„Córka na czas studiów miała zamieszkać u mojej siostry. Szwagier wyrzucił ją z domu, bo... nie chodzi do kościoła”

kobieta zszokowana, tym co usłyszała przez telefon od szwagra fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih
„Odsunęłam telefon od twarzy, bo tak się darł, że aż mi w uszach świszczało. Szwagier tymczasem perorował dalej, że Maja nie zna Boga, boi się go jak diabeł święconej wody i pewnie nie bez powodu! Bo kto wie, co taka dziewczyna bez kręgosłupa moralnego po cichu wyprawia”.
/ 04.04.2022 07:51
kobieta zszokowana, tym co usłyszała przez telefon od szwagra fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih

Moja siostra sama zaproponowała, żeby nasza córka, Majka, zamieszkała u nich na czas studiów.

– Skoro i tak ma się uczyć w Poznaniu, po co wydawać fortunę na wynajem stancji albo rzucać dziewczynę do akademika? – argumentowała. – Wszyscy wiedzą, że tam się głównie imprezuje, a nie czyta książki! My dopilnujemy ci córki, skóry z was nie zedrzemy, tyle, co zwrot kosztów.

– Czy ja wiem? – wahałam się.

– A twój mąż, co on na to?

Irena stwierdziła ze śmiechem, że przecież jego i tak całymi dniami nie ma w domu. Albo w pracy, albo na jakichś spotkaniach, bo to społecznik.

– Będę się miała przynajmniej do kogo odezwać i moje dzieciaki też. No, Ela, nie bądź taka, to żaden kłopot. Został pokój po teściowej, to go wyszykujemy dla Majki.

Córa w zasadzie nie miała nic przeciwko temu. Nikogo w Poznaniu nie znała, trochę też chyba obawiała się wielkiego miasta i świadomość, że będzie miała oparcie w rodzinie, wydawała się jej krzepiąca. Chociaż miała też obawy: jak stwierdziła, lubiła ciotkę Irkę, ale wujek zawsze wydawał jej się nudną piłą. Na wszystkich spotkaniach zawsze narzekał, że świat schodzi na psy, młodzi nie mają szacunku do nikogo i tak dalej…

Czuło się, że Maja jest rozdartai nawet ją rozumiałam, bo też nie byłam nigdy fanką szwagra. Szczerze mówiąc, nadziwić się nie mogłam, jak siostra z nim wytrzymuje. Jak dla mnie za często przybierał ton mentora. No ale nie ja z nim mieszkam…

Chyba nie musi się tłumaczyć?

Tak czy siak, zdecydowałyśmy w końcu, że najlepiej będzie zrobić wcześniej „jazdę próbną”.

Siostra się zgodziła.

– Bardzo dobrze, przynajmniej Maja pomoże w uprzątnięciu pokoju po babci i urządzi go tak, żeby jej pasowało – uznała. – Potem zacznie się nauka i dziewczyna nie będzie miała głowy do głupstw. Może przyjeżdżać choćby dziś, czekamy.

I tak też się stało.

Dziwnie mi było nie mieć Majki w domu. Bywało, że czasem doprowadzała mnie do szału, i najchętniej wysłałabym ją w kosmos, ale teraz zaczęło mi jej brakować. Nikt nie rozrzucał butów po przedpokoju, nie podrzucał brudnych garów do zlewu, nie włączał muzyki na full… Córka dzwoniła co drugi dzień i odnosiłam wrażenie, że entuzjazm, z jakim wyjechała, powoli w niej opadał. Nie mogłam jednak dowiedzieć się, o co chodzi, zbywała mnie półsłówkami, że nic, wszystko ok.

W niedzielę dopiero pękła:

– Mamo, oni mi tu każą chodzić do kościoła! – wypaliła.

Hmm… Przygoda Majki z religią skończyła się tuż po bierzmowaniu, gdy ksiądz na lekcji religii sprał ją po łapach linijką za gadanie z koleżanką. Już wcześniej wiele jej się nie podobało, ale ten akt agresji był kroplą, po której czara goryczy się przelała. Nie zmuszałam jej, jaki to miałoby sens? Poczuje potrzebę, znajdzie drogę sama. Ale cóż, niektórzy, jak widać, uważają, że osobista chęć się nie liczy.

Maja przyznała, że była tak zaskoczona, gdy wuj ją obudził na mszę, że wymówiła się bólem brzucha.

– Wiem, że to dziecinne i głupie, no i do tego uciążliwe, bo musiałam cały dzień leżeć w łóżku, żeby nabrać wiarygodności – przyznała.

A potem się dowiedziałam, że Zbyszek wypytywał moją córkę, kiedy była ostatnio u spowiedzi, o czym są kazania w naszej parafii, czy mamy młodego czy starego księdza…

– Mamo, nie będę więcej rżnąć głupa – stwierdziła Maja. – Powiem wujkowi, że nie jestem zainteresowana, i już. Przecież to moja prywatna sprawa, nie muszę się tłumaczyć!

– Teoretycznie konstytucja gwarantuje ci wolność wyznania – westchnęłam.  – Rób, jak uważasz, córuś, to ty masz tam mieszkać.

Nie znałam szwagra na tyle, by wiedzieć jak daleko może się posunąć, i w głębi duszy liczyłam na siostrę. Irka się chyba pokapuje, jakiego ma świętoszka w domu, i utemperuje go, zanim ten zacznie stawiać stosy. Tym bardziej że bardzo sobie chwaliła obecność Majki. W rozmowach podkreślała, że nie czuje się już samotna, że dzieciaki uwielbiają kuzynkę.

Stwierdził, że źle ją wychowałam

Czułam, że wszystko rozegra się w następną niedzielę. To miał być ostatni weekend Mai w Poznaniu. Chcąc uniknąć kłopotów, mogłam ją ściągnąć do domu wcześniej, ale właściwie po co? Żeby mieć kłopoty w październiku, gdy ciężko będzie załatwić inne lokum? Cały weekend jednak panowała cisza na łączach, ja też nie dzwoniłam, żeby nie wywoływać wilka z lasu. Pewnie się szwagier zmitygował!

A tu w poniedziałek wieczorem zadzwoniła siostra. Jakaś nieswoja, wystraszona jakby. I mówi, że przykro jej, że namieszała, ale to mieszkanie Mai u nich to nie był chyba najlepszy pomysł. To młoda dziewczyna, potrzebuje trochę luzu, a u nich są małe dzieci, ścisły rozkład dnia.

– Daj tę słuchawkę, kobieto – usłyszałam w tle stanowczy głos szwagra. – Elu, jesteś tam? – odezwał się.

– Tak. Witaj, Zbyszku…

– Nie wiem, jak ty tę swoją córkę wychowałaś, podejrzewam, że wcale – zaczął szwagier. – Tak to jest, jak dziecku brakuje męskiej ręki! Od razu wiedziałem, że ci się ten rozwód czkawką odbije, i miałem rację. Sama kobieta dziecka nie wychowa. Żadnych zasad, żadnych autorytetów!

Odsunęłam telefon od twarzy, bo tak się darł, że aż mi w uszach świszczało. Szwagier tymczasem perorował dalej, że Maja nie zna Boga, ba, nie chce poznać, boi się jak diabeł święconej wody i pewnie nie bez powodu! Kto wie, co taka dziewczyna bez kręgosłupa moralnego po cichu wyprawia!

– Chciałem pomóc, wiem, że samej ci ciężko – złagodził nieco ton, by zaraz przywalić: – Ale nie za taką cenę! Jeszcze mi Maja dzieci zdemoralizuje!

– Dość tego! – złapałam w końcu słuchawkę. – Nie życzę sobie, żebyś oceniał moją córkę ani mnie. Rozumiem, że jej u siebie nie chcesz, twoje poglądy mnie nie interesują. Maja wraca do domu.

– Posłuchaj, jak ci mądrzejszy radzi – przerwał mi Zbyszek.

– Mądrzejszego bym posłuchała, ale nie ciebie, ty skamielino bez uczuć! – wrzasnęłam i rozłączyłam się.

Wczoraj Majka wróciła i mówi, że nawet nikt się z nią nie pożegnał. Ciotka się zamknęła w łazience, gdy wychodziła. Miłosierdzie, cholera jasna!

Czytaj także:
„Była żona mojego męża porzuciła ich córkę i wyjechała do kochasia. Teraz ja muszę użerać się z tą wredną dziewuchą”
„Ukochany odszedł bez wyjaśnienia. Okazało się, że potrąciła go ciężarówka i nie mógł chodzić. Nie chciał, żebym cierpiała”
„Jest mi wstyd, że po śmierci męża związałam się z innym mężczyzną i jestem szczęśliwa. Jestem wdową dopiero od 2 lat”

Redakcja poleca

REKLAMA