Dziecko nie wygląda w każdy weekend innego faceta. Możesz się w pełni zaangażować. Nie masz konkurenta. Dlatego gdy poznałem Dorotę i dowiedziałem się, że sama wychowuje sześcioletnią córkę, a jej mąż zmarł trzy lata temu na raka, pomyślałem egoistycznie, że to właśnie taka idealna sytuacja.
Dorota była śliczną, delikatną istotą, która wiele w życiu przeszła. Chciałem się nią zaopiekować. Tymczasem moja drobna, jasnowłosa rusałka okazała się silną, uporządkowaną kobietą, która ze wszystkim dawała sobie radę sama. Niesamowicie mi imponowała.
Miała genialne poczucie humoru i wprost anielską cierpliwość, bo – chyba dla kontrastu – jej córka była wcielonym diablęciem. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, Dorota nie poznała mnie z Agatką, choć wiele o niej rozmawialiśmy. Chciała się upewnić, że nie będę przelotną znajomością, by nie narażać kilkulatki na kolejne rozczarowanie w jej krótkim życiu. No bo przywiąże się do mnie, polubi, zacznie traktować jak tatę, a ja zniknę. Nie zamierzałem znikać, ale to nie rzecz, w którą się wierzy na słowo.
Jednak sprawy między nami robiły się coraz głębsze, poważniejsze, intymniejsze, czuliśmy się w swoim towarzystwie coraz lepiej i pewniej, więc… na co czekać? W pewien piękny dzień wybraliśmy się na wycieczkę za miasto, bym poznał Agatkę na neutralnym gruncie. Pojechaliśmy do minizoo, gdzie można miło spędzić czas, licząc na to, że zwierzaki odwrócą uwagę dziecka od zadawania niewygodnych pytań, na które mogliśmy nie być przygotowani.
Pierwsze spotkanie wypadło całkiem nieźle
Dziewczynka przywitała się ze mną bez fochów, rozmawialiśmy podczas jazdy samochodem, a w minizoo było wesoło i zajmująco. Oczy Doroty były pełne nadziei, że tym razem i ona zazna trochę szczęścia. Kibicowałem tej nadziei ze wszystkich sił.
Odtąd stałem się częstym gościem w ich domu i zapraszałem je obie do siebie. Kiedy nocowały u mnie, my z Dorotą spaliśmy w mojej sypialni, Agatka na kanapie w drugim pokoju. I obywało się bez protestów. Nie dziwiła się też, kiedy widziała mnie u nich na śniadaniu w weekendy. Skoro tak, zaczęliśmy myśleć o wspólnym zamieszkaniu, potem o ślubie, może też o dziecku...
Dorota zawsze marzyła o większej rodzinie, chciała, żeby Agatka miała rodzeństwo. Nie widziałem przeciwwskazań, przeciwnie, rozczulała mnie myśl o tym, że w domu może pojawiłoby się jeszcze parę istotek do kochania.
Postanowiliśmy porozmawiać z Agatką i przygotować ją na zmiany. Biorąc pod uwagę jej podejście do mnie, nie spodziewaliśmy się większych problemów. Tymczasem reakcja smarkatej przebiła wszystkie czarne scenariusze, jakie moglibyśmy wymyślić.
– Nie!!! – wrzeszczała przez chwilę, a potem rozpłakała się i chlipała przez łzy. – Nie… ja… ja się nie zgadzam! Nie… nie chcę mieć nowego taty! Nie chcę!
– Kochanie, Artur nie byłby twoim tatą. Tatę ma się tylko jednego. Byłby moim mężem, czyli twoim ojczymem, takim… zastępczym tatą – wyjaśniała Dorota, ale mogła sobie darować.
Mała dostała jakiejś histerii. Rzucała się po podłodze, płakała i wrzeszczała, jakby ją coś opętało.
– Kochanie, idź już – Dorota spojrzała na mnie zmęczonym, smutnym wzrokiem. W jej oczach nie było już wcześniejszego blasku. – Chyba muszę nad nią trochę popracować…
Praca nad Agatką trwała dość długo
Dostawała amoku, gdy tylko poruszaliśmy wiadomy temat, złościła się, gdy tłumaczyliśmy jej, że przecież znamy się jakiś czas i chyba lubimy, miło więc byłoby zostać rodziną, wspierać nawzajem, bo mamie przyda się pomoc, jej też… Protestowała, jakbym chciał jej ukraść matkę. Dzięki Bogu, te jej napady szału stopniowo słabły.
Gdy całkiem ustąpiły, uznaliśmy, że może nie jest zbytnio zadowolona, ale przyjęła do wiadomości naszą decyzję. Oczy Doroty znowu błyszczały. Kiedyś z płaczem wyznała mi, że po śmierci męża myślała, że do końca życia będzie już sama. Dwudziestodziewięcioletnia wdowa. Tyle samotnych lat do przeżycia…. Nie sądziła, że kiedykolwiek kogoś pokocha, że ten ktoś ją zechce razem z dzieckiem.
– Miałam szczęście, że cię poznałam – szeptała.
Ja też miałem szczęście. Byłem zmęczony przelotnymi związkami, które prowadziły donikąd. Chciałem stabilizacji, rodziny, domu. Kochałem Dorotę całym sercem, ale ponieważ kochające serce jest z gumy, robiło się w nim też coraz więcej miejsca dla jej córki. Właśnie dlatego, że była jej córką. Miała jej oczy, włosy, uśmiech…
Coraz więcej czasu spędzałem sam na sam z Agatką. Odbierałem ją ze szkoły, do której zaczęła chodzić, i z dodatkowych zajęć, potem szliśmy na plac zabaw, odrabialiśmy lekcje i czekaliśmy na Dorotę. Miałem wrażenie, że mała coraz bardziej mi ufa, coraz serdeczniej mnie traktuje… Pewnego dnia Dorota zadzwoniła z pytaniem, w którym brzmiała wyraźna pretensja.
– Co się wczoraj działo? Agata mówi, że bardzo na nią krzyczałeś i że boi się z tobą zostać sama kolejny raz.
Zamurowało mnie na moment
Nigdy nie podniosłem na małą głosu, o krzyczeniu już nie wspominając. Oczywiście zaprzeczyłem. Długa chwila ciszy, a potem:
– Porozmawiam z nią.
Sam też z nią porozmawiałem przy najbliższej okazji, próbując dotrzeć do sumienia smarkuli. Mówiłem, jak bardzo mi przykro, że skłamała. Przecież tak się staram, żeby wszystko dobrze się ułożyło, żeby ona i jej mama były ze mną bezpieczne i szczęśliwe. Spuściła głowę i bąknęła „przepraszam”. Nie wiem, na ile było to szczere, a na ile wymuszone naleganiem Doroty.
Kilka tygodni później mieliśmy w planach romantyczną kolację przy świecach, kiedy mała pójdzie już spać. Ale po kąpieli córki Dorota wyszła z łazienki z dziwnym wyrazem twarzy. I spytała mnie o siniaka na pupie Agaty.
– Skąd się tam wziął? Wiesz?
Wzruszyłem ramionami.
– Zjeżdżała na zjeżdżalni – odparłem. – Może gdzieś się uderzyła, o jakiś kamień czy coś, jak zjechała na ziemię.
– Ona twierdzi, że dałeś jej kilka klapsów, bo chciała zostać, a ty ciągnąłeś ją do domu.
Tym razem mnie nie zamurowało. Zwyczajnie się wkurzyłem.
– Zwariowałaś? Nie krzyczę na nią, tym bardziej jej nie biję! Naprawdę sądzisz, że byłbym do tego zdolny?
Cisza zamiast zaprzeczenia. Zabolało
– Nie byliśmy sami na tym cholernym placu zabaw. Było tam kilkoro innych dorosłych z dziećmi. Niektórych znam, bo ucinamy sobie pogawędki, gdy dzieciaki się bawią. Jak chcesz, to pójdziemy do nich i zapytamy, jak było naprawdę.
Ulga na twarzy Doroty mieszała się z rozpaczą.
– Przepraszam, wierzę ci. Po prostu… – usiadła na sofie i zwiesiła ciężko głowę.
– Nie wiem, dlaczego ona tak mówi. Ufam ci, ale… zrozum, chcę i muszę chronić swoje dziecko. Przywykłam, że ma tylko mnie i tylko ja mogę o nią zadbać. Więc gdy mówi coś takiego…
– Rozumiem. I chcę być dla was oparciem, chcę się wami zaopiekować. Nie wiem tylko, jak do niej dotrzeć. Jak mam sprawić, by autentycznie mnie zaakceptowała. Rozumiem też jej opór, może zazdrość o ciebie, ale… ona kłamie. Rozumiem, że potrzebuje więcej czasu, ale nie możemy tolerować kłamania w tak ważnych kwestiach.
– Wiem, wiem, porozmawiam z nią. W końcu zrozumie.
– Mam nadzieję, bo to przestaje być śmieszne.
Za to zrobiło się groźne. Dla mnie...
Bomba wybuchła, gdy Dorota została wezwana do szkoły, bo Agata naopowiadała, jak to kolega mamy dotyka ją tam, gdzie nie powinien. Kolega? Nauczycielka od razu zadzwoniła po Dorotę i chciała też powiadomić odpowiednie służby, bo takie mają przepisy.
Jakimś cudem Dorota przekonała ją, że Agata konfabuluje i że nie jest to pierwsze kłamstwo na mój temat, którego smarkata się dopuściła. Oczywiście jeśli szkoła ma taki obowiązek, to nie będzie oponować przed powiadomieniem policji i opieki społecznej, ale takie kłamstwo może się odbić nie tylko na moim życiu i reputacji, ale również na Agacie, w sposób, jakiego dziecko nie potrafiło przewidzieć…
Nauczycielka ustąpiła, a Dorota wróciła do domu i długo rozmawiała z Agatą. Potem zadzwoniła do mnie z płaczem.
– Już nie wiem, co robić! Muszę iść z nią do psychologa, bo naprawdę nie wiem, dlaczego ona nam to robi… Gdy pytam, tylko wzrusza ramionami i milczy.
Poprosiłem ją o czas na przemyślenie sytuacji. Musiałem zastanowić się nad wszystkim, co się do tej pory zadziało. Ostatnia rewelacja po prostu zwaliła mnie z nóg. To już nie było małe kłamstwo. Takie oskarżenie z ust ośmiolatki mogło rozwalić mi życie. Właśnie się przekonywałem na swojej skórze, jak to jest być podejrzanym o bycie pedofilem.
O przestępstwo, które uważałem za najbardziej obrzydliwe na świecie. Może okazałem się tchórzem, może nie kochałem Doroty aż tak bardzo, jak sądziłem, bo zwyczajnie bałem się ryzykować dalszy związek z kobietą, której córka mnie tępi. Brak akceptacji to jedno, ale ona była dość bystra i bezwzględna, by niszczyć mnie takimi metodami.
Czy to dziecko na pewno miało tylko osiem lat? Więc co będzie dalej, gdy podrośnie? Zacznie się sama krzywdzić i mnie o to oskarżać? Nie miałem siły ani odwagi na takie jazdy. Nie chciałem, żeby nachodziła mnie policja, żeby wypytywano moich sąsiadów, rodzinę, współpracowników o to, jakim jestem człowiekiem, czy nie zauważyli w moim zachowaniu czegoś podejrzanego, niestosownego…
I to wszystko przez rozpuszczoną gówniarę! Przy czym ona potem pójdzie sobie dalej, a ja będę regularnie odwiedzany przez dzielnicowego. I oby tylko to… Wyjaśniłem moje stanowisko Dorocie. Uczciwie postawiłem sprawę. Bałem się o siebie, moje dobre imię, moją przyszłość. O to, w co Agata może nas wplątać, tylko dlatego, że uparła się rozwalić nasz związek.
– Nie chcę tego robić, ale…
– Rozumiem. Masz rację. Tak będzie najlepiej dla całej naszej trójki.
Obydwoje mamy złamane serce, ale to wybór mniejszego zła. Nie możemy być razem kosztem dziecka, które wymyśla takie historie, żeby się mnie pozbyć. W końcu ktoś da wiarę tym bzdurom, co złamie życie i mnie, i Dorocie. Młodej też nie pomoże. Przecież jej zachowanie z czegoś wynika.
Dorota musi zająć się córką, jej psychiką i emocjami, które najwyraźniej nie nadążają za tym, co się dzieje w jej życiu. Nie wiem, jak to się skończy. Ile potrwa terapia Agaty i jakie przyniesie skutki. Czy będziemy mogli wrócić do siebie. Czy nasze uczucie przez ten czas nie zgaśnie.
Nie muszę pytać, co dla Doroty jest najważniejsze, kto zawsze dziecko będzie na pierwszym miejscu. Boli mnie jednak, że tyle czasu, uczuć i wysiłku włożonych w ten związek idzie w tej chwili na marne. Że mieliśmy szansę być szczęśliwi i ta szansa właśnie się rozwiewa. Może jeszcze się uda, choć nie liczę na wiele. Nie wiem, czy tym razem ja zaufałbym tej małej diablicy…
Czytaj także:
„Mam 42 lata, odeszłam od męża nieudacznika do cudownego kochanka. Przeszłam przez piekło, ale teraz jestem w niebie”
„Żałuję, że 15 lat temu urodziłam niepełnosprawnego syna. On teraz nieustannie cierpi, a ja nie mogę na to patrzeć”
„Moja córka nie wie, kto jest jej prawdziwym ojcem. Wszystko może się wydać, bo randkuje... ze swoim bratem”