Słowo daję, odpowiedzialność jest obca dzisiejszym nastolatkom! Gdybym to ja odstawiła taki numer, jak moja 16-letnia córka, spaliłabym się ze wstydu, a rodzice daliby mi nieźle popalić. Smarkula pojechała na zimowisko sama, a wróciła przy nadziei. I jeszcze stara się nam wmówić, że nie wie, jak do tego doszło, bo wciąż jest dziewicą. Najwyraźniej ma nas za naiwnych albo za głupich.
Nie chciałam zgodzić się na ten wyjazd
– Mamo, proszę! Wszystkie moje koleżanki jadą. Mam być gorsza? – nalegała Monika, gdy wyraziłam wątpliwość, czy samodzielny wyjazd w góry na ferie zimowe to na pewno dobry pomysł.
– Córciu, jesteś jeszcze trochę za młoda. Góry to piękne, ale niebezpieczne miejsce, a nastolatkom różne głupoty przychodzą do głowy.
– Czy ja kiedykolwiek zrobiłam coś, czy zasłużyłam sobie na brak zaufania z twojej strony? – zapytała, a ja przed samą sobą musiałam przyznać, że do niczego takiego nigdy nie doszło. Wahałam się jednak i wstrzymywałam odpowiedź. Dostrzegła moją niepewność i natychmiast wykorzystała to na swoją korzyść.
– Tato, proszę cię. Powiedz coś. Wytłumacz mamie, że do osiemnastki zostały mi tylko dwa lata – zwróciła się do ojca.
– Moniś, przedyskutujemy to z mamą, tyle mogę ci obiecać. A na razie musisz jeszcze trochę zaczekać na ostateczną odpowiedź.
Poszła do swojego pokoju z obrażoną miną, rzucając na odchodne typowe dla nastolatków „to niesprawiedliwe”.
– Dziękuję ci, że nie podważyłeś przy niej mojego autorytetu – zwróciłam się do męża.
– Skarbie, ale wiesz, że ona ma rację? Nasza córka ma już szesnaście lat. Musimy dać jej trochę więcej swobody. Nie możemy przez całe życie prowadzić ją za rączkę.
– Wiem o tym. Ale naprawdę się boję. W górach dochodzi do tylu wypadków. Kto wie, na jakie pomysły wpadną dzieciaki pozbawione nadzoru.
– Kochanie, Monika i jej paczka to już nie dzieciaki. Wkrótce będę młodymi dorosłymi.
– Ale jeszcze trochę brakuje im do pełnoletniości – upierałam się.
– A powiedz mi, czy ty w jej wieku nie jeździłaś na żadne obozy?
W końcu niestety uległam
Na ten argument nie miałam żadnej sensownej odpowiedzi. Prawda jest bowiem taka, że już jako czternastolatka wybywałam z przyjaciółmi pod namiot, ale to było coś zupełnie innego.
– To nic nie znaczy. W ich wieku byliśmy od nich bardziej dojrzali.
– A ja uważam, że wprost przeciwnie. Naprawdę uważam, że powinniśmy mieć więcej zaufania do naszej córki.
Nie mogłam odmówić racji słowom mojego męża. Jędrek chyba szybciej niż ja pogodził się z faktem, że Monika dorasta i nie jest już małą dziewczynką. Ale choćbym nie wiem jak zaklinała rzeczywistość, nie mogłam zmienić faktu, że mam w domu młodą kobietę. Zgodziłam się na ten wyjazd.
– Monisiu, przyjdź do nas, proszę – zawołałam córkę. Chyba spodziewała się dobrych wieści, bo kilka sekund później stała już przed nami. – Rozmawialiśmy z tatą o twojej prośbie i...
– Możesz jechać – dokończył za mnie Jędrek.
Monika mało nie oszalała ze szczęścia. Podskakiwała i krzyczała. W takich chwilach udowadnia mi, że wciąż jeszcze daleko jej do dorosłości.
– Dziękuję wam! Jesteście super! – wykrzyczała.
– No, dla takich słów warto było się zgodzić. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio przyznałaś, że masz fajnych rodziców – stwierdziłam.
– Teraz to przyznaję. Jesteście najlepsi na świecie!
– Ale mamy pewne warunki – powiedziałam, a jej entuzjazm nagle przygasł.
– Jakie? – zapytała podejrzliwie.
– Och, nie obawiaj się, to nic strasznego. Po pierwsze, żadnych eksperymentów z alkoholem.
– Obiecuję.
– Zaraz, zaraz. to jeszcze nie wszystko. Po drugie, dzwonisz do nas trzy razy dziennie. Rano, popołudniu i wieczorem. Po trzecie i najważniejsze, jeżeli twoi przyjaciele będą namawiać cię na coś głupiego, na przykład na jakieś ryzykowne szaleństwa, masz odmówić. Jeżeli potrafisz dostosować się do tych zasad, pozostaje nam życzyć ci miłych ferii.
– Oczywiście, że potrafię, mamo. I obiecuję, że będę pamiętać o wszystkim, co mi powiedziałaś.
– Mam nadzieję, córeczko. Mam nadzieję – westchnęłam, bo wciąż nie byłam pewna, czy postępujemy właściwie.
Nie spodziewałam się żadnych problemów
Monika dotrzymała słowa. Każdego dnia dzwoniła o ustalonej porze. W jej głosie ani razu nie usłyszałam bełkotu ani oznak „syndromu dnia wczorajszego”, więc wierzyłam, że nie skusiła się ani na małe, ani tym bardziej na duże piwo. Wszystko wskazywało na to, że nasze dziecko potrafi dotrzymać danego słowa.
Czekaliśmy na nią w dworcowej poczekalni, a ja siedziałam jak na szpilkach. Jestem świadoma, że gdyby zdarzył się jakiś nieprzyjemny wypadek, Monika milczałaby jak grób. Na pewno nie chciałaby mnie martwić, ale nade wszystko nie chciałaby skrócić sobie pobytu w górach. Gdy na peron wjechał pociąg, którym miała przyjechać, wypatrywałam jej z niepokojem. Wysiadło wielu pasażerów, ale wśród nich nie było naszej córki.
W końcu wynurzyła się z jednego z wagonów. Szybko zmierzyłam ją wzrokiem. Nie poruszała się o kulach. Nie miała gipsu na ręce ani bandaża na głowie. „Dzięki Bogu, wszystko gra” – pomyślałam i odetchnęłam z ulgą, a jej uradowana mina tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że pierwszy samodzielny wyjazd Moniki nie zakończył się żadną katastrofą. Dopiero jakiś czas później dotarło do mnie, że nie pomyślałam o wszystkim.
Przypadkiem znalazłam test ciążowy
Może i mojej córce brakuje tylko dwóch lat do pełnoletniości, ale w pracach porządkowych wciąż jeszcze muszę ją czasami wyręczać. Pewnego dnia weszłam po coś do pokoju córki i zobaczyłam, jaki panuje tam bałagan. „Przecież w takich warunkach nie da się żyć” – pomyślałam i zabrałam się za sprzątanie.
Gdy wyrzucałam śmieci z kosza przy jej biurku, w oczy rzucił mi się wyglądający znajomo plastikowy przedmiot. Nie miałam wątpliwości, że to test ciążowy. Wyjęłam go z kosza i spojrzałam na okienko wyniku. Wszystko było rozmyte, ale wciąż jeszcze było widać, że kreski pojawiły się w obu polach. Wyglądało na to, że moja córka jest w ciąży!
Natychmiast zadzwoniłam do męża i zapytałam, czy może wcześniej wyjść z pracy. „Chodzi o Monikę” – dodałam. Niecałą godzinę później Jędrek był już w domu. Pokazałam mu test, a on w ciągu sekundy pobladł jak ściana.
– Córeczko, pozwól do nas – zawołałam, gdy wróciła ze szkoły. Weszła do salonu i gdy zobaczyła, co leży na ławie, od razu zrzedła jej mina.
– Możesz nam to wyjaśnić? – zapytał Jędrek i wskazał na plastikowy przedmiot.
– Miałam z wami o tym porozmawiać – powiedziała łamiącym się głosem.
– Córeczko, czy ty jesteś w ciąży? – domagałam się odpowiedzi.
– Nie wiem, mamo. Wygląda na to, że tak.
– Nie mogę uwierzyć! Zaufaliśmy ci, a ty wycięłaś taki numer! – zdenerwowałam się.
– Mamo, to nie tak – próbowała się tłumaczyć. – Ja nie spędziłam nocy z żadnym chłopakiem.
– Rany Boskie, córuś! Czy ty chcesz nam powiedzieć, że to się stało bez twojej zgody? – przeraził się Jędrek, zresztą ja też pomyślałam o tym samym.
Dowiem się, czyja to sprawka
– Wy nie rozumiecie. Ani za moją zgodą, ani bez mojej zgody. Ja nigdy z nikim nie spałam.
– No to obawiam się, że rzeczywiście nie rozumiemy – stwierdziłam nieco spokojniej. – Możesz przedstawić nam to nieco jaśniej?
– Chciałabym, ale nie potrafię. Nie wiem, jak do tego doszło. Pewnie gdy byliśmy w jacuzzi. Mogło tam pływać... no, przecież wiecie, o czym mówię. Czytałam, że takie rzeczy się zdarzają. Powinniśmy pozwać ten hotel do sądu.
– Nie chcę cię martwić, córuś, ale czytałaś totalne bzdury – uświadomiłam ją, że nie z nami te numery.
– A teraz te same bzdury próbujesz wcisnąć nam – włączył się Jędrek.
– Jejku, jak mam wam udowodnić?
– Niczego nie musisz udowadniać, bo nie możesz. Wiesz, że wygadujesz totalne bzdury i wiesz, że my o tym wiemy. Zamiast iść w zaparte, po prostu powiedz, kto jest ojcem.
Uparcie trwała przy swoim. Dalej wmawiała nam, że nigdy nie była z chłopakiem. Przyparta do muru, zaczęła nawet powoływać się na Biblię i cud niepokalanego poczęcia. Ale ja dowiem się, który gagatek jest za to odpowiedzialny. Nie wymiga się od swoich powinności. Już moja w tym głowa.
Marcelina, 45 lat
Czytaj także:
„Pojechałam z dziećmi na szkolne zimowisko. W dzień przytulałam maluchy, a nocami gorącego nauczyciela biologii”
„Po śmierci ojca poznałam jego tajemnicę. Czekałam, aż przyrodnie rodzeństwo zapuka do moich drzwi i upomni się o kasę”
„Oddałam siostrze własne dziecko, by na wsi nie nazywali go bękartem. Codziennie płaczę w poduszkę, ale zrobiłam dobrze”