Sylwester już za chwilę i przyznam, że nie mogę się go doczekać. To dla mnie wyjątkowy moment, który traktuję jak rodzaj „przejścia”. W starym roku zostawiam to, czego chcę się pozbyć, a w nowy wnoszę wszystkie zmiany, których oczekuję od życia. Jestem osobą mocno uduchowioną i takie momenty traktuję niezwykle poważnie.
Nasz związek i tak się rozpada
Mateusza poznałam właśnie w sylwestra. Jesteśmy parą od 3 lat i myślałam, że to „ten jedyny”. Od kilku miesięcy coś nam się jednak nie układa i coraz częściej zaczęłam myśleć o rozstaniu. Mati jest naprawdę wspaniałym facetem, po prostu nie dogadujemy się na poziomie emocjonalnym i duchowym. Dlatego właśnie uznałam, że najlepiej będzie zakończyć nasz związek właśnie w sylwestra. Niech to będzie nasz początek i koniec.
Wiem, co teraz myślicie. „Co za bezduszna baba, jak może robić coś takiego?” A co to za różnica, czy zerwę z nim za tydzień, czy 31 grudnia? To chyba moja sprawa? Skoro ważna jest dla mnie symbolika, to chyba mam prawo robić to, co mi odpowiada?
Sylwester to moim zdaniem idealny moment na nowe początki i przecinanie zbędnych więzów. W nowy rok należy wchodzić z czystym sumieniem i z zakończonymi sprawami. A że w tym roku nie idziemy na żadną imprezę, tylko zostajemy we dwójkę, to tym bardziej.
Planuję zrobić nam dobrą kolację, nalać szampana i po północy powiedzieć Mateuszowi, że to koniec. Reszta nocy zależy od niego. Możemy porozmawiać o tym, co nie wypaliło między nami, albo po prostu rozejść się w spokoju.
Może to głupie?
Moje przyjaciółki uważają, że to głupi pomysł i powinnam zerwać z nim w inny dzień, żeby nie psuć mu wszystkich innych sylwestrów. Podobno nasze zerwanie może sprawić, że ten dzień już zawsze źle mu się będzie kojarzył. Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Po jakimś czasie o tym zapomni, albo będzie wspominał bez emocji. Przecież wiem, że on też widzi, że ostatnio się nie dogadujemy.
W sumie nie wiem, czy mam z czego się tłumaczyć, bo i tak uważam, że robię słusznie. To moje życie i moja sprawa. I tak zerwę z Mateuszem w sylwestra. Niech ludzie sobie mówią co chcą.
Więcej prawdziwych historii:
„Moja żona to despotyczna wariatka. Poświęciłem dla niej wszystko, a ona nawet nie chce mieć ze mną dzieci”
„Przez pomyłkę lekarzy myślałam, że umieram. To były najgorsze dni mojego życia, za które nikt nie odpowiedział”
„Zięć wysyłał moją córkę na wojnę, bo zarabiała tam najlepiej. Ja bałam się o jej życie, a on balował za jej pieniądze”
„Zakochałem się w Magdzie, ale przespałem się z jej przyjaciółką. Obie zaplanowały ten test, którego nie zdałem”