Powiem wprost – nie dała mi Bozia urody ani szlachetnej postury. Już jako dziecko byłem pękatym potworkiem z wielkimi okularami na nosie. No i jeszcze do tego rudy…
– Oj, nie będzie miał chłopczyna łatwo w życiu – użalały się nade mną sąsiadki.
Wtedy mama wyskakiwała na nie z pazurami.
– To się jeszcze okaże! Najważniejsze, że jest najmądrzejszy ze wszystkich dzieciaków na podwórku.
To akurat była prawda. Nikczemną fizyczność nadrabiałem nauką. W przedszkolu najlepiej budowałem z klocków lego, w szkole kasowałem wszystkich na matematyce i informatyce. Przemknąłem gładko przez studia, zaliczając wszystkie możliwe stypendia. Co z tego, kiedy za grosz nie miałem powodzenia u kobiet. Wydymały na mnie swoje śliczne usteczka, kiedy chciałem się z nimi umawiać, albo śmiały mi się prosto w nos.
Miłość za pieniądze
To wtedy wymyśliłem sobie, że… kiedyś będę bogaty i miłość sobie po prostu kupię. Przez parę lat po studiach terminowałem w firmie komputerowej, nabywając doświadczenia, a kiedy poczułem, że nadszedł właściwy moment, założyłem swoją własną firmę. Od razu zaczęła przynosić spore profity. Kiedy już miałem pełną sakiewkę, pojawiły się przy mnie i kobiety.
Żadnej nie traktowałem poważnie. W końcu to wszystko było zwykłą transakcją. Ja spełniałem ich zachcianki i za nie płaciłem, a one udawały, że im na mnie zależy. Doskonale wiedziałem, że tak naprawdę zależy im na moich pieniądzach. Cóż, tak można spędzić całe życie. W każdym razie ja postanowiłem, że nigdy się nie ożenię. Po co mi żona, która kocha tylko moją kasę?
Żona idealna
No, ale kiedy stuknęło mi 35 lat, poznałem Kasię. Po prostu śliczna. I do tego młoda – miała 24 lata i niegłupia. Wpadłem jak śliwka w kompot – po prostu, po sztubacku się zakochałem. Kasia wydawała się być inna niż te wszystkie moje poprzednie dziewczyny, które leciały na pieniądze, ale pomyślałem, że po prostu udaje lepiej niż inne. Nie wierzyłem, że mnie naprawdę można bezinteresownie pokochać.
Ale i tak jej się oświadczyłem. Pomyślałem – trudno, przynajmniej jedna strona w tym związku będzie kochać. Kasia oświadczyny przyjęła. Byłem przekonany, że znaczący wpływ na to miało mój kapitał i to nie bynajmniej doświadczeń, ale ten zgromadzony na koncie.
Kasia nie pracowała (wcześniej próbowała sił w reklamie), urodziła dziecko – synka. Oszalałem z radości, pomyślałem, że nareszcie ktoś będzie mnie naprawdę kochał. Czasami wydawało mi się, że jestem wobec młodej żony niesprawiedliwy, że może jednak darzy mnie uczuciem…
Kłopoty finansowe
Nasze małżeństwo trwało już cztery lata, kiedy nadszedł światowy kryzys, a z nim moje finansowe kłopoty. Musiałem zwolnić paru pracowników, później wskutek niewypłacalności kontrahentów straciłem płynność finansową. Mówiąc wprost – stałem się bankrutem. Byłem pewien, że to także koniec mojego małżeństwa. Postanowiłem od razu powiedzieć żonie o wszystkim.
– Nie mogę ci już nic ofiarować. Jestem biedny jak mysz kościelna. Chciałbym tylko regularnie widywać synka.
I wtedy stała się rzecz dla mnie niebywała. Kasia podeszła do mnie i przytuliła moją skołataną głowę.
– Nie martw się, jakoś sobie poradzimy. Jest niewątpliwy plus tej sytuacji – nareszcie uwierzysz, że nie jestem z tobą dla pieniędzy, głuptasie – uśmiechnęła się przez łzy. – Choćbyśmy mieli biedować do końca życia i tak będę cię kochać.
To było rok temu. Kasia poszła do pracy i właściwie dzięki niej stanęliśmy na nogi. Ja siedziałem w domu i opiekowałem się synkiem. Teraz próbuję odbudować moją firmę. Chyba jednak opłacało się zostać bankrutem, prawda?
Więcej listów do redakcji:
„2 lata po ślubie mój ukochany mąż zginął w wypadku. Teściowa chce odebrać mi mieszkanie, bo było jej syna”
„Odszedłem od żony, bo… mi się znudziła. Zamiast nudnej żony miałem teraz w łóżku o 20 lat młodsze dziewczyny”
„Zrobiłem dziecko dziewczynie, do której nic nie czułem. Syn miał 2 lata, gdy zginęła w wypadku. Zostałem z nim sam”