Odkąd pamiętam, zawsze byłam niepoprawną romantyczką wierzącą w miłość od pierwszego wejrzenia. Chciałam, aby mój przyszły mąż był czułym, opiekuńczym i zaradnym człowiekiem, przy którym będę się czuć komfortowo i bezpiecznie.
Spotykałam się z kilkoma facetami, ale każda z tych znajomości okazywała się wielkim rozczarowaniem. Dlatego też uznałam, że zamiast wplątywać się w jakieś dziwne związki, bez perspektyw na przyszłość, wolę skupić się na sobie i swoim rozwoju.
Lubiłam się uczyć i modlić
Nigdy nie byłam materialistką uganiającą się za pieniędzmi, ale na swoją sytuację finansową nie mogłam narzekać. Zawdzięczałam to ciężkiej pracy i nieustannemu podnoszeniu kwalifikacji – uwielbiałam się uczyć i poszerzać wiedzę, czego efektem ubocznym były niezłe zarobki.
W moim życiu ogromną wagę przywiązuję również do kwestii religijnych. Jestem osobą głęboko wierzącą i wcale się tego nie wstydzę. Niestety, dla wielu osób jest to powód do szydzenia ze mnie i nazywania bogobojną cnotką. Kiedy ludzie zawodzili, a doświadczałam tego niestety bardzo często, zwracałam się do Boga i w nim znajdowałam oparcie. Wiedziałam, że mnie nie opuści i mogę śmiało Mu się zwierzać ze wszystkich moich trosk.
– Może wreszcie sobie męża wymodlisz – mama załamywała ręce. – Masz prawie czterdziestkę na karku, najwyższa już pora.
Presja ze strony najbliższych, abym wreszcie się ustatkowała i założyła rodzinę, była ogromna – zwłaszcza że moja młodsza siostra była mężatką z dwójką dzieci. Nikogo nie obchodziło to, co ja czuję, czego potrzebuję i jakie mam priorytety. Brak mężczyzny u boku był postrzegany w kategoriach totalnej porażki stawiającej mnie w jak najgorszym świetle.
Strzała amora trafiła mnie w kościele
Różaniec to moja ulubiona modlitwa, dlatego jeżeli tylko mogę, z przyjemnością uczestniczę w nabożeństwach różańcowych. Tego poranka jednak nigdy nie zapomnę. Sypał gęsty śnieg i wiał mroźny wiatr, temperatura była mocno na minusie. Wchodząc do kościoła, poślizgnęłam się na schodach. Nie mam bladego pojęcia, czym skończyłby się ten upadek, gdyby nie chwyciły mnie silne ramiona. Moim wybawcą okazał się przystojny mężczyzna – na pewno starszy, na oko o jakieś dziesięć lat, ale to przecież nie miało żadnego znaczenia.
– Dziękuję – odetchnęłam z ulgą.
– W taką pogodę trzeba na siebie uważać – podał mi swe ramię i razem weszliśmy do świątyni.
– Naprawdę dziękuję – wyszeptałam – mogłam nogę złamać.
– Nie ma sprawy – jego ciepły uśmiech sprawił, że moja twarz oblała się rumieńcem.
Zajął miejsce obok. Przez całą mszę usiłowałam skupić się na modlitwie, ale myślami błądziłam zupełnie gdzie indziej. Zapach wody kolońskiej mojego towarzysza był oszałamiający. Nie potrafiłam się powstrzymać od ukradkowego zerkania na niego. Bardzo mi się spodobał, ale przecież niczego o nim nie wiedziałam. Doszłam do wniosku, że na pewno jest żonaty, co nieco ostudziło buzujące we mnie emocje. Po raz pierwszy tak zareagowałam na mężczyznę. Niestety, nabożeństwo dobiegło końca i trzeba było się pożegnać.
Zaprosił mnie na kawę
– Nie chciałbym wyjść na nachalnego, ale czy zechciałaby pani wybrać się na kawę? – zapytał, gdy wyszliśmy z kościoła.
Nogi ugięły się pode mną z wrażenia, bo takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam.
– Z przyjemnością, ale nie teraz, idę do pracy – odparłam, a on wyglądał na wyraźnie zmartwionego.
– Czy w takim razie zostawi mi pani numer telefonu?
– Tak – chciałam powiedzieć coś innego, w bardziej oficjalnym tonie, ale nie zdążyłam ugryźć się w język.
Zapisał numer w swojej komórce. Wymieniliśmy jeszcze kilka uprzejmości i powoli oddaliłam się w stronę parkingu.
– Zapomniałbym o jednym! – wykrzyknął, a ja się odwróciłam.
– O czym?
– Jak pani ma na imię? – uśmiechnął się promiennie.
– Daria – odpowiedziałam radośnie i szybko udałam się do samochodu
Gdy usiadłam za kierownicą, dosłownie nie mogłam złapać tchu. Miałam nieodpartą ochotę skakać ze szczęścia. Liczyłam jedynie na to, że nie będę musiała długo czekać na upragniony telefon. A jak się go wreszcie doczekałam, dopadły mnie wątpliwości. Obawiałam się rozczarowania. Pozory bywają niezwykle mylące, o czym już zdążyłam niejednokrotnie się przekonać.
To była udana randka
Przed spotkaniem z Pawłem byłam straszliwie zdenerwowana. Zdążyłam się odzwyczaić od chodzenia na randki. Jak się okazało, on także się stresował. Paradoksalnie pozwoliło nam to przełamać pierwsze lody. Skorzystaliśmy z uroków pięknej, zimowej aury. Po długim spacerze gorąca, rozgrzewająca herbata w przytulnej kawiarence była strzałem w dziesiątkę.
– Cieszę się, że zechciałaś przyjść – powiedział Paweł.
– Miło to słyszeć – odparłam zgodnie z prawdą.
Od samego początku świetnie nam się rozmawiało. Mieliśmy sporo wspólnych zainteresowań, co oboje wzięliśmy za dobrą wróżbę. Paweł wyznał, że jest po rozwodzie i ma dorosłego syna.
– Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.
– No co ty, w czym niby miałoby przeszkadzać? – zdziwiłam się. – Ja z kolei jestem starą panną.
– Nie lubię tego określenia – przyznał. – Singielka brzmi o niebo lepiej.
– Wiesz, w sumie to się zgadzam z tobą – przytaknęłam.
Spędziliśmy bardzo miło czas. Cztery godziny zleciały błyskawicznie.
– Zobaczymy się jeszcze? – zapytał z nadzieją.
– Z największą przyjemnością.
Nie wiedziałam o tym
Traf chciał, że gdy opuściliśmy kawiarnię, natknęliśmy się na moją siostrę. Mowę jej odebrało na nasz widok. Z niedowierzaniem spoglądała to na mnie, to na Pawła. Także nie kryłam zaskoczenia, ale przedstawiłam ją mojemu towarzyszowi. Była wręcz wniebowzięta.
– Wybaczcie kochani – wyświergotała słodkim głosikiem – ale strasznie się spieszę.
Znałam ją doskonale. Nie potrafiła trzymać języka za zębami, więc wypapla całej rodzinie, że Daria była na randce z przystojnym facetem. Zadzwoniła dwie godziny później.
– Trafiła ci się taka partia i się nie chwalisz? – nie kryła ekscytacji.
– Jaka znowu partia? – nie miałam ochoty zaspokajać jej ciekawości.
– To ty nie wiesz, kim on jest? – spytała z niedowierzaniem.
– To Paweł, którego poznałam w kościele, tak się jakoś złożyło.
– Przecież to ten doktor z telewizji – ciężko się było oprzeć wrażeniu, że Anka za sekundę eksploduje z wrażenia.
Rzecz jasna, nie omieszkała mnie oświecić, że Paweł jest znanym lekarzem neurologiem i jako specjalista w tej dziedzinie często występuje w telewizji.
– No patrz, kto by pomyślał, że z ciebie taka cicha woda – siostra zachichotała niczym nastolatka.
– Zgaduję, że nikt – westchnęłam ciężko.
Anka paplała coś jeszcze, ale jej nie słuchałam. Żegnając się, była cała w skowronkach – jakby właśnie dokonała odkrycia, które miało zmienić dzieje ludzkości.
Paweł był skromny
Przy okazji kolejnej randki z Pawłem poruszyłam temat telewizji.
– To prawda, zdarza mi się występować w roli eksperta – rozłożył ręce w udawanym geście bezradności. – Przyznaję, że byłem trochę zawiedziony, gdy nie rozpoznałaś pana z TV wtedy w kościele – rzucił żartobliwie.
– Wstyd się przyznać, ale ja nie oglądam telewizji, właściwie to nie mam nawet telewizora… – dla wielu moich znajomych było to kompletnie niezrozumiałe.
Jedną z rzeczy, za które go bardzo ceniłam, był dystans, jaki zachowywał wobec własnej osoby. Opowiedział, jak zaczęła się jego przygoda ze srebrnym ekranem. Nie robił z tego wielkiego halo – traktował to jako część zawodowej kariery i nic ponadto.
Paweł nie uznał tego za dziwactwo, bo… on również nie miał w domu telewizora. Oboje się roześmialiśmy. Dla mnie liczyło się to, jakim Paweł jest człowiekiem – szczerym, otwartym, z poczuciem humoru i twardo stąpającym po ziemi. O innych wyrażał się z szacunkiem, nikogo nie obgadywał, a przy tym potrafił słuchać z uwagą i zaangażowaniem. Czyżby był moim księciem z bajki? Czas pokaże.
Czytaj także: „Sąsiadka żerowała na mojej lodówce i portfelu. Musiałam utrzeć jej nosa, zanim pójdę z torbami”
„Zostawiłam męża i ogołociłam nasze konto bankowe. To była zapłata za zdradę. Prawie zrujnowałam nasze życie” „Żałowałam rozwodu, więc uwiodłam byłego męża i zaszłam w ciążę, by do mnie wrócił”