, że nikt jeszcze nie podziękował mu tak jak ja. Jesteśmy ze sobą już drugi rok i planujemy ślub. Mój facet potrafi dużo więcej niż naprawić cieknący kran. Poezji nie czytuje, woli kryminały. Ciętych kwiatów w ogóle nie uznaje – jeśli już, to obdarowuje mnie praktyczną rośliną w doniczce. No i nie uważa, że łóżko to jedyne miejsce, gdzie dwoje kochających się ludzi może zaszaleć.

Czytaj także:
„Chcieliśmy wprowadzić z żoną nieco fantazji w nasze życie erotyczne. Niestety, zostaliśmy przyłapani na gorącym uczynku”
„Zostawiłam na chwilę dziecko w samochodzie, a kiedy wróciłam... samochodu nie było. Mój synuś fartem uniknął tragedii”
„Mąż nie chce wierzyć, że odchodzę, bo nie chcę już z nim być. Próbuje mi wmówić kochanka i wykorzystuje do tego syna”

Redakcja poleca

REKLAMA