„Byłam okropna dla mojej siostry. Specjalnie zepsułam jej wesele. Pogodziłyśmy się dopiero wtedy, gdy umierała...”

kobieta która ma zaawansowane stadium raka fot. Adobe Stock
„Odzyskałam siostrę tylko po to, żeby zaraz ją stracić. Zmarnowałyśmy wiele długich lat... A przecież, gdy byłyśmy dziewczynkami, obiecywałyśmy sobie, że nic nas nigdy nie rozdzieli... Mój syn nawet nie zdążył poznać Edyty.”
/ 02.03.2021 13:08
kobieta która ma zaawansowane stadium raka fot. Adobe Stock

Wygładziłam spódnicę, obciągnęłam sweterek, a potem zerknęłam w lustro. Wyglądałam nienagannie, choć spod warstwy makijażu przebijały rumieńce. Rano zażyłam wprawdzie tabletkę na uspokojenie, ale chyba przestała działać albo moje nerwy wymagały czegoś mocniejszego.

Zaledwie dwie godziny dzieliły mnie od spotkania, na które czekałam połowę swojego życia

Byłam przygotowana, choć tak naprawdę nie wiedziałam, czy jestem gotowa. W głowie kłębiły mi się tysiące myśli. Próbowałam przewidzieć rozmaite scenariusze i słowa, które padną. Nie miałam jednak pojęcia, co powinnam zrobić, jak się zachować. Prosić o wybaczenie czy puścić w niepamięć błędy przeszłości i po prostu zacząć od nowa?

– Zaufaj mi, ona cię teraz bardzo potrzebuje – usłyszałam kilka dni wcześniej w trakcie rozmowy telefonicznej.

Ktoś zadzwonił z nieznanego mi numeru. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to może być mój szwagier. A jednak. Jacek zadzwonił i poprosił, bym przyjechała do nich do domu.

Jesteś pewien, że nie pogorszę jej stanu? – zapytałam drżącym głosem, gdyż obleciał mnie strach na samą myśl o tym spotkaniu.

Pragnęłam go jak niczego innego, lecz jednocześnie bardzo się go bałam. Chyba nikt nie sprawił tyle przykrości mojej siostrze co ja. Niestety dotarło to do mnie dopiero po wielu latach.

Nienawiść mnie zniszczyła. Zazdrość odebrała mi rozum

Stałam w przedpokoju, kurczowo zaciskając palce na pasku torebki. Układałam w głowie słowa płomiennych przeprosin. Już dawno powinnam była przeprosić Edytę. Właściwie zwykłe „przepraszam” to za mało. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z mieszkania. Miałam jeszcze dużo czasu, więc postanowiłam pójść na piechotę. Znałam adres doskonale.

Dotąd jednak starałam się omijać ich dom szerokim łukiem. Był duży i okazały. Dębowe drzwi z witrażem zdawały się zapraszać do wnętrza. Dom otaczał ogród, teraz uśpiony, ale w sezonie piękny. Bez trudu można się było zorientować, że mieszka tu rodzina. Meble ogrodowe, murowany grill, trampolina…

Poczułam smutek na myśl o mojej ponurej kawalerce w bloku, z pustymi, przybrudzonymi ścianami, malowanymi ostatnio, gdy jeszcze żył mój mąż. Drżącymi dłońmi nacisnęłam dzwonek. Z wnętrza dało się słyszeć melodię, a chwilę później w progu stanął Jacek. Mimowolnie zarumieniłam się na jego widok. Minęło tyle lat, a on wciąż był przystojny i miał te same iskierki w oczach. Choć teraz towarzyszyła im melancholia.

– Wejdź, proszę, Edyta jest w salonie – gestem zaprosił mnie do środka.

Zsunęłam czółenka w przedpokoju i skierowałam się do salonu. Serce waliło mi jak oszalałe. Z emocji ledwo co widziałam, przez moment miałam wrażenie, że ziemia pod moimi stopami wiruje. Salon zalany był ciepłym blaskiem lampek, Edyta czytała książkę przy jednej z nich. Podeszłam bliżej, bo najwyraźniej nie zauważyła, że ktoś wszedł.

Wyglądała tak delikatnie… jak istota nie z tego świata. Jej skóra przypominała pergamin, na głowie zaś miała niebieską chustkę. Kucnęłam tuż przy jej sofie, a potem delikatnie dotknęłam jej policzka.

– Przyszłaś... – szepnęła, nie podnosząc wzroku znad książki.

Musiała jednak wiedzieć, że weszłam, lecz nie była w stanie na mnie spojrzeć. Nie dziwiło mnie to. Sama przez długie lata nie potrafiłam patrzeć na swoje odbicie w lustrze bez obrzydzenia. Nie tylko z powodu tego, co jej zrobiłam. Również z powodu tego, kim się stałam.

– Mhm – mruknęłam i spuściłam głowę, jak dziecko, które zasłużyło na karę. Czułam zbierające się pod powiekami łzy.
– Cieszę się – Edyta odłożyła książkę na stolik, zsunęła gruby koc z kolan i w końcu na mnie spojrzała.
– Naprawdę? – nie dowierzałam, że szczerze ucieszyła się na mój widok.

Z drugiej strony minęło już tyle lat, że może ja też powinnam sobie odpuścić. Podniosłam głowę. Edyta rozłożyła ramiona, a potem uśmiechnęła się ciepło – tak jakby między nami nigdy nic złego nie zaszło. Wstałam i padłam jej w ramiona. Poczułam, że ma mokre policzki. Jej serce biło bardzo szybko, a oddech był płytki, urywany.

– Już dobrze, nie denerwuj się, wszystko będzie dobrze – mówiłam, głaszcząc ją po chudych plecach.

Poczułam się tak, jakbyśmy znów były małymi dziewczynkami

Tak jak wtedy, gdy pocieszałam młodszą siostrę po bolesnym upadku na rowerze.

– Zaparzę kawy – odezwał się Jacek, który nas obserwował.

Usiadłam na fotelu obok, nie wypuszczając drobnej dłoni Edyty z rąk.

– Tęskniłam za tobą – powiedziałam.
– To dobrze, będziesz przyzwyczajona, gdy…
– Nawet tak nie myśl – skarciłam ją.
– Jestem realistką. – Uśmiechnęła się.

Z jej bladej twarzy wyzierała para dużych, niemal granatowych oczu. Nie dało się ukryć, że choroba odcisnęła na niej piętno. Mimo to wciąż jeszcze nie mieściło mi się w głowie, że Edyta jest umierająca. To od Jacka dowiedziałam się, że walczy z nowotworem, a teraz już tylko przegrywa i jej dni są policzone.

– Lekarze rozkładają ręce – powiedział mi. – Zrobili już wszystko, co mogli… Teraz pozostało tylko czekać.
– Na co?! – niemal krzyknęłam do słuchawki.
– Przyjedź, to nie jest rozmowa na telefon – odparł cicho, tak jakby obawiał się, że żona go usłyszy.

To była nasza pierwsza rozmowa po latach milczenia. I mówiliśmy o śmierci…

Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek zamienię z Jackiem choćby kilka słów. Poznałam go jako nastolatka na obozie harcerskim. Od razu się polubiliśmy. Zapraszałam go do domu, stał się niemal członkiem rodziny… Mało mi serce nie pękło, kiedy zaczął spotykać się z moją młodszą siostrą. To ja zakochałam się w nim pierwsza, ja wiązałam z nim nadzieje. Choć on nigdy nie wyszedł poza układ kumpelski, nigdy w ciągu tych lat nie dał mi sygnału, że myśli o mnie inaczej niż jak o przyjaciółce, ja byłam święcie przekonana, że kiedyś to się zmieni, że on kiedyś „dojrzeje” do mnie, do nas, że to tylko kwestia czasu i cierpliwości z mojej strony.

Zmieniło się o tyle, że dojrzała moja młodsza siostra, co zauważył, zadurzył się i sprawa szybko nabrała tempa. Oświadczył się Edycie pewnego wieczoru, kiedy zasiedliśmy całą rodziną do kolacji. Pamiętam to obezwładniające uczucie bezsilności, jakby nagle krew zastygła w moich żyłach. Dźwięczące w uszach słowa Jacka, śmiech i płynące zewsząd gratulacje sprawiły, że zakręciło mi się w głowie. Zerwałam się z krzesła, pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam.

Z wściekłości cała się trzęsłam. Potem było już tylko gorzej. Ślub odbył się na wiosnę. Włożyłam połyskującą śnieżnobiałą sukienkę. Edyta zrobiła się biała jak ściana, gdy mnie w niej zobaczyła. Brylowałam na przyjęciu, jak gdybym to ja była gwiazdą wieczoru. Niektórzy z członków rodziny Jacka brali mnie za pannę młodą. Byłyśmy do siebie bardzo podobne, nietrudno więc było się pomylić. Edyta ocierała łzy po kątach. Wiedziałam, że to był celny cios.

Zepsułam jej dzień, który miał być jednym z najpiękniejszych w jej życiu. I miałam z tego chorą satysfakcję. Z każdym kolejnym kieliszkiem tylko utwierdzałam się w przekonaniu, że robię dobrze. Wierzyłam, że Edyta sobie na to wszystko zasłużyła, bo sprzątnęła mi sprzed nosa mężczyznę mojego życia.

Wcześniej, jeszcze przed ślubem, rozpuszczałam plotki na temat Jacka

Sądziłam, że dotrą do uszu mojej siostry, a w konsekwencji jej związek z Jackiem rozpadnie się mimo oświadczyn. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Związek Jacka i Edyty wyszedł z tego bez szwanku, czego ukoronowaniem było wystawne wesele. Już w połowie przyjęcia byłam kompletnie pijana. Zrobiłam z siebie pośmiewisko i przyniosłam wstyd rodzinie. Bardzo długo jednak nie potrafiłam przyznać się do tego, że postąpiłam źle.

Wolałam zerwać kontakt z rodziną, niż przemyśleć swoje zachowanie i przyznać się do błędu. Z wesela wyprowadzono mnie, a raczej wyniesiono, bo nie mogłam nawet stać na własnych nogach. Pamiętam tylko, że w drzwiach zatrzymała mnie prababcia Jacka. Była stara i pomarszczona. W długiej, kwiecistej spódnicy przypominała czarownicę. Kościstą dłonią chwyciła mnie za podbródek, uniosła moją bezwładną głowę do góry i szepnęła:

– Oby nigdy ci się w życiu nie ułożyło.

Przykre… i prorocze. Jakby staruszka rzuciła na mnie klątwę. Czy zasłużyłam na aż tak srogą karę? A czy Edyta zasłużyła na chorobę? Po prostu czasem los bywa podły.

– Wiesz, właściwie jestem ci wdzięczna – siostra uśmiechnęła się do mnie.

Nadal siedziałyśmy w jej saloniku, dopijając zrobioną przez Jacka kawę.

– Niby za co? Za te moje akcje? – spojrzałam na nią zaskoczona.

Przez głowę przemknęła mi myśl, że majaczy w chorobie.

– To był dla nas niezły sprawdzian – odparła. – Dzięki niemu zrozumieliśmy, że nic nas nie złamie. Dopiero…
– I tak przepraszam – przerwałam jej.
– Teraz to nie ma znaczenia. – Edyta dotknęła mojej dłoni. – Obie jesteśmy stare i głupie. Zmarnowałyśmy tyle lat.

Zacisnęłam powieki, starając się powstrzymać łzy.

– Nie ma nic cenniejszego od czyjejś obecności – powiedziała, błądząc gdzieś myślami.

Może wspominała czasy, gdy byłyśmy dziewczynkami i obiecywałyśmy sobie, że nic nas nigdy nie rozdzieli.

– Masz dzieci? – zapytała.
Mam syna, ale nie utrzymujemy zbyt bliskich kontaktów, mieszka za granicą – wyjaśniłam.
– Obiecaj mi, że jak wrócisz do domu, to do niego zadzwonisz i powiesz mu, że go kochasz. Obiecaj.

Kiwnęłam głową, choć Edyta nie mogła wiedzieć, jak trudno mi kochać własnego syna

Syna, który był odbiciem swego ojca. Równie przystojny i agresywny. O wielu rzeczach nie wiedziała. A ja pożałowałam poniewczasie, że nie mogłam się jej zwierzać z tego, co bolało. Może bolałoby mniej, gdybym jej powiedziała, może by mnie wsparła w decyzji, której sama bałam się podjąć… Mój mąż był domowym tyranem, który wyładowywał na mnie swoje frustracje, a ja wmawiałam sobie, że go kocham. Chciałam wyjść za mąż i być szczęśliwa – tak jak moja siostra. Przede wszystkim jednak chciałam zapomnieć o Jacku. Moje życie okazało się pasmem porażek, a codzienność wypełniona była smutkiem. Z czasem uwierzyłam, że to moja kara, i pokornie znosiłam upokorzenia.

Nie sądziłam, że Edyta mi kiedyś wybaczy. Okoliczności nie sprzyjały jednak radosnemu pojednaniu. Spotkanie z siostrą okazało się dla mnie bardzo bolesne. Widziałam, jak moja siostrzyczka gaśnie. Serce pękało mi na myśl, że zmarnowałam tyle lat, podczas których oszukiwałam się, że Edyta nic mnie nie obchodzi.

– Nie będziemy miały szansy nadrobić straconych lat – powiedziałam do Jacka, gdy Edyta drzemała już w sypialni, zmęczona emocjami i rozmową.
– Nie da się nadrobić straconych lat, choćbyś nie wiem jak bardzo tego pragnęła – odparł. – Pogodziłyście się i to jest teraz najważniejsze.
– A co dalej mam robić? Jak jej pomóc? – zapytałam, bezradnie rozkładając ręce.
– Po prostu bądź – Jacek ścisnął mnie za ramiona, jakby chciał dodać mi otuchy.

Odwiedzałam więc Edytę codziennie. Nie wracałyśmy już do tego, co się wydarzyło. Celebrowałyśmy każdą wspólną chwilę. Wiedziałam, że siostra wyczekuje moich wizyt. Czytałam jej na głos książki. Puszczałam znalezione gdzieś w piwnicy płyty z naszej młodości. Zaśmiewałam się z jej żartów. Udawałam, że nie widzę, jak marnieje w oczach. Przerażał mnie jej płytki oddech, gdy zapadała w drzemkę.

Głaskałam wtedy jej drobną dłoń, powleczoną niemal przezroczystą skórą, i modliłam się o cud. Ten jednak nie nastąpił. Spędziłyśmy ze sobą zaledwie kilka tygodni, starając się nasycić swoją obecnością. Edyta zmarła we śnie, trzymana za rękę przez ukochanego męża. To był dla mnie cios.

Odzyskałam siostrę tylko po to, żeby zaraz ją stracić

Znów siedziałam w pustym mieszkaniu, bez planów i celu. Przez ostatnie tygodnie codzienność wypełniły wizyty u Edyty. Nie miałam pojęcia, co mam teraz ze sobą zrobić. Hospicjum? Nie, nie dałabym rady patrzeć na kolejną śmierć kogoś, kogo polubię. Wtedy przypomniałam sobie obietnicę złożoną Edycie.

Zadzwoniłam do syna. I choć miałam wrażenie, że wyrywam sobie te słowa z gardła i serca, powiedziałam mu, że go kocham. Na dłuższą chwilę zapadało milczenie.

– Mamo? – odezwał się w końcu. – Co się dzieje? Chora jesteś? Umierasz czy coś?

Parsknęłam śmiechem, nie mogłam się powstrzymać.

– Nie, ja mam się dobrze, przynajmniej fizycznie. Umarła… – przełknęłam rodzący się w gardle szloch. – Umarła moja młodsza siostra, Edyta. Już jej nie poznasz, szkoda, ale… może chciałbyś poznać swoje cioteczne rodzeństwo? Nie wiem, kiedy przyjedziesz do Polski…

– Będę niedługo, dam znać – usłyszałam. – Czekaj na mnie, mamo.

Czasem czekanie niesie ze sobą nadzieję. Ponownie straciłam siostrę, ale być może odzyskam syna…

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Już przed ślubem prowadziłem podwójne życie. Moje kochanki to głównie mężatki
Uciekłam od męża alkoholika do swojej pierwszej miłości. To był błąd...
Gdy straciłem pracę, zostałem kurą domową. To wstyd, ale odpowiada mi ta rola

Redakcja poleca

REKLAMA