„Byliśmy w szoku, gdy okazało się, że nasza koleżanka z klasy wyszła za naszego wychowawcę. Przecież to niesmaczne”

Nasza koleżanka z klasy wyszła za naszego wychowawcę fot. Adobe Stock, auremar
„Była to jego pierwsza praca po studiach. Widzieliśmy, że bardzo się stara dobrze wypaść. Gdy obwieszczał nam zasady wzajemnego funkcjonowania w rodzinie, jaką miała stać się nasza klasa, całe czoło miał zroszone potem, a okulary zaszły mu mgiełką. Lubiliśmy go, ale nie potrafiliśmy mu okazać sympatii inaczej niż przez ciągłe figle”.
/ 24.03.2023 07:33
Nasza koleżanka z klasy wyszła za naszego wychowawcę fot. Adobe Stock, auremar

– Dzień dobry, czy rozmawiam z Magdą? Tu Hanka – usłyszałam w słuchawce kobiecy głos:

Przeszukałam w myśli spis znajomych, nie znam żadnej Hanki. Zaraz, to przecież…

– Paja? – zapytałam zdziwiona.

Tak, cieszę się, że mnie pamiętasz.

– Pajka, witaj, co słychać?

– Teraz nie mam czasu opowiadać. Słuchaj, spotkajmy się w przyszłym miesiącu. Organizuję zjazd naszej klasy. Będziesz?

– No jasne – odpowiedziałam bez zastanowienia.

– Szczegóły masz na Facebooku. To na razie, mam mnóstwo roboty.

Odłożyłam słuchawkę i nie mogłam już się na niczym skupić. Opanowały mnie wspomnienia... Stanęła mi przed oczami wysoka i chuda Paja, która była w naszej podstawówce w Suchogórce prowodyrem wszelkich rozrób. Miała wielkie zdolności przywódcze i słuchali jej wszyscy, dziewczęta i chłopcy, nawet te największe łobuziaki. Była inteligentna i wesoła, zjednywała sobie łatwo przyjaciół tym, że nie wynosiła się nad innych, za to oczarowywała wciąż nowymi pomysłami.

Nie można było się z nią nudzić

Zarażała humorem i twórczym podejściem do każdej nawet najbardziej przyziemnej i rutynowej czynności. Na przykład wolała do klasy wchodzić przez okno, niż normalnie drzwiami. Zaprzyjaźniłyśmy się z Hanią w piątej klasie, gdy wychowawczyni posadziła nas w jednej ławce. Ja, z okrągłą buzią niewiniątka i z blond włoskami skręconymi jak sprężynki. Ona wysoka, szczupła, o delikatnych rysach twarzy, z równiutko przyciętą grzywką, spod której spoglądały wielkie piwne oczy. Pamiętam, jak zakochała się w Staszku, naszym klasowym prymusie i przystojniaku. Wcale go nie kokietowała spojrzeniami i zalotnym trzepotaniem rzęs, lecz zaginała w każdej zgadywance na logiczne myślenie. Po prostu pokazała mu, kto tu naprawdę jest prymusem. Od tej pory wodził za nią maślanym wzrokiem i z łatwością dawał sobą rządzić. Połowa dziewcząt ze szkoły się w nim kochała, ale on widział tylko Hanię. Wołaliśmy na nią Paja. W naszej klasie wszyscy mieli jakieś przydomki. Wynikało to chyba z chęci przypinania każdemu łatki, jednej na całe życie. Może dlatego ja dziś też zareagowałam tak, jakby od ukończenia podstawówki wcale nie upłynęło 15 lat. Paja to Paja. Jej przezwisko wiązało się z naszym wychowawcą ,,Gulgulem’’, czyli panem Grzegorzem. Gdy go pierwszy raz ujrzałam, miał posturę chłopca z szóstej klasy, cieniutkie druciane okularki o okrągłych szkłach, jasne rzadziutkie włosy i ciemnogranatowe ubranie o nieco przykrótkich spodniach.

Pamiętam jak stanął przed naszą klasą jako nowy wychowawca po panu Adamie, który odszedł na emeryturę, a ja nie mogłam oderwać oczu od jego kwiecistego krawata. Chciał wyglądać naprawdę elegancko. Była to jego pierwsza praca po studiach. Widzieliśmy, że bardzo się stara dobrze wypaść. Gdy obwieszczał nam zasady wzajemnego funkcjonowania w rodzinie, jaką miała stać się nasza klasa, całe czoło miał zroszone potem, a okulary zaszły mu mgiełką. Był z tych zasad bardzo dumny i kazał nam je zapisać w zeszytach.

Pamiętam jedną z nich

,,Żyj tak, żeby tobie było dobrze z ludźmi, a ludziom z tobą”. Polubiliśmy naszego wychowawcę, lecz nie umieliśmy tego inaczej okazać, jak tylko płatając mu figle. W tym celu czyhaliśmy na jakąś jego słabostkę. Znaleźliśmy ją, gdy pewnego dnia odpracowywaliśmy godzinę na szkolnej działce. Nasza Hania wykopała dżdżownicę i zaczęła nią rzucać w piszczące koleżanki. Jakie było nasze zdziwienie, gdy zobaczyliśmy reakcję pana Grzegorza – zatrząsł się z obrzydzenia i aż skurczył ze strachu. Wszyscy to widzieli. Innym razem do klasy wleciała pszczoła i zaczęła pana atakować. Walczył z nią jak bokser na ringu, używając do tej walki dziennika, a my mieliśmy widowisko nie lada, widząc jego przestrach. To nas upewniło, co do jego słabego punktu.

Pewnego dnia rozpoczął lekcję jak zwykle dłuższym wpatrywaniem się w listę uczniów, co ustawiało klasę do pionu, więc panowała cisza, jak makiem zasiał. Ale tego poranka nikt z nas nie wstrzymał oddechu z przerażenia, bo naszą uwagę skupiły dwie urocze kosmate gąsieniczki pełzające po biurku. Jeszcze chwila i dolazłyby do dziennika. Pan podniósł głowę, wrzasnął i odskoczył od biurka. Był przerażony. Wtedy Paja usłużnie przygarnęła zielone stworzonka do swego piórnika – no i zaczęło się. Cała złość skupiła się na Hance. A ta stała jak słup soli, bo nie ona była winna. Wtedy pan krzyknął:

– Co tak rozdziawiasz paję? Jeszcze udajesz niewiniątko?

I tak Hania została Pają

Naszego Gulgula tak naprawdę nigdy nie poznaliśmy. Był dla nas tajemnicą. Przyjeżdżał rannym autobusem, a po lekcjach spieszył się na jedyny popołudniowy kurs i znikał nam z oczu. Nie miał z nami lekkiego życia, a banda rozbrykanych i żądnych rozrywki urwisów nie pałała chęcią zrozumienia młodego i niedoświadczonego nauczyciela. Nazwaliśmy go Gulgulem, gdy pewnego dnia ujrzeliśmy, jak zmyka przed watahą rozwścieczonych indyków. Nie wiadomo, dlaczego go ścigały. Uznaliśmy, że nie jest przystosowany do życia na wsi i on chyba też wyszedł z takiego założenia, bo jeszcze przed ukończeniem przez nas podstawówki przeniósł się do pracy w miasteczku. Żegnaliśmy go z bólem serca i w poczuciu winy, że przyczyniliśmy się do tej decyzji.

Z Hanią nie widziałam się przez długie lata. Po ukończeniu liceum wyjechałam do Warszawy na studia i tam zamieszkałam z mamą, która po śmierci taty nie chciała mieszkać sama. Nie wyszłam za mąż, zawsze powtarzam, że wciąż szukam tego jedynego przeznaczonego mi na całe życie. Hania mi powiedziała, że odkryła w sobie talent do biznesu i prowadzi w pobliskim miasteczku biuro rachunkowe. Wyszła za mąż, ma dwoje dzieci. Resztę miała opowiedzieć mi na spotkaniu klasowym. Nasza poczciwa podstawówka bardzo się zmieniła. Zamiast rozpadającego się drewniaka ujrzałam nowy budynek, murowany, z czerwoną dachówką. W środku wszystko też nowe, lśniące i kolorowe. I wtedy go zobaczyłam. Nasz Gulgul! Stał z boku i rozmawiał z jakimś łysawym mężczyzną, którego z początku nie mogłam rozpoznać, ale w końcu stwierdziłam, że to Boguś, mały Bodzio. Po chwili obaj już byli otoczeni wianuszkiem zjazdowiczów. Podeszłam bliżej i nagle doznałam szoku. Do Gulgula, naszego wychowawcy, podeszła bizneswoman Hanka, czyli Paja i wypowiedziała zdanie, które mi w jednym momencie odsłoniło całą tajemnicę:

– Kochanie, musimy im powiedzieć.

Byli małżeństwem, a niech to!

Wszystkich nas zamurowało. Pan Grzegorz niewiele się zmienił, jednak trzeba przyznać, że był przystojniejszy niż wtedy, gdy usiłował nas czegoś nauczyć i wychować na ludzi. No i ten strój – klasyczny, elegancki. Paja też mnie zszokowała. Trzeba przyznać, że ma klasę, wygląda młodo i szykownie. Siedziałyśmy obok siebie i mojej dawnej Pai paja się nie zamykała; pod tym względem wcale się nie zmieniła.

– Wiesz, Magda – ciągnęła – ja dużo pracuję, oboje żyjemy intensywnie. Wybudowaliśmy duży dom. Mam nadzieję, że nas odwiedzisz.

Tego dnia przeszłam z moim panem wychowawcą na „ty” i tak zaczął się nowy rozdział mojej przyjaźni z Hanią i... jej mężem. Na początku złapałam się na myśli, że to niesmaczne, ale szybko mi przeszło: przecież obydwoje byli dorosłymi ludźmi, kiedy rozpoczęli swoją relację. Ja i Hanka odświeżyłyśmy znajomość. Pisujemy do siebie maile, rozmawiamy przez telefon, a czasem w wolne dni jeżdżę do nich. Ostatnio Paja wymyśliła, że zorganizujemy u niej babski wieczór, tylko ,,dziewczyny z naszej klasy’’. Pierwsze spotkanie już za miesiąc. Cieszę się, że nasza przyjaźń się odnowiła. 

Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”

Redakcja poleca

REKLAMA