„Bycie żoną wojskowego to ciągły strach, niepewność i tęsknota. Mam ochotę kazać mu wybrać: albo wojsko, albo ja”

smutny żołnierz i jego żona myślą o kolejnym rozstaniu fot. Adobe Stock
Wojsko jest jak druga żona. A właściwie to... czasem nawet pierwsza. Wiem że Sławek kocha nas nad życie, ale ja i córka zawsze jesteśmy na dalszym planie. Z większością kłopotów jestem sama. Nawet gdy dowiedziałam się o ciąży, akurat wyjechał do Iraku...
/ 14.04.2021 10:43
smutny żołnierz i jego żona myślą o kolejnym rozstaniu fot. Adobe Stock

Dobra, zaczynamy, dzień numer jeden – westchnęłam, gdy tylko otworzyłam oczy, a mój wzrok padł na puste miejsce obok mnie. Poczułam, jak podstępne łzy chcą się wcisnąć pod powieki. Kochana, przerabiałaś to już nieraz, jesteś zahartowana – powiedziałam sama do siebie i wstałam z łóżka.

Obudziłam Kaję, a potem zaczęłam przygotowywać śniadanie. Przez lata nauczyłam się, że rutyna to dobra przyjaciółka, która potrafi pocieszyć przy wszelkich smutkach i tęsknotach. Przecież, cokolwiek by się działo, musiałam wstać, zrobić śniadanie, wyprawić młodą do szkoły, a siebie do pracy.

– Mamo, myślisz, że tata kiedyś skończy z wyjazdami? – zapytała Kaja, kiedy stanęła w drzwiach kuchni.
– Kiedyś pewnie tak – uśmiechnęłam się nieco smutno. – Ale wiesz, jak jest, dla niego to bardzo ważne.
– Wiem, wiem. Jestem z niego dumna, ale jak pomyślę, że znów pół roku nie będzie go w domu… – popatrzyła na mnie i w jej oczach zobaczyłam łzy.
– Od lat mam tak samo – przyznałam i pocałowałam córkę w czoło. – Damy radę. A jak wróci, będzie nam to musiał wynagrodzić – puściłam do niej oko, a ona się zaśmiała.

Reszta poranka upłynęła nam zupełnie zwyczajnie. Obie wiemy, że nie możemy w kółko rozmawiać o nieobecności Sławka, bo żadna z nas nie zdołałaby się nie rozpłakać. Pierwsze dni są zawsze najtrudniejsze. Zjadłyśmy więc śniadanie i przegadałyśmy normalne sprawy, zakupy, sprawdzian z matematyki, umówiłyśmy się do kina, a potem każda z nas pognała do swoich obowiązków. Popatrzyłam przez okno na oddalającą się sylwetkę córki i pomyślałam, że porusza się zupełnie jak jej ojciec…

Ta pierwsza rozłąka tylko wzmocniła moje uczucia

Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że zostanę żoną żołnierza, zaśmiałabym mu się w twarz. Jakoś nigdy nie rozumiałam powiedzenia „za mundurem panny sznurem”. Ja marzyłam raczej o stabilizacji. Marzyłam o mężu, który da mi poczucie bezpieczeństwa, który będzie pracował od 8 do 16, a później wracał do domu, gdzie będziemy wieczorami oglądać komedie romantyczne. Taka prawda, marzyłam o nudnym, spokojnym życiu.

Wszystko zmieniło się, gdy poznałam Sławka. Byłam wtedy świeżo po rozstaniu z wieloletnim narzeczonym, nie w głowie mi były romanse. On z kolei zaraz miał wyjechać na swoją pierwszą misję do Afganistanu i nie chciał się z nikim wiązać. A jednak tamtego dnia, w zatłoczonym salonie mojej przyjaciółki, podczas jej imprezy urodzinowej, trafił mnie prawdziwy piorun sycylijski.

Pamiętam dokładnie, jak pierwszy raz na niego spojrzałam. Kiedy podał mi rękę i się przedstawił, nogi się pode mną ugięły. Spojrzałam w chmurne, szare oczy i zupełnie przepadłam. To było do mnie zupełnie niepodobne. Przetańczyliśmy całą imprezę i zaczęliśmy się spotykać. To były szalone tygodnie. Wiedziałam, że Sławek jest żołnierzem z powołania, że od dziecka marzy o zagranicznych misjach. Nie wyobrażałam sobie naszej przyszłości, ale też nie potrafiłam się oprzeć temu uczuciu.

– Monika… ja za tydzień wyjeżdżam. Jesteś dla mnie bardzo ważna, ale proszę, nie czekaj na mnie, wiem, że nie mogę od ciebie tego wymagać – powiedział, patrząc mi w oczy.
– A musisz wyjechać? – zapytałam szeptem; jakaś część mnie marzyła o tym, żeby ze względu na mnie porzucił swoje plany.
– Muszę. Spełniają się moje marzenia, jeśli je dla ciebie porzucę, prędzej czy później będę miał do ciebie o to żal – odpowiedział, a ja pokiwałam głową i ze łzami wstałam od kawiarnianego stolika.

Myślałam, że moja love story skończyła się tak szybko, jak się zaczęła

Sławek wyjechał, a ja próbowałam zapomnieć i wmawiałam sobie, że to był nic nieznaczący romans, przygoda. Nadaremnie. Nie mogłam przestać o nim myśleć. Próbowałam chodzić na randki, rzucić się w wir pracy. Na nic. Tęskniłam za nim, choć przecież spotykaliśmy się tylko kilka tygodni. Nie mam pojęcia, jak przetrwałam te pół roku. Oniemiałam, gdy któregoś dnia zobaczyłam Sławka na progu swojego mieszkania.

– Posłuchałaś mnie? – zapytał.
–Próbowałam, ale nie umiałam na ciebie nie czekać – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Dzięki Bogu! – wziął mnie w ramiona, a ja z ulgą się w nich zatopiłam i znowu było pięknie. Przez jakiś czas nie myślałam o tym, że ten temat powróci, cieszyłam się, że mam Sławka przy sobie. Wyjeżdżał czasem na ćwiczenia na poligon, ale to akurat byłam w stanie znieść. Czasem nawet żartowaliśmy, że podczas takich wyjazdów zdążymy się stęsknić i nie w głowie nam kłótnie. Byłam bardzo szczęśliwa i nieprzytomnie zakochana, gdzieś pod skórą czułam jednak lęk, że przyjdzie mi za to szczęście zapłacić. Nie da się opisać karuzeli emocji, które poczułam, gdy Sławek mi się oświadczył.

– Kocham cię i o niczym innym nie marzę tak jak o tym, byś została moją żoną – powiedział, klękając przede mną, a ja poczułam, że z emocji brakuje mi tchu.

I wtedy, nagle, bez uprzedzenia uderzyły we mnie wątpliwości. Wiedziałam, kim jest Sławek, wiedziałam, że go kocham, ale wiedziałam też, że nie marzyłam o takim życiu, na jakie mogę liczyć u jego boku. Chwilę milczałam, patrzyłam w jego dobre oczy i sama nie wiem, kiedy powiedziałam:

– Muszę to przemyśleć. Daj mi czas – widziałam na jego twarzy grymas zawodu, choć starał się go nie okazać. Zraniłam go, ale zachował twarz.
– Oczywiście, kochanie, ile tylko zechcesz – przytulił mnie, a ja ze wszystkich sił powstrzymywałam łzy.

Służba wojskowa to część DNA mojego męża

Kochałam go jak wariatka, chciałam spędzić z nim resztę życia, ale… nie chciałam bać się o niego, gdy wyjedzie, martwić się, czy wróci, czy jest cały i zdrowy, czy nie dopadnie go zespół stresu pourazowego… Jakby dopiero wtedy dotarło do mnie, z kim właściwie się związałam. Nie umiałam sobie poradzić z tym dylematem. Nie wiedziałam, kogo się poradzić.

Przyjaciółki nie wyobrażały sobie mnie i Sławka osobno, mama uważała, że jeśli mamy ze Sławkiem założyć rodzinę, powinien zrezygnować ze swojej profesji, a przynajmniej z wyjazdów na misje. Potrzebowałam kogoś mądrego… W końcu uznałam, że może mi pomóc tylko ukochana babcia. Przy malinowej herbacie, wylewając łzy, opowiedziałam jej o wszystkim , o swoim strachu, wątpliwościach, miłości…

– Kochanie, Grzegorz był księgowym, a okazał się draniem prawda?
– No raczej. Zdradził mnie z moją koleżanką – chlipnęłam.
– Czyli stateczna profesja nie gwarantuje sukcesu związku – stwierdziła babcia. – A czy jeśli rozstaniesz się ze Sławkiem, przestaniesz go kochać? Czy nie będziesz się o niego bała, kiedy usłyszysz, że jedzie na kolejną misję? – zapytała.
– Nie wiem – szepnęłam, ocierając łzy.
– Moniczko, zrobisz, jak zechcesz, ale wydaje mi się, że trudno ci będzie znaleźć kogoś, kto patrzy na ciebie tak jak Sławek. Pewnie twoja rola nie będzie łatwa, ale czyż bycie żoną bohatera nie ma zalet? Zresztą, dziecko drogie, czy ty wyobrażasz sobie życie bez niego? – zapytała, a ja już znałam odpowiedź.
– Dziękuję – szepnęłam.

Zostałam u babci na noc. Chciałam pozbierać myśli. Nazajutrz pojechałam do Sławka…

– Tak, wyjdę za ciebie. I biorę na siebie wszystko, co się z tym wiąże – powiedziałam szybko, a on chwycił mnie w ramiona!

Nie zawsze było łatwo. Niejednokrotnie myślałam, że osiwieję ze strachu

Za mną wiele łez, bezsennych i samotnych nocy. Tęsknotę znam jak nikt inny. Z wieloma problemami często zostawałam sama, bo nie było Sławka przy mnie. Nawet o tym, że jestem w ciąży, dowiedziałam się, gdy on był w Iraku. Jednak gdy mąż jest w domu, jest najlepszym ojcem i mężem, jakiego możemy sobie z Kają wymarzyć. Wiem, że nie mogłam trafić lepiej, i nadal kocham go jak szalona. Nigdy nie żałowałam swojej decyzji i nigdy nie przyszło mi na myśl, by mu czegoś zabraniać. Służba to część jego DNA i nie chcę tego zmieniać, a że czasem muszę potęsknić? Jestem gotowa zapłacić tę cenę…

­– Jeszcze tylko 119 dni i cię zobaczę, kochany – szepczę pod nosem.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Rok mieszkałam z teściami. Teściowa wtrącała się we wszystko
Znaliśmy się 2 lata, ale on nie chciał przedstawić mnie rodzinie
Być kochanką to jak żywić się resztkami i odpadkami z cudzego stołu

Redakcja poleca

REKLAMA