„Córka umawia się z wytatuowanym chłoptasiem, który namawia ją do złego. Przez tego barana moje dziecko chce się oszpecić”

matka z córką rozmawiają fot. Adobe Stock, cherryandbees
„Naprawdę musiałam się ugryźć w język, żeby nie odwarknąć. To jej pyskowanie, agresywny ton… Ale szwagierka, która rok temu przechodziła podobne hece córką, radziła trzymać nerwy na wodzy. Ostrzegała, by nie zaogniać sytuacji, nie iść na noże, bo jak dziecko uzna cię za wroga, trudno będzie odzyskać jego zaufanie”.
/ 15.03.2023 13:15
matka z córką rozmawiają fot. Adobe Stock, cherryandbees

Kiedy Martyna skończyła piętnaście lat, jak za przekręceniem gałki z grzecznej dziewczynki przeistoczyła się w zbuntowaną nastolatkę. Uważała, że cały świat jest przeciwko niej, przez swoje zakazy i nakazy nie pozwala jej być sobą i się rozwijać.

– Dziecko, chyba żartujesz? – zapytałam, gdy wpadła do kuchni i oznajmiła, że musi mieć tatuaż. – Nie możesz wyrażać siebie inaczej?

– Wiedziałam, że się nie zgodzisz! Na nic mi nie pozwalasz! – patrzyła na mnie gniewnie.

– Przecież nie powiedziałam, że się nie zgadzam… – grałam na zwłokę. Podejrzewałam, że tak zupełnie sama na pomysł z tatuażem nie wpadła.

– Adam powiedział, że matka mi nie pozwoli – nadąsana usiadła przy stole.

Aha. Adam.

– A ten Adam dużo ma tatuaży? – spytałam, mieszając zupę w garnku.

– A co? Zabronisz mi się z nim spotykać? – prychnęła gniewnie.

– Kochanie, spytałam tylko, czy ma dużo tatuaży.

– Może ma, może nie ma.

Naprawdę musiałam się ugryźć w język, żeby nie odwarknąć. To jej pyskowanie, agresywny ton… Ale szwagierka, która rok temu przechodziła podobne hece córką, radziła trzymać nerwy na wodzy. Ostrzegała, by nie zaogniać sytuacji, nie iść na noże, bo jak dziecko uzna cię za wroga, trudno będzie odzyskać jego zaufanie.

Oczywiście, że to sprawka Adama...

– Oglądałam program w telewizji o studiu tatuażu – odezwałam się najspokojniej, jak umiałam. – Nawet ciekawe wzory mieli – Boże, wybacz mi to kłamstwo, ale cel uświęca środki.

– Tak? A jakie? – spytała Martyna.

– Takie, no wiesz, dość straszne. Trupie czaszki, poodrywane kończyny, i to wszystko w kolorach, więc dość krwawo to wyglądało.

– Ooo! – usłyszałam zachwycony głos córki. – Fajnie.

Oj, nie tędy droga. Tylko tego brakowało, żeby Martyna „ozdobiła” swoje młode ciało podobnym paskudztwem.

– W tym programie mówili też, że sporo osób robi sobie tatuaże, żeby zasłonić wcześniejsze prace, które nie wyszły albo im się znudziły. Prawdziwy tatuaż to nie kalkomania, nie da się tego zmyć, więc lepiej porządnie rzecz przemyśleć. Z kolei część osób zakrywa w ten sposób blizny. Wiesz, byli oszpeceni, inni się z nich śmiali, więc chcieli jakoś ukryć swój defekt.

– Nie każdy ma pod spodem blizny! – ton Martyny z zachwyconego na powrót stał się w buntowniczy.

– Oczywiście – wyłączyłam gaz i sięgnęłam po talerze. – Ale po tym programie jakoś inaczej patrzę na ludzi z tatuażami. Zastanawiam się, co naprawdę nimi kierowało. Jedna z kobiet miała tatuaż nawet na twarzy – nalałam zupę do talerzy i postawiłam na stole. – Musiało ją spotkać coś strasznego – dołożyłam łyżki i usiadłam przy stole.

– Skąd w ogóle te wizje? Może chciała być oryginalna? Jak ja – nie ustępowała Martyna.

– Może. Acz ciekawe, co takiego w niej drzemało, że musiała sobie wytatuować gwiazdę na policzku.

Twoim zdaniem to ściema, tak? Zaraz mi powiesz, że każdy, kto się tatuuje, chce coś ukryć albo zwrócić na siebie uwagę, bo czuje się nijaki.

– Tylko się zastanawiam!

– Adam nie ma blizn! – wyjawiła.

Aha, Adam blizn nie ma, ale tatuaż tak. A moja córka, najwyraźniej zafascynowana chłopakiem, zapragnęła się do niego upodobnić. Albo, co gorsza, uważała się za nijaką i to może za sprawą owego „oryginalnego” Adama.

Twój wybór, twoje ciało i twój… żal

– Dużo ludzi ogląda takie programy? – spytała nieoczekiwanie.

– Zapewne nie – odparłam.

Martyna zamyśliła się i zamilkła na dłuższą chwilę. Tak, zdarzało jej się nad czymś zadumać, co budziło we mnie nadzieje na przyszłość i wiarę w jej zdrowy rozsądek.

– Nie jestem brzydka – rzuciła, przysuwając sobie talerz.

– Nie jesteś – przyznałam, chwaląc samą sobie w duchu, że nadążam za tokiem jej rozumowania, a nawet o mały kroczek ją wyprzedzam.

– A nie miałabyś nic przeciwko, gdybym sobie zrobiła taki malutki tatuaż? – wlepiła we mnie błagalne spojrzenie.

To ja się staram, wznoszę na wyżyny matczynego spokoju i wyrozumiałości, a ta dalej swoje! Czy naprawdę będę musiała zasunąć żenującym argumentem w stylu „jak skończysz osiemnaście lat”? Wolałabym nie.

– Hm, twój wybór, twoje ciało i twój żal, gdy coś nie wyjdzie albo za dwa lata zmienisz zdanie, bo twój aktualny chłopak będzie miał ci za złe tatuaż zrobiony pod wpływem byłego. No i twój ból. Mnie kłuć nie będą…

– Adam mówił, że to wcale nie boli.

Mężczyźni mają grubszą skórę – wtrącił się do dyskusji mój mąż.

– Właśnie! – podchwyciłam, uśmiechając się do niego z wdzięcznością. – A kobiety, zwłaszcza takie młodziutkie, są delikatniejsze. Wyobraź sobie parę godzin tatuowania, z bólem gorszym niż podczas zastrzyku.

– Dobra! – krzyknęła Martyna. – Nie zrobię tego przeklętego tatuażu! Cieszycie się? Czy teraz mogę wreszcie w spokoju zjeść zupę?

Uff i kolejna rafa na oceanie dorastania została ominięta.

Czytaj także:
„Żona nie akceptuje chłopaka córki, bo jest prostym człowiekiem. Ja wiem, co czuje, bo sam wywodzę się z patologii”
„Chłopak córki to zwykły laluś i palant. Zabrał ją na wakacje na wieś, żeby doiła krowy, karmiła kury i króliki"
„Chłopak córki poprosił mnie o pożyczkę, a ja mu ją dałem. Ten drań oszukał Basię i orżnął naszą rodzinę na 50 tys. złotych"

Redakcja poleca

REKLAMA