Szlag by to trafił, posprzeczałem się z ojcem! Nie była to nasza pierwsza kłótnia i pewnie nie ostatnia, za to dość nietypowa, bowiem tym razem nie dotyczyła wzajemnych relacji. Poszło o mojego syna.
– Spójrz, co z niego zrobiłeś? – uniosłem niepotrzebnie głos. – Chłopak ma prawie osiemnaście lat i żadnych przyjaciół. Kolegów nawet!
– To akurat nieprawda! – zaprotestował ojciec gwałtownie.
– Mówię o rówieśnikach, a nie twoich kolegach z klubu seniora!
– Lepsi tacy niż byle jacy – mruknął, nie podnosząc nawet głowy znad swojej roboty. – Poza tym, na miłość boską, to nie żaden klub seniora, tylko…
– Wszystko jedno, jak wy tam sobie to nazywacie, dobrze wiesz, o co chodzi.
Nigdy nie potrafiłem się z ojcem dogadać, a jeśli z wiekiem coś się zmieniło, to tylko na gorsze. Wszelkie problemy, z jakimi się do niego zwracałem jako dziecko, zbywał podobnie lekceważąco.
– Masz na niego za duży wpływ – nie ustępowałem. – Zajmujesz mu całe popołudnia tymi swoimi żołnierzykami, a chłopak w jego wieku powinien raczej grać w piłkę z kolegami. Kurde, mógłby czasami wypić piwo po kryjomu, zakręcić się koło jakiejś dziewczyny. Na bal maturalny zaprosi chyba tę kobietę, która wam parzy ziółka na spotkaniach!
Ojciec nie był ze mnie zadowolony
– Panią Marię? – spytał rozbawiony staruszek. – A wiesz, ona jest teraz wolna, bo w zeszłym roku owdowiała. Pewnie by się ucieszyła… He, he – zachichotał, zasłaniając usta dłonią. – Myślę, że na pewno by się zgodziła, kiedyś była z niej rozrywkowa babka. Pamiętam…
– Przestań, tato! – krzyknąłem. – To nie jest śmieszne. Dość już zabaw żołnierzykami, dosyć kontaktów z infantylnymi starcami z twojej paczki. Twój wnuk nie jest już dzieckiem – to mężczyzna i ma się zachowywać jak mężczyzna, a nie jak ciepłe kluchy!
Ojciec podniósł głowę i spojrzał na mnie uważnie. Ostrożnie odłożył na podstawkę maleńki pędzelek, którym malował kolejną ołowianą figurkę.
– A wiesz – powiedział nagle zgaszonym głosem. – To dziwne, że właśnie ty go tak nazwałeś. Miał rację, to było niepokojące. Będąc dzieckiem, wściekałem się, kiedy tak o mnie mówił. Biegłem z płaczem do matki, mojego anioła stróża, a ona urządzała ojcu awanturę.
– Maminsynek – rzucał wtedy w moją stronę, ustępując pola.
Był zawodowym żołnierzem, a ja nie dorastałem do jego wyobrażeń o jedynym synu. Wolałem dziewczyńskie zabawy w sklep od bójek z kolegami. Od sportu też jakoś stroniłem, bo byłem chorowitym dzieckiem i sporo czasu spędzałem w łóżku pod opieką matki.
– Chuchasz na niego jak na kurczaka – zrzędził ojciec. – Powinien się raczej hartować, a nie roztkliwiać nad sobą.
Wystarczyło jedno spojrzenie żony, żeby uciąć jego gderanie. Kładł uszy po sobie i znikał w drugim pokoju. Znacznie później dowiedziałem się, że zanim przyszedłem na świat, mama straciła już jednego syna.
Może za radą męża próbowała go hartować?
Nie wiem i pewnie się tego nie dowiem, faktem jest, że związek rodziców przechodził wtedy poważny kryzys. Kiedy udało jej się znowu zajść w ciążę, wszystko się jakoś ułożyło, ale ojciec nie miał prawa wtrącać się do wychowywania jedynaka. Oczywiście, że próbował, lecz nigdy wbrew matce.
Nasze stosunki były więc raczej chłodne i dopóki nie owdowiał, nigdy nie udało nam się do siebie zbliżyć. Mimo obaw, że wyrośnie ze mnie „baba”, całkiem nieźle poradziłem sobie w życiu.
Ożeniłem się, wybudowałem dom, założyłem firmę, która jakoś sobie radzi w tych trudnych czasach. Doczekałem się potomka… W sumie nie wyszło mi tylko jedno: nie potrafiłem zatrzymać przy sobie kobiety, którą kochałem.
Zostawiła mnie dla gołodupca mieniącego się artystą malarzem. Artysta to z niego jest niezły, ale malarz kiepski, bo nigdy im się nie przelewało, nawet gdy wyjechali do Anglii. Z nieoficjalnych źródeł wiem, że Monika, znaczy się moja była, skończyła karierę, pracując w fabryce. Ktoś musiał zarabiać na życie.
No cóż, dokonała wyboru i jakoś jej specjalnie nie współczuję. Kiedy wyjeżdżała z kraju, oprócz nowego męża zabrała też naszego syna. Przez kilka lat nie miałem z nim żadnego kontaktu, aż pewnego dnia zadzwoniła z pretensjami, że ojcostwo to chyba coś więcej niż parę stówek na miesiąc.
Zapragnąłem znów ją przytulić
Kuba ciągle o mnie dopytuje i ona nie zamierza dłużej wybielać mojej osoby, a w ogóle miała mnie za bardziej odpowiedzialnego…
– To co, weźmiesz teraz syna do siebie? – zakończyła tę tyradę.
– Ma ze mną zamieszkać? – upewniłem się. – Tutaj, w Polsce?
– Chyba to normalne, że chłopak pragnie mieć obydwoje rodziców, prawda?
– Mam rozumieć, że on chce wrócić? – drążyłem uparcie.
– Oczywiście – zapewniła szybko, zbyt szybko. – Na pewno… Pogadam z nim.
– Monika – przerwałem jej. – O co ci właściwie chodzi? Co się dzieje?
Przez chwilę milczała, a potem usłyszałem, jak płacze. Cichutko, lecz przecież znałem to pochlipywanie – zawsze ciekło jej więcej z nosa niż z oczu.
Na ułamek sekundy zapomniałem o wszystkim, co nas dzieliło, zapragnąłem znów ją przytulić i posmutniałem, że nie mogę tego zrobić. Minął czas, gdy wierzyła w moje zapewnienia, że wszystko będzie dobrze…
Poczułem znane drapanie w gardle i przestraszyłem się, że za chwilę też się rozpłaczę, nie wiem czy z żalu nad nią czy nad samym sobą. A może nad nami obydwojgiem?
– Powiedz, o co chodzi, Monika – poprosiłem ze ściśniętym gardłem. – A ja postaram się pomóc, OK?
Przez moment milczała.
I tym sposobem odzyskałem syna
– Nie mogę sobie z nim poradzić – zaczęła drżącym głosem. – Nie wiem, co się dzieje z naszym dzieckiem, nie poznaję go. Jest taki ordynarny i chamski, jakby jedynym celem jego życia było sprawianie nam, mi przykrości. Myślę, że nie odnalazł się w angielskiej szkole i odreagowuje to w domu. Tak sądzę, ale pewności nie mam – chlipnęła. – W szkole nie zauważyli nic niepokojącego, wręcz z trudem w ogóle dostrzegają jego obecność, bo jest taki cichy… Marcin, sypie mi się wszystko, nie daję rady… Może ty…Może u ciebie? Sama nie wiem!
Kuba zamieszkał ze mną i swoim dziadkiem, czyli moim ojcem. Na początku rzeczywiście było ciężko. Monika miała rację, nasz syn zmienił się w młodocianego przestępcę, a w każdym razie był na najlepszej drodze, by nim zostać. Ordynarny, bezczelny i złośliwy.
Nie wiem, czy poradziłbym sobie z nim, gdyby nie mój ojciec... Zdarzyło się w czasie jednej z licznych awantur, że młody przegiął i nazwał swoją matkę kur**. Naprawdę użył tego słowa, choć w pierwszej chwili wydawało mi się, że coś źle słyszę.
Kiedy poprosiłem go, by powtórzył, zrobił to bez wahania, patrząc mi wyzywająco w oczy. Moja ręka wylądowała na jego policzku, zanim rozum zdołał zaprotestować. Wiem, że przemoc jest złem, ale po pierwsze, był to spontaniczny odruch, którego do dziś żałuję, a po drugie… co właściwie proponowaliby obrońcy praw dziecka w zaistniałej sytuacji?
Prawdą jest, że Kuba po tym incydencie zmienił się nie do poznania. Przycichł, spotulniał, jakby bardziej nastawił się na kontakt. Ponieważ jednak, z powodu charakteru mojej pracy nie miałem dla niego tyle czasu, ile powinienem, zbliżył się do dziadka.
Kim jestem? Już nie mięczakiem?
Razem godzinami potrafili malować ołowiane żołnierzyki, studiować wielkie batalie, poszukiwać detali umundurowania różnych formacji wojskowych. Dogadywali się jak mało kto!
Muszę przyznać, że nawet poczułem ukłucie zazdrości, i to podwójne. Raz, że syn nie ze mną miał taki doskonały kontakt, i dwa, że ojciec mnie nigdy nie poświęcał tyle swojej uwagi i czasu, co teraz wnukowi. Może moje życie byłoby zupełnie inne?
Wobec mnie Kuba zachowywał się poprawnie i nie miałem powodu do narzekań. Odbudowywaliśmy mosty, które wydawały się spalone. Powoli i nie bez trudności odzyskiwałem jego zaufanie.
Wreszcie po pewnym czasie sam zadecydował, że pora nawiązać ponowny kontakt z matką. Zadzwonił do niej i długo rozmawiali. O czym, nie wiem, lecz gdy wyszedł z pokoju, jego oczy były podejrzanie wilgotne. Na drugi dzień Monika zatelefonowała do mnie.
– Dziękuję – powiedziała.
Słyszałem, że znowu płacze, ale tym razem ze wzruszenia.
– Za co? – spytałem.
– Uratowałeś naszego syna – zamilkła na dłuższą chwilę, po czym dodała: – I mnie. Dziękuję ci, Marcin.
Nie da się wejść do tej samej rzeki drugi raz
Milczeliśmy razem i było prawie jak dawniej, tyle tylko, że teraz dzieliły nas od siebie setki kilometrów.
– A może – zacząłem niepewnie – spróbowalibyśmy jeszcze raz, Moni? Zmądrzeliśmy, już wiemy, co jest ważne.
Nie odzywała się przez jakiś czas.
– To nie ma sensu – powiedziała w końcu. – W partnerze szukam ciepła i delikatności, a z ciebie, mimo pozorów, twarda sztuka. Nie zmienisz się już. Cały czas będziesz usiłował udowodnić sobie i wszystkim dookoła, jaki z ciebie macho.
– Tak tylko spytałem – starałem się wszystko obrócić w żart. – Zawsze warto spróbować, no nie?
I tyle. Nie da się wejść do tej samej rzeki drugi raz. Co prawda, to prawda. Oczywiście poczułem się, jakbym dostał kosza, zastanowiły mnie jednak zarzuty mojej byłej żony.
Nigdy nie myślałem o sobie, że jestem twardy, raczej miałem się za mięczaka, jednak ostatnia rozmowa z ojcem też ukazywała mnie w zupełnie innym świetle.
Nie takim się widziałem do tej pory. Czyżbym, jakimś cudem, doścignął ideał wykreowany przez ojca? Nie miałem pojęcia, że wziąłem udział w tej grze, myślałem, że dawno temu określiłem swoje stanowisko, a mama je poparła. A jednak najwyraźniej wciąż nieświadomie próbuję imponować tacie i pragnę, żeby mnie pochwalił.
Taka wyprawa dobrze nam zrobi
Czy to możliwe, że do końca życia zostajemy małymi dziećmi próbującymi usatysfakcjonować rodziców? Jeżeli tak, to przerosłem chyba oczekiwania, bo tata jakoś nie był ze mnie zadowolony podczas ostatniej wymiany zdań…
„Może dobrze byłoby wziąć krótki urlop, firma chyba nie splajtuje przez te parę dni. Wybralibyśmy się gdzieś, choćby na imprezę, o której dziś rozmawiał Kuba z dziadkiem” – pomyślałem.
Podsłuchałem, jak umawiali się na inscenizację militarną, tata przekonywał Kubę, że byłoby super, gdyby któryś z nich mógł wziąć udział – taka przygoda! Który – wiadomo, przecież starzec nie będzie biegał z karabinem, pikawa mu siądzie i dopiero będzie zagwozdka!
– No, nie bądź grzyb, przynajmniej spróbujmy – namawiał wnuka.
Do licha, nie chcę uchodzić w tym domu za twardziela bez uczuć i wyobraźni! Poza tym, co tu kryć, chciałbym odrobinę się rozerwać od czasu do czasu. Ale chyba najbardziej zależy mi, żeby znaleźć wspólny język z tymi facetami, skoro i tak mamy się kisić w męskim sosie.
– Tato, Kuba… – zapytałem. – Mogę jechać z wami?
Czytaj także:
„Naiwna siostrzyczka sponsoruje swoją rozrzutną córkę, a jej ciągle mało. Biedaczka przez nią nie ma nawet na ogrzewanie”
„Żyłam w dwóch związkach: z mężem i kochankiem. Skończyłam sama z brzuchem. Nie wiem, który z nich jest ojcem”
„Mąż obiecał swojej babci, która była na łożu śmierci, że się ze mną ożeni. Ja za ten ślub dostałam bezcenną biżuterię”