„Wspierałam przyjaciółkę w szukaniu faceta. Nie sądziłam, że wskoczy do łóżka mojemu synowi i złapie go na dziecko”

zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, Ranta Images
„– Mamuś – szepnął Tomek. – Co mamuś? – odtrąciłam jego dłoń. – Uwiodła cię! Już ona wie, jak zastawiać sidła na takich jak ty! Zawsze powtarzała, że jej ukochany się jeszcze nie urodził, no i proszę!”.
/ 13.11.2024 13:04
zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, Ranta Images

Była dla mnie kimś więcej niż tylko znajomą od serca. Od pierwszej chwili, gdy poznałyśmy się pod trzepakiem, traktowałam ją jak młodszą siostrę, której nigdy nie miałam. 5 lat różnicy czasami stanowiło barierę między nami. Nie zawsze rozumiałyśmy swoje problemy, ale kiedy obie (prawie jednocześnie) wyszłyśmy za mąż, na nowo stałyśmy się sobie bliskie.

Iza, dziewiętnastolatka po uszy zadurzona w swojej pierwszej miłości, ja dobijająca trzydziestki farmaceutka. Po latach skakania z kwiatka na kwiatek postanowiłam wreszcie ustatkować się. Nie straciłam głowy dla Adama, a raczej dobrze sobie wykalkulowałam ten związek.

Nie potrzebowałam sercowych uniesień. Sparzyłam się na zbyt wielu pięknych słowach, żeby wierzyć w kolejne zapewnienia o uczuciu aż po grób, które kończyło się wraz z wakacjami, studiami lub pierwszą obawą z powodu ciąży. Wiedziałam, że Adam to odpowiedzialny i dobry chłopak, i nigdy mnie nie skrzywdzi i zrobi wszystko dla swojej rodziny. Jak pokazało życie, postawiłam na dobrą kartę.

Nie uczyła się na błędach

W przeciwieństwie do mnie, przyjaciółka nie uczyła się na błędach, mimo upływu lat wciąż szukała wielkiego uczucia połączonego z gorącym seksem. Śmiała się, kiedy próbowałam przemówić jej do rozumu, stawiając nas z Adamem za przykład.

– Nie seks jest w życiu ważny, a przyjaźń, kochanie. Wystarczy, że będziesz lubiła swojego męża, reszta sama się ułoży – nieraz chciałam zasugerować jej właściwą drogę.

– Rozumiem, że chcesz dla mnie dobrze, Reginko, ale nie wyobrażam sobie kłaść się spać obok kogoś, do kogo nic nie czuję, o seksie z przymusu nie wspominając. Przyzwyczajenie jest dobre dla staruszków, po prostu mój chłopak jeszcze się nie urodził – swoim zwyczajem obracała wszystko w żart, choć z tym wiekiem partnerów, niestety, miała rację.

Tomek był moim oczkiem w głowie

Im więcej przybywało jej lat, za tym młodszymi uganiała się chłopakami. Owszem, drobna, szczupła i zadbana ciągle w pewnym sensie przypominała dwudziestolatkę, ale czasu nie da się oszukać. Ile nie wklepałaby w siebie kremów, ilu by nie wykonała na swoim ciele zabiegów i wstrzyknęła w nie botoksu, którego zresztą stała się wielką orędowniczką, wciąż była jedynie świetnie trzymającą się czterdziestolatką.

Z takim wyglądem mogłabyś poszukać sobie, ciociu, milionera – żartował sobie często Tomek, nasz jedynak i moje oczko w głowie.

Nigdy nie zastanawiałam się, ile chciałabym mieć dzieci, ale po narodzinach Tomka poczułam tak silny instynkt macierzyński, że stawałam na głowie, żeby zajść w kolejną ciążę. Niestety, los zdecydował inaczej.

Właściwie już pojawienie się w moim życiu Tomka było cudem. Z moimi przypadłościami i ówczesną wiedzą medyczną na ich temat nigdy nie powinnam była zostać matką. Dowiedziałam się o nich dopiero w czasie ciąży, a lekarze zrobili wszystko, bym nie utraciła jedynego dziecka.

Przez chwilę, kiedy synek miał może z pięć lat, a ja pogodziłam się z wyrokiem, zastanawiałam się nad adopcją, lecz na to nie zgodził się mój mąż. Spolegliwy zazwyczaj Adam kategorycznie odmówił wychowywania cudzego dziecka.

– Uwierz mi, nie nadaję się na ojczyma. Nie chcę zastanawiać się, kogo właściwie przyjąłem pod swój dach, i czym się to wszystko skończy. Jest mi bardzo przykro, ale tej jednej jedynej prośby spełnić nie mogę – wyznał.

Od początku znajomości byliśmy szczerzy wobec siebie, więc wiedziałam, że kiedyś mąż związany był z samotną matką. Mimo młodego wieku zaangażował się w wychowanie tamtego dziecka i bardzo przeżył, kiedy został od niego odsunięty po powrocie niewiernego tatusia.

Próbował jeszcze wynegocjować kontakty, ale kiedy podburzony przez rodziców chłopiec zwyzywał Adama publicznie na placu zabaw, wycofał się. Wiem jednak, że wiele go to kosztowało.

– W takim przypadku zawsze będziesz tylko rodzicem na zastępstwo – twierdził, a mnie trudno było z nim polemizować.

Wychowałam go na mądrego faceta

Poprzestałam więc na miłości do Tomka i nie mogłam narzekać. Syn rósł jak na drożdżach, wysportowany i bystry szybko wpadł w oko trenerowi lokalnej drużyny koszykarzy, skąd trafił do utytułowanego teamu. Już jako nastolatek w domu był jedynie gościem, w wieku 20 lat całkowicie się usamodzielnił.

Z naszą niewielką pomocą kupił mieszkanie niedaleko nas. Choć częściej przebywał na zgrupowaniach i sypiał w hotelach niż u siebie, to chciał mieć prawdziwy, przytulnie urządzony dom. Wpadałam więc czasami pod jego nieobecność, żeby chociaż podlać mu kwiaty.

Zajęty swoimi sprawami syn nie zawsze pamiętał, aby uprzedzić mnie, kiedy się zjawi, ale byłam na tyle obeznana z jego grafikiem rozgrywek i treningów, że potrafiłam wyczuć ten moment. Matczyna intuicja bezbłędnie podpowiadała mi, kiedy Tomuś stanie w progu swojego mieszkania, więc dzień przed jego powrotem wpadałam odkurzyć, zmienić pościel, wywietrzyć, zapełnić lodówkę czy zmielić kawę, aby dom wypełniał jej aromat.

Odwiedziłam syna bez zapowiedzi

Tamtego dnia zrobiłam to co zwykle – z siatką pełną najlepszych serów, wędlin i świeżego chleba wjechałam na znajome sobie szóste piętro. Przekręciłam klucz w zamku, pewnym krokiem skierowałam się do kuchni i omal nie padłam z wrażenia.

Na kanapie tuż obok kuchennej wyspy leżała Iza, nagusieńka, tak jak ją Bóg stworzył. Słysząc mój krzyk, poderwała się na nogi i zaczęła zapewniać mnie, że to nie jest to, co sobie myślę. W zasadzie nie zdążyłam jeszcze niczego pomyśleć i pewnie uwierzyłabym w każdą bajeczkę, gdyby w tej samej chwili z łazienki nie wyskoczył mój syn przepasany jedynie ręcznikiem.

– Mamuś, tylko spokojnie – podszedł ostrożnie do mnie.

– Jakie spokojnie?! – wrzasnęłam i nie czekając na wyjaśnienia, dopadłam do Izy.

Byłam wściekła

Rzucałam w nią pieczywem, pomidorami, ona kuliła się, próbując schować się za meblami, produkty fruwały po całym pokoju, a ja ciskając przekleństwami, szamotałam się z Tomkiem, chcąc dorwać przyjaciółkę. Byłam w jakimś amoku.

– Jak mogłaś! – wrzeszczałam, gdy syn chwyciwszy mnie pod ramiona, wynosił mnie do drugiego pokoju. – Byle nie do sypialni! Nie tam, gdzie ta ladacznica się z tobą… – głos uwiązł mi w gardle; krzyk przeszedł w szloch. – Jak ona mogła… – jęknęłam.

– Mamuś – szepnął Tomek.

– Co mamuś? – odtrąciłam jego dłoń. – Uwiodła cię! Już ona wie, jak zastawiać sidła na takich jak ty! Zawsze powtarzała, że jej ukochany się jeszcze nie urodził, no i proszę!

– Mamuś… – Tomek był nieprzejednany.

Jego „my się kochamy” zraniło mnie bardziej, niż gdyby powiedział, że przeprowadza się do Australii. Próbowałam wytłumaczyć mu, że mając 22 lata, nie wie nic o miłości. Owszem, przespał się z cioteczką, zdarzają się gorsze rzeczy, ale nie musi z nią być!

Zresztą w ogóle nic nie będzie musiał, bo jeszcze dzisiaj wyrzucę tę kobietę z naszego życia, a może nawet i miasta, jeśli znajdę odpowiednich bandytów, którzy ją załatwią. „Zniszczę cię” – syczałam, gdy Izka naciągała na siebie kusą bieliznę i równie skąpą sukienkę. Pewnie wróciłabym do bicia jej, gdyby Tomek ponownie mnie nie przytrzymał.

Złapała go na dziecko

– Iza jest w ciąży – powiedział i poczułam, jakby ktoś uderzył mnie obuchem w głowę.

Pociemniało mi w oczach i zaczęło szumieć w uszach. Widziałam tylko, jak Tomek porusza ustami, ale nie rozumiałam sensu słów. Ja chyba śnię – przebiegło mi przez myśl, gdy nieprzytomna osuwałam się w ramiona syna.

Niestety, gdy ocknęłam się, nie zniknął ani Tomek, ani tym bardziej Izka. Oboje klęczeli przy kanapie, na której leżałam, i wpatrywali się we mnie z przerażeniem. Miałam ochotę umrzeć z rozpaczy.

Moje jedyne dziecko, mój sukces, moje całe życie, chłopak, który mógł mieć każdą dziewczynę, który marzył o tym, że po zakończonej karierze zacznie pływać po oceanach – on chce założyć rodzinę z tą starą babą i niańczyć jej dzieci?

– Przepraszam cię, Reginko, wybacz mi, ja broniłam się przed tym uczuciem, ale… – zaczęła Iza, lecz kazałam jej milczeć.

Bałam się, że serce pęknie mi z rozpaczy. Widziałam po synu, że ją kocha, czułam, że w tej chwili zrobiłby dla niej wszystko jak każdy zakochany młokos, ale czy od razu musi z nią być? 

– Synku, masz dopiero 22 lata, nie znasz życia ani kobiet – próbowałam przemówić mu do rozsądku.

Wszystko na nic. Obraził się na mnie i gdyby nie to, że słaniałam się na nogach, pewnie wyrzuciłby mnie ze swojego mieszkania. Rozumiem, w tym wieku mężczyzna raczej myśli inną częścią ciała niż mózg, ale ona? Ona mogłaby się opamiętać!

Niestety, Iza także uważa, że połączyła ich wielka miłość. Wkrótce biorą ślub, ale zrobią to beze mnie. Nie zamierzam stać się pośmiewiskiem i nigdy nie wybaczę Izce, że mając do wyboru tylu facetów, uwiodła mi syna. Życzę jej wszystkiego, co najgorsze, a sobie, żeby ten koszmar jak najszybciej się skończył. 

Regina, 49 lat

Czytaj także: „Przystojniak z aplikacji okazał się moim szkolnym tyranem. Teraz znów mnie osaczał, ale w zupełnie inny sposób”
„Zerwałam z facetem, bo na zaręczyny dał mi pierścionek ze złomowiska. Dziś pluję sobie w brodę, bo został bogaczem”
„Na emeryturze chciałam zobaczyć trochę świata. Zamiast tego widzę tylko męża gnijącego w fotelu”

Redakcja poleca

REKLAMA