– Ty widziałeś, jak dziadek się znowu odstawił? – spytała Asia z dziwną miną. – Gdzie on tak się stroi, i to prawie co wieczór?
– Pewnie na randkę – odparłem, wzruszając ramionami. – Facet jest wolny, jeszcze całkiem niestary, coś mu się od życia należy – spojrzałem na żonę spod oka.
– Co ty wygadujesz? – prychnęła ze złością i ciężko podniosła się z krzesła.
Siódmy miesiąc ciąży dawał się jej już we znaki
– Nawet tak nie myśl, bo jeszcze rzeczywiście coś wykraczesz...
– A co, źle by było, jakby na stare lata znalazł sobie kogoś? – spytałem przekornie. – Jakąś ciepłą wdówkę z mieszkankiem, która by zadbała o niego, oprała, ugotowała.
– A nie pomyślałeś, jakby ta wdówka była bez mieszkanka? – syknęła Asia, rozzłoszczona już na poważnie. – I nam się tu na głowę zwaliła, i w piątkę byśmy w tych dwóch pokoikach mieszkali...
Odłożyłem wolno gazetę, popatrzyłem na żonę z uwagą. No fakt, o takim aspekcie tych dziadkowych wieczornych wyjść rzeczywiście nie pomyślałem.
– A wiesz, że ty możesz mieć rację – skinąłem głową zamyślony. – Sam słyszałem w firmie, jak kumpel opowiadał, że jakaś jego ciotka szukała faceta z mieszkaniem, bo swoje oddała synowi i wdowiec z chatą był jej pilnie potrzebny.
– No więc sam widzisz – Asia popatrzyła na mnie z satysfakcją. – Trzeba dziadka dokładnie wybadać, co i jak, żebyśmy się potem nie obudzili, jak będzie już za późno, z jakąś nową babcią na karku.
No, miała ta moja żona trochę racji, bo, rzeczywiście, jeszcze jeden lokator w tym mieszkanku dziadka Asi bardzo by nam obniżył standard życiowy. Zwłaszcza że za dwa miesiące miała nam się powiększyć rodzina. A o własnym mieszkaniu jeszcze długo nie było nawet co marzyć, przy naszych zarobkach, kiedy to mogliśmy odłożyć co miesiąc tylko jakieś niewielkie kwoty. Dobrze chociaż, że po ślubie przygarnął nas dziadek Asi – uroczy, starszy pan. Oddał nam nawet większy pokój. Dobrze nam się razem mieszkało, nie wchodziliśmy sobie w drogę, wykazywaliśmy wzajemną tolerancję. Ale gdyby atmosfera zagęściła się jeszcze o dodatkową osobę, tę potencjalną babcię, no fakt, nie byłoby dobrze. Dlatego musieliśmy się dowiedzieć, na czym stoimy i co ten nasz kochany dziadek zamierza. Następnego dnia, przy pierwszej nadarzającej się sposobności, postanowiliśmy wziąć dziadka na spytki. Zwłaszcza że znowu się szykował do wyjścia i od paru minut stał przed lustrem, dobierając krawat do koszuli.
– Ten będzie lepszy – wskazałem na bordowy. – Kolorem lepiej pasuje do niebieskiego – doradziłem mu.
– Myślisz? – dziadek popatrzył na mnie roztargnionym wzrokiem, odkładając na bok granatowy krawat. – Chciałem, żeby było elegancko i z klasą...
– A co dziadka tak wzięło? – spytałem, puszczając do niego oczko. – Jakaś wymagająca laska?
– E tam – obruszył się. – Tobie tylko jedno w głowie...
– No właśnie, dziadku, gdzie ty tak znikasz niemal codziennie wieczorami? – wspomogła mnie Asia.
Popatrzył na nas niepewnie, otworzył już usta, ale się zawahał. W końcu machnął ręką i zaczął wiązać bordowy krawat.
– Mam sprawy takie... – powiedział po dobrej chwili, nie patrząc na nas.
– To znaczy? – spytała Asia ostrożnie. – Jeżeli można spytać, oczywiście...
– No, dawnych kolegów spotkałem i umawiamy się – powiedział, wciąż unikając naszego wzroku.
Ja bym przyjął to wyjaśnienie, ale nie żona
Stanęła tuż za dziadkiem i, świdrując go w lustrze wzrokiem niczym inkwizytor, wypytywała go dalej.
– Ale tak często? – kręciła głową. – Nie nudzi się wam?
Starszy pan jakby przez moment myślał o czymś intensywnie, zastanawiał się głęboko, po czym spojrzał na wnuczkę z ożywieniem.
– W szachy gramy – wykrzyknął uradowany. – Tak, mecz za meczem, cały turniej, każdy z każdym, i w ogóle...
Asia chciała jeszcze o coś zapytać, ale nie zdążyła, bo dziadek gwałtownym ruchem porwał swój kapelusz z wieszaka i po prostu uciekł z domu wystraszony naszymi pytaniami. Tak mi się przynajmniej wydawało. A moja żona stwierdziła, że jak nic, tylko dziadek ma jakąś babę i ona musi to dokładnie zbadać, żeby nie dopuścić do jakiego nieszczęścia. Nie bardzo rozumiałem, jakie to mogło być dla dziadka nieszczęście, nawet gdyby się w tym wieku zakochał. Asia jednak tak się zawzięła, żeby wybadać dziadkową tajemnicę, że aż sam się zdumiałem. No bo takiej chyba własnej żony nie znałem. Ale pomyślałem, że może hormony dają o sobie znać, w końcu w ciąży przecież była, a w tym stanie to kobiety zdolne są do różnych dziwactw podobno. No i odpuściłem, chce się bawić w detektywa, to niech się bawi, ja jej nie zamierzałem niczego zabraniać.
– Tylko uważaj na siebie i na Bąbelka, ty mój Sherlocku – pogłaskałem ją po okrągłym brzuszku.
Nie spodziewałem się, że żona aż tak się zaangażuje w tę sprawę z amorami dziadka... Tymczasem ona już następnego dnia zdała mi pierwsze relacje.
– Ja już wszystko wiem – stanęła przede mną z zaaferowana miną, gdy tylko przekroczyłem próg domu.
– Tak? – zainteresowałem się. – A co mianowicie?
– Przyczaiłam się na dziadka, jak wychodził, chciałam iść za nim, ale nie musiałam – potrząsnęła głową z przejęciem. – Wyobraź sobie, że przyjechała po niego fordem wystrojona baba... – zawiesiła na chwilę głos. – I że ja ją dobrze znam.
– Jak to? – trochę się zdziwiłem.
– No, znam ją z liceum, matmy mnie uczyła i to była straszna zołza, szkoda gadać – pokręciła głową. – I teraz jak dziadek wpadł w jej łapska, to ma przechlapane, ona go pożre na surowo...
– Ale co ty wygadujesz, Asia – starałem się jakoś ostudzić jej emocje. – Przecież dziadek to dorosły facet i chyba wie, co robi.
– Żebyś ty widział, jak on był w nią wpatrzony, jak przytakiwał każdemu jej słowu, jak ją po rękach całował... – wyliczała. – Mówię ci, że on się zakochał, wpadł po same uszy, a ona jest dużo młodsza od niego i na pewno go wykorzysta... Trzeba go ratować.
Tak mnie ta moja żona zagadała, że sam nie wiedziałem, kiedy się zgodziłem śledzić dziadka i tę babkę.
Chyba wtedy na mózg mi musiało paść
Asia potrafiła być taka przekonująca, a ja nie chciałem się jej sprzeciwiać, zwłaszcza że była w odmiennym stanie. No i jak to ona twierdziła, robiliśmy to wszystko tylko i wyłącznie dla dobra dziadka. Nazajutrz przyczaiłem się na rogu ulicy w swoim punto i czekałem na wyjście dziadka z bramy. No i wyszedł, elegancki, z rozjaśnioną twarzą, rozglądając się wkoło. Nie czekał długo. Po kilku minutach podjechał elegancki ford, z równie elegancką panią w środku. Dziadek otworzył drzwi i wskoczył do środka z werwą co najmniej trzydziestolatka.
„Ależ chłopa wzięło” – pomyślałem i pojechałem za nimi.
A po powrocie zdałem żonie relację. Opowiedziałem, że ta kobieta wraz z dziadkiem weszli do centrum szkoleniowego przy miejskim ośrodku kultury, że od recepcjonisty dowiedziałem się, iż ona jest tam jakimś dyrektorem i nawet dostałem na nią telefoniczne namiary, łącznie z imieniem i nazwiskiem tej pani.
– No tak, to ona, ta harpia – skinęła głową Asia, spoglądając na kartkę, gdzie zapisałem wszystkie informacje. – No to trzeba dziadka ratować...
– Ale co ty chcesz zrobić? – spytałem zaniepokojony.
– Wybić tej pani naszego dziadka z głowy – odparła spokojnie. – Bo chyba na herbatkę to ona go tam nie zapraszała, na pewno w gabinecie ma wygodną kanapę, a facetowi w tym wieku dużo nie trzeba, żeby go sobie owinąć wokół palca...
Nieźle się ta moja Asia nakręciła. Pomyślałem, że do niezłej rodzinki trafiłem, dziadkowi się amorów zachciało, a mojej żonie zabawy w detektywa. Ciekaw byłem, co ona dalej zamierza robić, ale nic więcej nie chciała mi powiedzieć. Nawet sprawiała wrażenie, jakby straciła zainteresowanie całą sprawą. Pomyślałem więc z ulgą, że dała sobie spokój. Kilka dni później, gdy wróciłem po pracy do domu, zastałem przed telewizorem dziadka. Oglądał jakiś mecz i nie miał zbyt szczęśliwej miny.
– A co to, dzisiaj nie na rozgrywkach szachowych? – spytałem.
Dziadek popatrzył na mnie ciężkim wzrokiem i tylko machnął ręką. I nadal wpatrywał się z nieszczęśliwą miną w ekran telewizora.
– Coś się stało? – nie chciałem tak zostawiać staruszka. – Koledzy się wypięli?
– Żeby to koledzy – odezwał się po chwili. – Wiesz, ja wcale się nie spotykałem z kumplami, tak wam tylko powiedziałem, bo Asia się wciąż dopytywała, a to miała być niespodzianka dla was...
– To znaczy? – spytałem ostrożnie, bo jak usłyszałem słowo niespodzianka, to różne dziwne myśli mi przyszły do głowy, łącznie z tą nową babcią.
– Wiem, że wam ciężko, że oszczędzacie każdy grosz, więc chciałem wam jakoś pomóc, jak już ten mój prawnuk się narodzi – westchnął dziadek. – Spotkałem przypadkiem dawną znajomą, zaproponowała mi takie zajęcia w ośrodku szkoleniowym, całkiem nieźle płatne, po dwie godziny dziennie, trzy razy w tygodniu... No i cieszyłem się bardzo, bo na wózek i na łóżeczko wam chciałem dać, takie porządne, markowe. Ale wczoraj wzięła mnie na rozmowę i powiedziała, że ze względu na mój stan zdrowia, to chyba będzie musiała się zastanowić, czy mogę te zajęcia prowadzić i do końca tygodnia dała mi wolne – zdenerwowany dziadek wstał w fotela, podszedł do mnie blisko i spojrzał mi prosto w twarz. – No, ale powiedz, chłopie, tak szczerze, mieszkasz tu ze mną już jakiś czas, czy ja się kiedy na co uskarżałem?
– No nie – przyznałem uczciwie. – Nawet kataru dziadek nie miał.
– No właśnie – skinął stanowczo głową. – A ona wymyśliła sobie, że mam jakąś wadę serca – wzruszył ramionami. – No powiedz, skąd się to jej wzięło? – patrzył na mnie bezradnie. – To ja się już do niczego nie nadaję, czy co?
W tym momencie w drzwiach stanęła Asia i natychmiast zrozumiałem, skąd ta cała dyrektorka miała takie informacje o naszym dziadku.
Wciągnąłem żonę do naszego pokoju
– Mów mi tu zaraz, coś ty tej kobiecie nagadałaś o dziadku – napadłem na nią.
– Nic takiego, tylko że on musi się oszczędzać, bo ma chore serce i w ogóle musi na siebie uważać – odparła, patrząc na mnie przestraszonym wzrokiem. – Bo pomyślałam, że takiego chorowitego to nie będzie chciała...
Ręce mi opadły. Opowiedziałem jej o tym wszystkim, czego przed chwilą dowiedziałem się od dziadka. A Asia aż musiała usiąść, bo chyba nogi się pod nią ugięły.
– Kurczę, ale narozrabiałam – pokręciła głową.
– No, nieźle nakręciłaś, ty Sherlocku niedowarzony – zaśmiałem się. – I twoja w tym głowa, żeby to wszystko odkręcić teraz, bo dziadek tam płacze, że jest już do niczego.
– Ale jak? – Asia popatrzyła na mnie bezradnie. – Znowu mam gadać z tą zołzą? No przecież ona mnie pożre żywcem, jak powiem jej całą prawdę.
– Musiałaby mieć język wielkości sporej łopaty, żebyś się na nim zmieściła – roześmiałem się. – Nie bój się, ona cię oszczędzi, ze względu na twój stan, zresztą pójdę razem z tobą do tego centrum szkoleniowego...
Dawna nauczycielka mojej żony wcale nie okazała się taką zołzą, wręcz przeciwnie, wydawała mi się całkiem miłą, kulturalną panią w średnim wieku. Wysłuchała na spokojnie Asi, przyglądając się jej tylko od czasu do czasu spod oka.
– A wiesz, że nie patrzyłam na twojego dziadka pod tym kątem? – powiedziała przekornie. – Chociaż szkoda, to wciąż jeszcze jest bardzo interesujący mężczyzna i pewnie byłby niezłym amantem – zawiesiła głos i dopiero po chwili roześmiała się, widząc przerażoną minę Asi. – Ale ja mam męża, którego bardzo kocham i wolę waszego dziadka jako fachowca w moim centrum niż jako ewentualnego... – znowu zaczęła się śmiać, a potem zaprosiła nas na herbatę do swojego gabinetu.
I wbrew sugestiom mojej żony, wcale nie było w nim kanapy. Dziadek nie stracił swojej fuchy, uszczęśliwiony poszedł tam zaraz w następny poniedziałek. A po tej całej wpadce mojej żonie chyba na zawsze już odechciało się bawić w detektywa. Zwłaszcza że wkrótce przyszedł na świat nasz synek, który niewiele jej zostawiał wolnego czasu. Chociaż dziadek pomagał nam, jak mógł, wożąc małego codziennie na spacer, w pięknym, markowym wózku, jaki od niego dostaliśmy.
Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”