„Zostawiłem żonę dla kochanki, ale ona nie chciała odejść od męża. Zrozumiała swój błąd, gdy wyszło, że puszcza ją kantem”

mężczyzna załamany sytuacją uczuciową fot. Adobe Stock
„Zamiast się ucieszyć, że jestem wolnym człowiekiem, zaczęła mówić o swoich wątpliwościach i budowie domu. Nie mogłem tego tak zostawić. Wplątałem jej męża w fałszywy romans, żeby zdecydowała się od niego odejść”.
/ 18.04.2022 16:31
mężczyzna załamany sytuacją uczuciową fot. Adobe Stock

O rozwodzie zdecydowała Beatka. Trochę mnie to zaskoczyło, ale szybko uczucie zaskoczenia przeszło w stan ulgi. Myślałem o tym od trzech lat, czyli od momentu, kiedy poznałem Malwinę, ale nie zdobyłem się na odwagę, żeby sprawę postawić tak jasno.

– Widzę, że nie jesteś jakoś szczególnie zaskoczony – stwierdziła Beata.
– Jakoś nie. Ale też nie jest tak, że się tego spodziewałem…
– To trochę mnie dziwi, miałam wrażenie, że sam się nosisz z takim zamiarem.
– Ja? Dlaczego tak myślisz?
– Leszku, nie drwij. Chcesz powiedzieć, że nie myślałeś o rozstaniu?
– No, czasami coś tam przemknęło mi przez myśl, ale… tak jak w każdym związku. Sama wiesz, że wszystko ostygło między nami, seks i takie inne.
– Aha. Seks ostygł?
– No, przecież wiesz. Już nie kochamy się tak często jak na początku.
– To fakt niezaprzeczalny. A pamiętasz, od kiedy tak zaczęło stygnąć?
– Nie wiem, nie zastanawiałem się aż tak szczegółowo. Ale o co ci chodzi?
– O co mi chodzi? Zastanawiam się, czy w takiej chwili, kiedy twoja żona postanawia od ciebie odejść, zabierając synka – bo to chyba oczywiste – stać cię na elementarną uczciwość i choć trochę odwagi.
– Co tu mi z odwagą wyjeżdżasz. Ostygło, zmieniliśmy się, może każdy związek wchodzi w pewnym momencie w taką fazę. To ty podjęłaś decyzję o rozwodzie. Ty, przypominam ci! Ja tę decyzję szanuję, zakładam, że wszystko dobrze przemyślałaś i godzę się na takie rozwiązanie. Po prostu chcę, żebyśmy dalej się przyjaźnili, choćby dla dobra Piotrusia.
– I nie masz sobie nic do zarzucenia, Leszku? Jesteś pewien?
– Raczej nie. No, owszem, może ja też za bardzo się wpakowałem w sprawy zawodowe, może nie dbałem o was tak jak powinienem… Nie wiem. Ty też nic poza pracą nie widzisz. Tak wygląda dzisiejszy świat. Albo się walczy, albo znika. Nie nas jednych to spotkało.
– Leszku, nie brnij, bo zajadów ze śmiechu dostanę. Biedactwo zapracowane „trochę” zaniedbywało rodzinę, niewolnik korporacji, ponury szef i księgowa, delegacje i narady, to wszystko takie piętno odcisnęło na biednym chłopinie.
– Beata, przestań drwić! To nieuczciwe!
– Ty jeszcze nie wiesz, jak bardzo nieuczciwe! Nie znasz puenty!
– Jakiej znowu puenty? Czy nie możemy się rozstać jak kulturalni ludzie?
– Malwina.
– Co?
– Chciałeś puenty.
– Ale co „Malwina”? Mówisz o tej mojej koleżance z pracy?
– Aha.
– To ktoś ci głupot naopowiadał.

– No tak. A ja troszkę doszperałam już na własną rękę. Mam ci pokazać zdjęcia? Filmiki? Może wolisz, żebym zacytowała co pikantniejsze fragmenty waszych maili i esemesów? Leniuszku? Tak się podpisywałeś, prawda? Mało się nie porzygałam, jak to zobaczyłam. „Leniuszek”. Dla mnie to ty jesteś raczej „tchórzyk”. Maleńki śmierdzący tchórzyk! Leniuszek i tchórzyk w jednym. I co tak rozdziawiasz japę?

A co innego mogłem zrobić? Przez te trzy lata starałem się zacierać wszelkie możliwe ślady, dbałem o zasady konspiracji, nie afiszowałem się i nikomu nie przechwalałem.

Wydawało mi się, że jestem sprytny

A tu trach! I sprawa się rypła. Pozamiatane. Zapędzony w ślepy róg czułem, jak moja twarz pokrywa się purpurą wstydu.

– Ale Beata, jak…? Skąd…?

– I ty w swojej pracy odpowiadasz za problemy komunikacji internetowej? Wypieprzyłabym cię i kopnęła w dupę na do widzenia. Fachowiec się znalazł. Jesteś, Leniuszku, tak żałosny, że nawet gdybym chciała ci przebaczyć, gdybym uznała, że dla dobra Piotrusia trzeba to ratować, to… nie umiałabym. Już nie. Po co ty nam jesteś potrzebny? Żeby Piotruś uczył się od tatusia, jak być zakłamanym i tchórzliwym skunksem? Wypad do swojej kawalerki, wywal tych ludzi, którym ją wynajmujesz, nie chcę cię widzieć aż do spotkania w sądzie.

Znałem moją Beatkę i wiedziałem doskonale – nie ma już o czym dyskutować. Trafiony – zatopiony. Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i pojechałem do Bartka. Dobry kumpel wszystko zrozumiał i dał mi spać na kanapie do czasu, aż zwolni się moja kawalerka. Jakie to szczęście, że jej nie sprzedałem!

Chciałem zacząć nowe życie

Z moim małym skowroneczkiem, pszczółką moją miododajną. Nareszcie spełniło się jej marzenie, jestem wolny i tylko dla niej. Teraz rozwiedziemy ją z Kacprem i świat będzie należał do nas.

– Jak to się rozwodzisz? Przecież zawsze powtarzałeś, że dopóki Piotruś nie będzie dość duży, to nie ma o czym mówić.
– Malwinko! Co to ma za znaczenie? Mówiłem, bo tak myślałem, a dziś myślę inaczej. A Piotruś ma już trzynaście lat! To w dzisiejszych czasach prawie dorosłość, oni się szybciej uczą, bo mają internet. Wszystko jedno, chciałaś, żebym się rozwiódł i masz to. Po co komplikować sprawy, powiedz o nas Kacprowi i na początek zamieszkamy w mojej kawalerce, a potem się zobaczy.
– No, zaskoczyłeś mnie.
– Zaskoczyłem? Trzy lata mnie o to młotkowałaś. Teraz, gdy wszystko już jasne, ty masz jakieś wątpliwości?
– Nie wiem, czy można ci do końca zaufać. A co będzie, jak ta twoja Beatka zmieni zdanie?
– Beatka? Zmieni zdanie? O, to ty jej nie znasz! Ona nie zmienia zdania. Raz powiedziane i to wystarcza.
– Ja nie pytałam o to, czy ona zmieni zdanie, ale co ty zrobisz, JEŚLI je zmieni?
– Nie zmieni.
– Ale jeśli?
– Chcesz być ze mną czy nie?
– Wiesz, że cię bardzo kocham. Z nikim nie jest mi tak dobrze jak z tobą…
– Malwina! Zadałem pytanie.
– Chciałabym…
– Ale?
– To wszystko nie jest takie proste.
– To jest proste. Ja się rozwodzę, ty się rozwiedź i zamieszkajmy razem. Co w tym skomplikowanego?
– Zaczęliśmy z Kacprem budować dom. Wzięliśmy na to kredyty… To jeszcze potrwa minimum rok. Ta budowa.
– Jaki dom, idiotko? Z nim dom? Z tym tchórzliwym skunksem? Jak mogłaś?
– Mogłam. Ty mówiłeś, że nie rozstaniecie się z Beatą, a ja… No, też chciałam jakoś żyć, coś ze sobą zrobić. I wtedy pojawiła się ta działka, bardzo okazyjnie i ja… i my uznaliśmy, że nie wolno tego przegapić. Taka okazja nie trafia się często.
– O czym ty pieprzysz? A ja?!
– No, ty byłeś z Beatą. To co miałam robić? Czekać na twoje zmiłowanie? Przekonać Kacpra, że budowa nie ma sensu, bo może się kiedyś mój kochanek zdecyduje? Miałam zawiesić swoje życie na kołku i czekać? Gdybyś zdecydował się od razu, wtedy kiedy cię prosiłam, wszystko by się mogło ułożyć. A teraz to już sama nie wiem.
– Pieprz Kacpra, dom, budowę i kredyty. Pieprz to! Przecież chcesz być ze mną.
– Tak. Chcę… ale…

Moja śliczna, maleńka Malwinka była w pułapce. Oboje byliśmy w pułapce.

– To co teraz, Malwinko?
– Nie wiem, Leniuszku… Naprawdę nie wiem. A nie może być tak jak do tej pory?

Jest coraz gorzej...

Spotykaliśmy się od czasu do czasu, bo Malwina musiała mieć wiarygodne alibi, spędzaliśmy ze sobą upojne kilka godzin, a potem zbierała się w pośpiechu, nie potrafiąc ukryć swojego podniecenia.

– Muszę jeszcze poszperać w wykładzinach, wiesz, Kacper to taka raczej estetyczna fujara, im bliżej końca, tym więcej na mojej głowie… Kupiliśmy świetny telewizor, no, mówię ci, na pół ściany, jak w kinie… Sąsiadka, przemiła kobieta, dała mi szczepy swoich róż, zrobię bajkowy ogródek. I wyobraź sobie, że ten przygłup, mój mąż, zatkał kominek, nikt mu nie powiedział, że drewno ma być odpowiednio wysuszone… I jedziemy do Toskanii, wiesz, taki trochę urlop, a trochę nie, poszperam tam w sklepikach, żeby znaleźć gustowne drobiazgi…

Starałem się o tym nie myśleć. Przecież nie będę urządzał gniazdka dla Malwiny i Kacpra. Tym bardziej że moja kawalerka coraz bardziej przypominała ponurą melinę pijacką. Tapeta odłaziła, a kwiatki marniały od nadmiaru kiepowanych w doniczkach papierosów. Pękła mi płyta od kuchenki, podobno dlatego, że jej nie myłem.

Podczas rozwodu Beata zgodziła się na moje spotkania z Piotrusiem, ale pod warunkiem że nie u mnie w domu, żeby oszczędzić dziecku zgorszenia. Zwykle zabierałem go do zoo… Dźwięk telefonu wyrwał mnie ze snu. Było po drugiej w nocy.

– To ja… – usłyszałem głos Malwinki.
– Słyszę, że to ty. Nawaliłaś się?
– Nie. Tak. Trochę. Jakie to ma znaczenie? Ja dzwonię do ciebie, bo muszę. Chcę cię słyszeć blisko, w moim uchu. Kocham cię, Leniuszku.
– Może zróbmy tak, ty się wyśpij, wytrzeźwiej i zadzwoń jutro, co?
– Dlaczego mnie ingo… igno… rujesz? Dlaczego? Przecież wiesz, że cię kocham jak nikogo i jesteś najbliższy mi na świecie… wiesz to? Czy nie?
– Wiem, wiem.
– Nie powtarzaj. Przyjedź po mnie. Przyjedź zaraz, rozumiesz? Nie chcę tu być.
– Gdzie nie chcesz być?
– Tu! I czego nie rozumiesz? Jestem twoja, Leniuszku… Kacper, ta świnia, ma kochankę. Ktoś mi przesłał fotki. Przyjeżdżasz? Czy mnie tak zostawisz?

Wsiadłem do samochodu. Szybko zadziałało – uśmiechnąłem się pod nosem. A Beata tak się wyśmiewała z moich internetowych zdolności. Jadę po mojego małego skowroneczka.

Czytaj także:
Już przed ślubem prowadziłem podwójne życie. Moje kochanki to głównie mężatki
Uciekłam od męża alkoholika do swojej pierwszej miłości. To był błąd...
Gdy straciłem pracę, zostałem kurą domową. To wstyd, ale odpowiada mi ta rola

Redakcja poleca

REKLAMA