No i mamy już zakończenie roku szkolnego. Jacuś, mimo nieustannych problemów ze skupieniem uwagi, skończył czwartą klasę, a Ola dostała świadectwo z czerwonym paskiem. W pierwszej licealnej to nie lada wyczyn!
Czasem nie poznaję własnej córki. Zrobiła się taka poważna... Ani śladu po rozchichotanej pannicy z gimnazjum. Wyrosła, przestała farbować włosy, nie marudzi już o tatuażu, który jeszcze rok temu był głównym tematem rodzinnych kłótni. Niewykluczone, że przyjaźń z Melą tak ją zmieniła.
Wygląda na to, że niepotrzebnie się martwiłam, gdy zadała się z dziewczyną co prawda dobrze wychowaną, ale już na starcie mającą kłopoty z utrzymaniem się w szkole o dużym prestiżu...
Nie doceniłam ofiarności córki. Nie przypuszczałam, że poświęci cały wolny czas na podciąganie koleżanki w nauce.
– Mela jest bardzo zdolna, mamo – powtarzała mi za każdym razem, gdy denerwowałam się, że całe godziny ślęczą nad książkami. – Po prostu trudno jej przestawić się na polski system.
Z tego, co mówi, w Niemczech jest zupełnie inaczej.
W trudnych czasach bez wsparcia ani rusz
– Bylebyś tylko ty nie stanęła przez nią w miejscu – ostrzegałam. – Pamiętaj, tu chodzi o przyszłość. Mela sobie poradzi, ustawi się w życiu, bo jej rodzice są zamożni, a ty?– Wiem, wiem – odpowiadała ze znużeniem. – Mogę liczyć tylko na siebie. Ale mamo, zawsze przecież powtarzasz, że ludzie powinni sobie pomagać.
To prawda, powtarzam, bo co innego mogę mówić? Przecież nie powiem dziecku wprost, że jestem przerażona brakiem perspektyw dla siebie i dzieci, i w głębi duszy czuję, że bez wsparcia innych pójdziemy na dno. A takie wsparcie najlepiej zdobyć na drodze wzajemności...
Kilka lat temu rozwiodłam się z mężem pijakiem. Od tamtej pory żyjemy wprawdzie spokojniej, lecz i biedniej. Bo co to jest – jedna pensja i marne alimenty?
Żeby chociaż mój etat był pewny... Ale wiadomo, jak jest. Któregoś dnia może się okazać, że nastąpiła redukcja i zostaniemy bez grosza przy duszy.
A wszystko przeze mnie! Bo zamiast studiować, zakochałam się jak idiotka w pierwszym lepszym i zwiedziona czułymi słówkami wyszłam za mąż. W swojej naiwności sądziłam, że miłość zmieni czarusia z ciągotami do alkoholu w porządnego człowieka. Gdzie ja miałam rozum?!
Teraz nie mam kwalifikacji i w tym, jak zarabiam na życie, praktycznie każdy może mnie zastąpić... Nie pozwolę, żeby Ola popełniła podobny błąd, i choćbym się miała zatyrać na śmierć, zarobię na jej wykształcenie. Wystarczy, że ja ponoszę konsekwencje swojej lekkomyślności; dzieci za nią cierpieć nie będą!
Dobrze, że już wakacje. Przynajmniej pobędziemy trochę razem, a ja odpocznę od codziennych problemów. Na początku lipca mam urlop, pojedziemy do moich rodziców na wieś, odetchniemy świeżym powietrzem, podjemy zieleniny z ogrodu, wczesnych czereśni i truskawek. Już się nie mogę doczekać!
Jednak najbardziej cieszę się na spotkanie z bliskimi. Będzie nas sporo, bo mama obchodzi w lipcu siedemdziesiąte urodziny i szykuje się rodzinny zjazd. Nawet mam już dla niej prezent – przez całą zimę wyszywałam wieczorami piękny komplet pościeli haftem richelieu. Poświęciłam na to mnóstwo czasu.
Rozmarzyłam się i prawie zapomniałam o kurczaku w piekarniku. Dopiero powrót Oli przywrócił mnie do rzeczywistości. Kręciła się po domu podekscytowana. Aż talerz stłukła przy nakrywaniu do stołu.
Przecież to prawie jak przyjmować jałmużnę
– Mamuś, mam świetną wiadomość! – wypaliła, gdy spytałam, czy coś się stało. – Rodzice Meli zaprosili mnie na tygodniową wycieczkę do Niemiec! To ma być podziękowanie za to, że pomogłam jej w nauce. Super, nie?!
Zaniemówiłam, a tymczasem córka zaczęła roztaczać przede mną wizje bajecznej podróży, wizyt w muzeach i ogrodach botanicznych oraz innych atrakcji. Niby taki wyjazd to fajna sprawa, a jednak coś mi w tym wszystkim przeszkadzało i nie mogłam się tego wrażenia pozbyć.
Czy wypada przyjmować dar, za który nie można się zrewanżować? Przecież to prawie jak godzić się na jałmużnę!
Z drugiej strony, to miło, że rodzice Meli dostrzegli ogrom pracy, którą włożyła Ola w wyciągnięcie ich córki z kłopotów.
Ta wiadomość spadła na mnie tak nagle, że miałam kompletny mętlik w głowie. Nawet jeśli rodzice Meli zafundują Oli podróż, to i tak czekają mnie spore wydatki. Przecież muszę jej kupić jakieś ładne ubranie, przydałoby się również kieszonkowe...
– Wyobrażasz sobie, mamuś? Pojadę za granicę! – cieszyła się moja córka. – Sprawdzę wreszcie, ile ten mój niemiecki jest wart! Nie mogę się doczekać!
Ola miała rację, to naprawdę dla niej ogromna szansa. Chociaż, prawdę mówiąc, rodzice Meli mogliby się wykazać większą empatią. Zrobiliby dużo lepiej, fundując Oli w podzięce zestaw pomocy naukowych. Dla mnie ulga, dla Olki pożytek i zdecydowanie mniej kłopotu.
„Cóż, trudno. Będę musiała jakoś sobie poradzić z tym obciążeniem” – pomyślałam.
Na mojej twarzy musiało być widoczne wahanie, bo w pewnym momencie córka przestała szczebiotać. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem i zapytała:
– Nie cieszysz się?
– Jestem po prostu zaskoczona – przyznałam zgodnie z prawdą – Taki prezent! Docenili cię.
Co innego mogłam powiedzieć? Że mnie nie stać? Sprężę się, wezmę nadgodziny i jakoś zarobię na dodatkowe wydatki...
Tak myślałam aż do dziś, gdy Ola podała termin wycieczki: pierwszy tydzień lipca. Wiem, że córka bardzo pragnie tego wyjazdu. Tylko co z imieninami babci?
Bardzo mi przykro, to niemożliwe...
Przecież mama na pewno się obrazi, jeśli jej powiem, że jej wnuczka wolała wybrać się na wycieczkę, zamiast świętować z całą familią... Wszyscy się na mnie obrażą! I tak mam szczęście, że przełknęli jakoś ten fatalny rozwód, jedyny w rodzinie.Nie, to absolutnie niemożliwe, żeby Olka pojechała do Niemiec. Bardzo mi przykro. Tylko jak jej to wytłumaczyć? No nic, trzeba to zrobić i koniec...
Gdy wyjaśniłam córce, jak wygląda sytuacja, w jej oczach pojawiły się łzy rozczarowania.
– Wiedziałam, że tak będzie! – zawołała w skrajnej rozpaczy. – Ty zawsze coś wymyślisz!
Oburzyło mnie to stwierdzenie.
– Jesteś już prawie dorosła i powinnaś... – zaczęłam.
– Przestań mi ciągle mówić, co powinnam! – wybuchła. – Każesz mi zrezygnować z powodu imprezy, na której nawet nikt nie zauważy mojej nieobecności! Przecież tam będą tłumy!
– Babcia nie będzie żyła wiecznie – mruknęłam posępnie.
– Jasne. Za to ja co chwilę będę miała propozycję podróży za granicę... – rzuciła zjadliwie i wyszła, trzaskając drzwiami.
Trudno, Ola będzie musiała się pogodzić z moją decyzją. Nie widzę innego wyjścia…