„Dbałam o chorą ciotkę lepiej, niż rodzona córka, a ta zgryźliwa baba nawet mi nie podziękowała”

smutna wnuczka fot. iStock, triloks
Szkoda, że nie przypomina sobie tego, jakie piekło zrobiła mi w tym szpitalu. Tego, że to nie ona, a właściwie ja prawie siłą trzymałam ją na oddziale, żeby nie zwiała. A na koniec co? Oczywiście, żadnego dziękuję.
/ 11.07.2023 17:15
smutna wnuczka fot. iStock, triloks

Nareszcie, po dziewiętnastu miesiącach oczekiwań, przyszedł czas na operację kolana cioci. Gdy termin był jeszcze odległy, ciocia nie mogła doczekać się noża chirurga, narzekając na opieszałość służby zdrowia.

– Ileż można czekać? Człowiek zdąży pięć razy umrzeć, zanim ktoś mu pomoże w tym szpitalu – pomstowała.

Jednak wraz ze zbliżającym się terminem, zapał cioci stygł. Więcej, zaczęła coraz częściej przebąkiwać o tym, że jest za stara na operację.

– A jak coś się nie uda? Mam 80 lat, mogę nawet umrzeć podczas operacji!

Tłumaczyłam jej, że przecież operacja jest konieczna, bo inaczej przestanie chodzić, ale ciocia wiedziała swojeJakby tego wszystkiego było mało, nie miała kompletu badań wymaganego przy przyjęciu do szpitala. Rozkoszna pani doktor pierwszego kontaktu, którą zaraz po ustaleniu terminu operacji ciocia poprosiła o skierowanie, odesłała ją z kwitkiem, warcząc, że to szpital ma obowiązek przeprowadzić badania, a ona ma limity i takie tam.

Zakrzyczana starsza pani wróciła do domu kompletnie bezradna. Wątpliwości co do samej operacji, zastąpiło martwienie się, czy w tej sytuacji w ogóle zostanie przyjęta do szpitala.

– Będzie dobrze, ciociu – powtarzałam w kółko. – Muszą cię przyjąć, masz ustalony termin operacji, zrobią ci badania na miejscu, zobaczysz.

– Łatwo ci mówić – zaperzała się. – To nie ciebie odeślą z kwitkiem.

Nie odesłali, przyjęli

W poniedziałek stawiłam się z ciocią w szpitalu i zostawiłam ją na oddziale. Niestety, lekarze przesunęli o cztery dni termin operacji. Wcale nie ze względu na konieczność wykonania badań, ale dlatego, że nikt nie raczył uprzedzić starszej pani, że musi odstawić leki.

– Co ja tu robię? To nie był dobry pomysł z tym szpitalem – biadoliła ciocia. – Może mnie stąd zabierzesz, póki jeszcze nie jest za późno…

– Za późno na co, ciociu?

– No, zanim mnie potną – spojrzała na mnie, ale szybko odwróciła wzrok. – A jak w ogóle przestanę chodzić? Co wtedy?

– Ciociu, będzie lepiej, słyszałaś przecież, co mówił lekarz – uspokajałam ją łagodnie. – Ta operacja to twoja jedyna szansa na powrót do pełnej sprawności.

– Co ty mówisz, dziecko? Jaka pełna sprawność? W moim wieku?

Dalsza dyskusja nie miała sensu

Ucałowałam ciocię i przyrzekłam, że nazajutrz znów się pojawię. Jej wahania i wątpliwości trwały do czwartku. A potem była operacja. Zaraz po obchodzie przyjechała po ciocię oddziałowa…

Gdy po południu weszłam do sali, ciocia spała nafaszerowana środkami przeciwbólowymi. Noga – ułożona na specjalnej sztywnej podpórce – była zabandażowana od łydki do połowy uda, zażółcona od środków dezynfekujących, z sączkiem połączonym z pojemnikiem, w którym zbierała się krew.

„Biedna ciocia – pomyślałam. – To naprawdę wygląda bardzo poważnie. Może rzeczywiście miała rację. Może należało jej oszczędzić tego bólu?”.
Wieczorem można już było z ciocią porozmawiać, o przepraszam – wysłuchać jej żalów i biadolenia.

– Mój Boże, dziecko, po co mi to było? – na twarzy cioci ból mieszał się
z rezygnacją. – Zobacz, co zrobili z moją nogą! Nie uwierzysz, ale ja wszystko słyszałam. Dostałam znieczulenie w kręgosłup, zasłonili mnie parawanem, żebym nic nie widziała, ale już o zatyczkach do uszu nie pomyśleli – westchnęła. – Mówię ci, huk był taki jak przy zdzieraniu płyt chodnikowych! Swoją drogą, jaką to ciężką pracę ma taki chirurg, ile to trzeba wysiłku, żeby rozwalić takie kolano!

– Bardzo boli? – przez chwilę czułam się winna, że namawiałam ją na operację.

– Oni mi dają jakieś lekarstwa, mam nadzieję, że się nie uzależnię, jak myślisz?

„Nie jest tak źle – pomyślałam. – Cioci wracają siły i humor”.

Z każdym dniem było lepiej. Trzeciego ciocia zaczęła rehabilitację. Czwartego wstała z łóżka i sama poszła do łazienki.

– Całkiem miło w tym szpitalu – powiedziała, nie patrząc mi w oczy. – Gdyby tylko te kobiety tak nie chrapały w nocy. Spać nie można!

Uśmiechnęłam się. Przypomniałam sobie pewną bezsenną noc u cioci
w mieszkaniu, kiedy chrapała tak potwornie, że trzęsły się ściany. Siódmego dnia po operacji przywiozłam staruszkę do domu. Zadowoloną i szczęśliwą. Bez mojej pomocy weszła o kulach na drugie piętro…

Od operacji minął rok

Kolano przypomina o sobie, kiedy zmienia się pogoda, ale poza tym sprawuje się bez zarzutu.

– Jak to dobrze, że tak upierałam się przy tej operacji – wzdycha często ciocia, a ja spuszczam wzrok. 

Szkoda, że nie przypomina sobie tego, jakie piekło zrobiła mi w tym szpitalu. Tego, że to nie ona, a właściwie ja prawie siłą trzymałam ją na oddziale, żeby nie zwiała. A na koniec co? Oczywiście, żadnego dziękuję. Czasami mam wrażenie, że ludzie w podeszłym wieku zapominają, czym jest kultura osobista, ale cóż. Co mogę zrobić? Pozostaje mi tylko cieszyć się z tego, że ciocia w końcu odżyje. 

Czytaj także:
„Dla córki zrezygnowałam z własnego życia. Dawałam jej wszystko. Efekt? Wychowałam egoistkę i na starość zostałam sama”
„Zatrudniłam chłopaka z domu dziecka i pokochałam go jak syna. Już nie boję się o to, kto mi poda szklankę wody na starość”
„Cały dom jest na mojej głowie. Troje dzieci i mąż wymagają mojej ciągłej opieki. Odpocznę na starość, mówiłam”

Redakcja poleca

REKLAMA