Poznaliśmy się, gdy byłam świeżo po maturze. Przyjechałam do ciotki do Warszawy. Po raz pierwszy w życiu widziałam wtedy stolicę. Chciałam jak najwięcej zwiedzić, całe dnie chodziłam po parkach, nowoczesnych i szerokich ulicach, wszystkie oszczędności wydałam na bilety do teatrów i kin. Pragnęłam oddychać dużym miastem, nacieszyć się nim. Przez całe dzieciństwo bowiem marzyłam, by wyprowadzić się ze wsi, pójść na studia i kiedyś zamieszkać właśnie w Warszawie. W tamtych czasach w moich okolicach patrzyli na mnie jak na wariatkę, kiedy opowiadałam o swoich planach.
– Do normalnej roboty się weź, rodzinę zakładaj, a nie będziesz wiecznie do jakichś szkół chodziła, nie wiadomo po co – mówiła mi mama.
Ale ja nie porzuciłam swoich planów. Miałam nadzieję, że w ich realizacji pomoże mi ciotka. Siostra stryjeczna mojego ojca i moja matka chrzestna szła bowiem zupełnie inną drogą niż reszta rodziny. Wyprowadziła się za mężem do Warszawy, całe życie pracowała w fabryce Wedla, była aktywna społecznie, często wyjeżdżała. Chciałam być taka jak ona.
Kiedy dostałam się na studia w stolicy, myślałam, że umrę ze szczęścia. Ciotka pozwoliła mi zamieszkać u siebie pod warunkiem pomocy w domu. Przyjechałam do Warszawy i rzuciłam się w wir rozrywek.
Już w pierwszym tygodniu poznałam Tadeusza. Stał, tak jak ja, w kolejce do kasy biletowej w teatrze. Wyglądał na starszego ode mnie i był bardzo przystojny. Obok niego plątała się jakaś dziewczyna. Wysoka brunetka ubrana od stóp do głów w peweksie. Tak śliczna, że nie mogłam oderwać od niej oczu. Czułam się przy niej taka niemodna i brzydka.
Podszedł i zagadał do mnie
W pewnym momencie zauważyła, że się jej nachalnie przyglądam. Powiedziała coś na ucho Tadeuszowi. Ten odwrócił się, spojrzał na mnie i… zatrzymał swój wzrok na dłużej. Poczułam, że moja twarz płonie ze wstydu. Spuściłam wzrok, udawałam, że szukam czegoś w torebce. Do dziś pamiętam to palące uczucie skrępowania. Stałam w tej kolejce, czułam się potwornie nieatrakcyjna i byłam pewna, że z daleka widać moje pochodzenie. Za to on i jego partnerka wyglądali jak z okładki zagranicznego pisma o modzie. Pewnie się w duchu ze mnie śmiali.
W przerwie spektaklu spotkałam go na korytarzu. Palił papierosa i czekał na swoją dziewczynę, która najwyraźniej poszła do toalety. Przez dłuższą chwilę patrzył na mnie, aż w końcu podszedł i… się przywitał!
– Jak podoba się pani sztuka? – spytał. – Pani jest stąd? Bo nigdy wcześniej nie widziałem pani w Teatrze Narodowym, a bywam tu często.
– A co, aż tak bardzo widać, że jestem ze wsi? – powiedziałam, co pomyślałam, i natychmiast tego pożałowałam.
Ależ ze mnie idiotka!
– Nie, absolutnie – roześmiał się. – Pytałem z czystej ciekawości. Gdybym widział tu panią wcześniej, z pewnością bym zapamiętał.
Chwilę później wróciła jego śliczna dziewczyna. To był koniec rozmowy.
Nie mogłam o nim zapomnieć. Cały czas miałam przed oczyma jego twarz i to, jak mówi: „Często tutaj bywam”. Pomyślałam, że zachowuję się jak idiotka, ale nie umiałam się powstrzymać – w następną sobotę też przyszłam do teatru. Nie miałam już pieniędzy na bilet, ale kręciłam się przed kasą, udając, że na kogoś czekam.
Przyszedł. Tym razem z jakąś starszą kobietą. Rozmawiali chwilę obok szatni, po czym ona zniknęła gdzieś na zapleczu teatru. Zobaczył mnie.
– Pani znów na ten sam spektakl? – uśmiechnął się do mnie. – Naprawdę aż tak bardzo się pani spodobał?
– Nie, chciałam tylko zobaczyć, czy są jeszcze bilety i kupić na za tydzień dla ciotki – skłamałam. – Ale wygląda na to, że wszystkie wyprzedane.
– Proszę się nie martwić, na pewno coś zaradzimy – powiedział. – Ta pani, z którą tu wszedłem, to moja matka. Jest aktorką w tym teatrze, na pewno pomoże zdobyć bilet.
Pokochał mnie, chciał się ze mną ożenić…
Na szczęście moja ciotka wyraziła chęć pójścia na spektakl i następnego dnia dała mi pieniądze na bilet, bo nie wiem, jak wybrnęłabym z tej sytuacji. A jednak dobrze zrobiłam, wracając wtedy do teatru. Po krótkiej rozmowie na temat biletów Tadeusz zaproponował mi spacer, i tak właśnie zaczęła się nasza znajomość...
Przez pół roku byliśmy praktycznie nierozłączni. Spotykaliśmy się po moich zajęciach, chodziliśmy na kawę, kiedy miałam okienko. A gdy pojechałam na święta do domu, on pisał do mnie długie listy. Codziennie. Mam je do dzisiaj, przechowuję jak relikwie w ozdobnej skrzynce. Tadeusz chciał się ze mną ożenić. Tego samego dnia, kiedy mnie poznał, zerwał ze swoją narzeczoną, tą z którą widziałam go w teatrze. Ale to wszystko nie było takie proste. Ta dziewczyna była córką bogatego dyplomaty, a rodzice Tadeusza już dawno zadecydowali, że ich jedyny syn wejdzie do tej prominentnej rodziny.
O ślubie z prostą biedną dziewczyną ze wsi, nie chcieli nawet słyszeć. Tadeusz próbował się buntować, wyprowadził od rodziców, zerwał z nimi kontakt. Ale po tym, jak jego matka próbowała popełnić samobójstwo, coś w nim pękło. Pewnego dnia po prostu odszedł. Zostawił mnie w rozpaczy. Wrócił do tamtej dziewczyny, ożenił się z nią. Wyjechali razem na placówkę do Belgii, do jego teściów. Do niedawna byłam pewna, że wciąż tam mieszka, jest szczęśliwy, ma wnuki.
Pierwszy raz zobaczyłam ją na przystanku autobusowym. Przyciągnęła mnie jej uroda. Piękna oliwkowa cera, kruczoczarne włosy, i nietypowe jak na brunetkę, duże niebieskie oczy. Dziewczyna wychodziła z tramwaju obładowana zakupami. Kilka tygodni później wpadłyśmy na siebie w osiedlowym sklepie spożywczym. Uśmiechnęłam się do niej. Odpowiedziała tym samym. „Musi być moją sąsiadką” – pomyślałam.
Wprowadziłam się na to osiedle kilka tygodni wcześniej. Zmieniłam miejsce zamieszkania, bo nie chciałam żyć sama w wielkim, pustym domu. Po śmierci męża zostałam zupełnie sama, nie mieliśmy dzieci. Byliśmy udanym małżeństwem, choć mąż często wyjeżdżał. Ale taka słomiana samotność to nic w porównaniu z tym, gdy się zostaje wdową. Wtedy cisza jest nie do zniesienia. Sprzedałam dom pod Warszawą, który mąż odziedziczył po rodzicach, oddałam połowę pieniędzy siostrze męża, za resztę kupiłam dwa pokoje w Warszawie. Jak dla mnie akurat.
Co jakiś czas mijałam się ze śliczną Anną na klatce schodowej. Okazało się, że mieszka w tym samym bloku trzy piętra wyżej. Zawsze się uśmiechała, nawet, gdy była zmęczona.
– Chętnie bym z panią dłużej pogadała – mówiła. – Ale śpieszę się, bo muszę zmienić się z opiekunką ojca. Jest bardzo chory, mieszka ze mną, wymaga stałej opieki.
Żywię wobec niej matczyne uczucia
Wiedziałam, że Anna jest niesamowicie dzielna. Nie miała jeszcze trzydziestu lat, a już musiała zmagać się z najtrudniejszymi życiowymi wyzwaniami. Do południa pracowała jako tłumacz przysięgły z języka francuskiego. Później robiła zakupy i do późnej nocy opiekowała się ojcem.
– Chętnie zaprosiłabym panią do siebie na herbatę – powiedziała, gdy to ja zaproponowałam jej kolację u siebie. – Ale ojciec nie pozwala mi zapraszać nikogo obcego do domu. Toleruje tylko pielęgniarkę. Wstydzi się swojej choroby, zniedołężnienia. Zawsze był bardzo aktywnym, niezwykle przystojnym mężczyzną, teraz jest wrakiem człowieka.
Ojciec Anny cierpiał na chorobę Parkinsona w bardzo zaawansowanym stadium. Do tego zmagał się z nowotworem pęcherza. Walczył, ale choroby pokonały go. Zmarł dwa lata po tym, jak pierwszy raz wpadłam na jego córkę na przystanku.
Dzień, w którym zobaczyłam nekrolog przyklejony do drzwi naszej klatki schodowej, był jednym z najgorszych w moim życiu. Gorszym chyba nawet niż ten, w którym Tadeusz odszedł do tamtej kobiety. Na klepsydrze wydrukowane było bowiem... imię i nazwisko Tadeusza! Poczułam, że nie mogę oddychać i zaraz zemdleję. To on był ojcem Anny. Przez dwa lata mieszkałam tak blisko niego! On umierał niemal obok mnie, a ja nie miałam o tym pojęcia. Nie zdążyłam z nim porozmawiać, choć codziennie o nim myślałam.
Tadeusz po ślubie wyjechał z żoną do Brukseli. Przez wiele lat nie mogli mieć dzieci, w końcu po trudnym leczeniu Alicja zaszła w ciążę. Trzy lata po urodzeniu Anny opuściła ich. Była modelką, podczas zdjęć w Paryżu zakochała się w jakimś Francuzie. To Tadeusz wychowywał ich jedyną córkę. Nigdy już się nie ożenił. Podobno wielokrotnie opowiadał Annie o mnie, o swojej największej miłości, którą utracił, dlatego że nie potrafił przeciwstawić się rodzicom.
Próbował mnie odnaleźć. Ale kiedy dowiedział się, że jestem już mężatką, dał spokój. Uznał, że nie będzie mi niszczył życia, pewnie i tak już o nim zapomniałam. Mylił się. Myślałam o nim codziennie przez te czterdzieści lat. Nigdy nie przestałam go kochać. Pod koniec życia, gdy zachorował, chciał wrócić do Warszawy.
– Muszę ułożyć sobie życie na nowo, choć jestem tu sama – powiedziała.
– Nie jesteś – odparłam, i poczułam, jakbym właśnie została matką.
Czytaj także:
„Narzeczony zostawił mnie dla prawdziwej miłości. Tak się złożyło, że jej jedyną zaletą był... bogaty tatuś”
„Narzeczony zostawił mnie, bo jego eks była w ciąży. Zaraz po ich ślubie zostaliśmy kochankami i też byłam przy nadziei”
„Narzeczony zostawił mnie miesiąc przed ślubem. Wolał córkę bogacza, która zaciążyła z przypadkowym facetem”