„Ciągle słyszę: Polska dla Polaków. Za chwilę lecą wyzwiska pod moim adresem. A ja jestem Polakiem z krwi i kości”

czarnoskóry mężczyzna z flagą polski fot. Adobe Stock
„Nazywam się Piotr Malinowski. Ciemną skórę odziedziczyłem po dziadku. Przez wiele lat czułem się 100% Polakiem, ale ostatnio coraz częściej mam ochotę stąd uciekać.”
/ 25.03.2021 22:02
czarnoskóry mężczyzna z flagą polski fot. Adobe Stock

Nazywam się Piotr Malinowski. Urodziłem się w Warszawie, moja mama i mój tata urodzili się w Warszawie. Jestem Polakiem, mówię i myślę po polsku. Moi rodzice są Polakami. A i tak coraz częściej słyszę na ulicy, żebym „spiep***ł do siebie” albo że moje miejsce jest w Afryce. A wszystko dlatego, że mam skórę ciemniejszą niż przeciętny Polak. Po dziadku Samuelu, który urodził się w Ghanie.

Dziadek przyjechał do Polski na studia medyczne

Nie miał zamiaru tu zostać – był idealistą, bardzo chciał wracać i pomagać ludziom w swoim kraju. Co go zatrzymało? Po pierwsze – zakochał się w babci, koleżance ze studiów. Babcia była gotowa jechać z Samuelem, choć wiedziała, że nie będzie jej łatwo. Ale wtedy w Ghanie doszło do zamachu stanu i zrobiło się niebezpiecznie. Dziadek zdecydował, że na razie zostaną w Polsce.

A gdy kilka lat później na świat przyszła moja mama – z planów powrotu zrezygnował na dobre. Mama po ojcu odziedziczyła piękne czarne oczy i kręcone włosy. Ale skórę zawsze miała oliwkową. Wygląda bardziej jak Włoszka niż pół-Afrykanka. Moja młodsza siostra Ania jest do niej bardzo podobna. Tylko oczy ma zielone – po naszym ojcu. Natomiast wszystkie afrykańskie geny przypadły w udziale mi.

Wprawdzie włosy mam brązowe, nie czarne, ale skórę na tyle ciemną, że rzeczywiście trudno mi uchodzić za prawdziwego Polaka. Przynajmniej gdy rozumie się to pojęcie w taki sposób, jak je rozumieją naładowani testosteronem dresiarze z ogolonymi głowami. Ze swoim wyglądem długo nie miałem żadnego problemu. Do mojego przedszkola i podstawówki chodziła trójka dzieci z Wietnamu. Oni mieli skośne oczy, ja ciemniejszą skórę.

W liceum też nie miałem kłopotów. Żyłem w przekonaniu, że rasizm i uprzedzenie nie dotyczą mnie. Dwa lata temu zostałem brutalnie sprowadzony na ziemię. Wracaliśmy z Anią z basenu. Wyluzowani, roześmiani. Nagle ktoś złapał mnie za rękaw. Zatrzymałem się. Przed nami stało trzech podgolonych gości, na oko w moim wieku.

Te, bambus, trzymaj brudne łapy z dala od naszych dziewczyn. Ka-pe-wu? – wychrypiał najniższy.

Przez chwilę nie byłem w stanie zrozumieć, o co mu chodzi.

– A ty, mała, też uważaj, żeby ci za zadawanie się z tym czarnuchem łba nie ogolili – odezwał się do Ani drugi.

Gdyby siostra nie złapała mnie wtedy za rękę, pewnie bym go uderzył. I skończył na izbie przyjęć, bo ci goście tylko czekali na pretekst, żeby mi spuścić łomot. Jednak Ania zaczęła mnie ciągnąć w stronę domu.

– Brat, daj spokój, to debile, daj spokój.

Tak naprawdę to byłem jej wdzięczny. Bo choć udawałem, że jestem gotów się bić, porządnie się wystraszyłem. Czułem, jak drżą mi nogi. Wiedziałem, że z tymi osiłkami nie miałbym żadnych szans.

Jak tylko weszliśmy do mieszkania, rodzice zauważyli, że coś się stało

Ale ja nie miałem ochoty z nikim rozmawiać, byłem za bardzo poruszony. Zamknąłem się w swoim pokoju. Ania wszystko opowiedziała rodzicom.

– Piotrek, mogę wejść? Musimy o tym porozmawiać – mama wsunęła się do pokoju.
– Daj mi spokój – warknąłem. – Nic się nie stało. Nie będę się przejmować jakimiś debilami – skłamałem.

Ale mama nie dała za wygraną. Usiadła koło mnie i pogłaskała mnie po plecach.

– Dobrze wiesz, że się stało. Synku, nie chcę, żebyś to dusił w sobie, bo to cię zniszczy. Wiem, że nie mogę powiedzieć, że wiem, co czujesz. Bo nigdy nic takiego mnie nie spotkało. Ale może powinieneś porozmawiać z dziadkiem?

Nie znoszę przemocy, ale chcę umieć się obronić

Trochę na odczepnego skinąłem głową. Chciałem zostać sam. Włożyłem słuchawki i puściłem muzykę na full. Byle nie myśleć. Dwie godziny później znowu ktoś zapukał do mojego pokoju. Dziadek Sam.

– Hej, przepraszam za najście, ale Gosia mi kazała z tobą porozmawiać. Domyślam się, że nie masz ochoty słuchać gadek starca, ale sam wiesz, jak jest. Lepiej chwilę tu posiedzę, to obu nam odpuści… – dodał stary cwaniak.
– A żeby tak nie siedzieć bez sensu, to przemyciłem nam po piwku.

No i jak nie kochać dziadka Sama? Jeszcze chwilę temu myślałem, że tak naprawdę to on jest przyczyną moich problemów. Gdyby nie przyjechał do Polski, nie poznał babci, nie spłodził mamy… Ale oczywiście tym piwem rozbroił mnie w sekundę. Kilka minut piliśmy w milczeniu.

– Wiesz, ten kraj jest jednak dziwny – przerwał ciszę dziadek. – Gdy tu przyjechałem, na ulicach w ogóle nie widywało się czarnych. Ale nikt mi nie ubliżał, nie zaczepiał. Czasem, gdy w wakacje zapędziliśmy się z babcią na głuchą prowincję, zdarzało się, że dzieciaki pokazywały mnie sobie palcami. Ale nie było w tym agresji, tylko ciekawość. Nawet sam je zagadywałem. Po chwili już razem ganialiśmy za piłką. Teraz mówi się, że żyjemy w globalnej wiosce. Jest telewizja, internet. Czarny człowiek nie powinien być sensacją. W Polsce już nas trochę mieszka. Są czarni polscy sportowcy, aktorzy… I nagle zamiast robić się lepiej, jest gorzej. Ja jestem stary, na mnie najwyżej dziwnie patrzą albo jeden z drugim za mną splunie. Ale domyślam się, że tobie jest trudniej.

Dziadek nie powiedział nic, co powinno mi pomóc. Ale i tak zrobiło mi się lepiej. Bo tylko on z całej naszej rodziny mógł wiedzieć, co czuję. Skończyłem swoje piwo. Dziadek wziął ode mnie puszkę i schował ją do kieszeni. Dał mi miętówkę, mrugnął porozumiewawczo i sobie poszedł.

Usiadłem przy komputerze i zacząłem szukać w okolicy klubu, w którym mógłbym zacząć trenować MMA. Nie chciałem się więcej czuć tak bezradny, jak dzisiejszego popołudnia. Następnego dnia Ania przy śniadaniu milczała. Odezwała się dopiero, gdy szliśmy na przystanek.

– Wiesz, Piotrek, jest mi strasznie głupio. Że z jakiejś przyczyny, choć jesteśmy tacy sami, ja wyglądam tak, jak wyglądam. I nikt się mnie nie czepia. I jestem wściekła na siebie, że wczoraj stchórzyłam. Chciałam, naprawdę chciałam zacząć krzyczeć, że jestem twoją siostrą, i że oboje jesteśmy takimi samymi Polakami jak i oni. Ale nie miałam odwagi. Cholera, naprawdę się bałam. Choć bardziej o ciebie…
– Daj spokój, siostra. Wszystko dobrze. Dzięki, że mnie odciągnęłaś. Bo ja też się bałem. I tak samo się za to nienawidzę. Wczoraj zdecydowałem, że muszę coś z tym zrobić. Nie znoszę przemocy, ale chcę przynajmniej mieć pewność, że jak ktoś mnie zaatakuje, będę umiał się bronić. Zapisałem się na trening. Dziś idę po raz pierwszy. Może ze mną pójdziesz? Może być fajnie.

Od tamtego dnia na treningi chodziliśmy razem. Ja na MMA, Ania na boks

Rodzice nie protestowali. A dziadek nawet mi powiedział, że to całkiem mądry ruch. Rasistowskich zaczepek w ciągu kolejnego roku wysłuchiwałem coraz więcej. Zazwyczaj nie reagowałem. Albo próbowałem rozmawiać. Często wystarczyło, że odezwałem się płynną polszczyzną. Albo mówiłem:

– Urodziłem się w Warszawie i moi rodzice też. Ja jestem u siebie. Pytanie, czy ty też?

Kiedyś wracałem z treningu. Był ładny wieczór, więc postanowiłem iść na piechotę. W pewnej chwili zorientowałem się, że ktoś za mną idzie. Przyspieszyłem kroku.

Biegnij, czarnuchu, biegnij, a zatrzymaj się dopiero w Afryce! – wrzasnął ktoś.

Nie była to gorsza zaczepka niż inne, których słyszałem setki. Miałem nadzieję, że to wyrostki i zaraz się im znudzi. Ale wtedy koło mojego ucha coś przeleciało. Butelka. Rozbiła się dwa metry przede mną. Zatrzymałem się. Otoczyła mnie grupka młodych mężczyzn. Nie byli dziećmi. Każdy z butelką piwa, z ich twarzy widać było, że już kilka w siebie wlali wcześniej. Pokrzykiwali zwyczajowe hasła „Polska dla Polaków” i „Won do Afryki”. Jeden, najwyższy, z tatuażem na szyi, spróbował mnie złapać za kurtkę. Odepchnąłem go.

Tak, coraz częściej myślę o emigracji

Gdy ruszył w moją stronę, zareagowałem instynktownie, jak na treningu. Wyprowadziłem cios nogą. Facet był na to zupełnie nieprzygotowany. Trafiłem go w kolano. Usłyszałem trzask. Jego kompani rzucili się na pomoc. Uciekli po kilku chwilach. Jeden, wypluwając zęby, inny trzymał się za nadgarstek. Pozostali pomagali biec temu, któremu strzaskałem kolano. Przez chwilę czułem się jak młody bóg.

Ale gdy adrenalina zaczęła opadać, dotarło do mnie, co zrobiłem. Zawsze gardziłem przemocą. Tego uczyli mnie rodzice. A właśnie przed chwilą zniżyłem się do poziomu tych gnoi. Byłem wściekły. Na nich, że mnie do tego zmusili. I na siebie, że dałem się sprowokować. Pojechałem do dziadków.

– Teraz żałuję, że zacząłem trenować. Ta radość, którą przez chwilę czułem, gdy ci goście uciekali z podkulonymi ogonami. Teraz wydaje mi się obrzydliwa.
– Nie rób sobie wyrzutów. Miałeś prawo się bronić – dziadek Samuel z trudem hamował wściekłość. – Pomyśl, jakby się to skończyło, gdybyś nie trenował. To ty teraz leżałbyś w szpitalu. Nie miałeś wyjścia. Może następnym razem ci bandyci się zastanowią, zanim kogoś zaatakują.

Do jednego się dziadkowi nie przyznałem. Że zacząłem poważnie myśleć o wyjeździe z Polski na zawsze. Chyba wolę stchórzyć, niż upodobnić się do tych troglodytów.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Moja synowa to znana ginekolożka, która ma problemy z własną płodnością
Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa, ale i tak nie mam spokoju
Próbowałam żyć w chorym trójkącie - ja, Adam i jego matka

Redakcja poleca

REKLAMA