„Andrzej kochał naszego syna chorą miłością. Uczył nienawiści do kobiet. Córki nie tolerował. Skrzywdził na całe życie...”

kobieta załamana złym traktowaniem córki fot. Adobe Stock
„Miałam myśl, że dla Basi byłoby lepiej, gdybym wychowywała ją bez ojca. Andrzej twierdził, że nie zamierza okazywać jej uwagi. A ona o te uwagę intensywnie zabiegała. Syna wywyższał ponad wszystko. Nawet wymógł na mnie, żeby też nazwać go Andrzej.”
/ 19.02.2021 10:41
kobieta załamana złym traktowaniem córki fot. Adobe Stock

Andrzeja poznałam na imprezie u mojej przyjaciółki Aldony. Był kolegą jej narzeczonego. Niewysoki, szczupły, z melancholijnym spojrzeniem. Wyglądał na delikatnego romantyka. Okazało się, że prowadzi razem z rodzicami kwiaciarnię. Pięknie mówił o kwiatach. Spacerowaliśmy razem prawie do rana. W poniedziałek w pokoju nauczycielskim czekał na mnie najpiękniejszy bukiet, jaki kiedykolwiek widziałam. Koleżanki aż pozieleniały z zazdrości. I koniecznie nalegały, że muszę im zaraz przedstawić adoratora.

Już na trzecim spotkaniu zaczęliśmy rozmawiać o rodzinie, dzieciach

Przy nim wydawało się to naturalne. Wcześniej miałam kilku chłopaków. Te związki kończyły się, gdy po raz pierwszy padło słowo „ślub” albo „dziecko”. Andrzej oświadczył mi się jedenaście miesięcy później. Powiedziałam „tak” – przecież nie mogłam inaczej! Jeszcze przed ślubem ustaliliśmy z Andrzejem, że chcemy mieć dzieci. W liczbie mnogiej. Sama byłam jedynaczką i zawsze zazdrościłam koleżankom rodzeństwa. Andrzej miał za to trzech młodszych braci i powtarzał, że jak dzieci, to dziewczynki. Bo takich szatanów jak jego bracia by nie zniósł. Wierzyłam mu.

Byłam zakochana do szaleństwa i przekonana, że będziemy żyć długo, szczęśliwie i zestarzejemy się otoczeni gromadą wnuków i prawnuków. Bardzo polubiłam jego rodzinę. Byli ze sobą bardzo zżyci. To też brałam za dobrą monetę.

W podróż poślubną pojechaliśmy na Maderę – bo zdaniem Andrzeja tak pięknych kwiatów jak tam nie ma na całym świecie. Codziennie rano dostawałam nowy bukiet z kwiatów, których nazwy nigdy nie poznałam. Byłam najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi!

Planowałam, że po ślubie poczekamy z dziećmi przez dwa, trzy lata

Żeby się nacieszyć życiem we dwoje. Wyszło inaczej – pół roku później byłam już w ciąży. Nie rozpaczałam – przecież wiadomo, że życie niesie niespodzianki, a mamą być chciałam, i to bardzo. Andrzej uspokajał mnie, że też się bardzo cieszy. Ustaliliśmy, że nie chcemy znać wcześniej płci dziecka. Mąż, pomimo wcześniejszych deklaracji zapewniał, że będzie tak samo cieszył się z syna, jak i córki. Czułam się przy nim taka kochana i bezpieczna.

Byłam pewna, że będzie najwspanialszym ojcem na świecie! Zaczęłam rodzić koło północy. Pojechaliśmy do szpitala i cztery godziny później nasze dziecko było już z nami.

– Gratulacje, mają państwo syna! – oznajmiła położna.

Gdy położyła mi go w ramionach, zrozumiałam, że teraz to on będzie najważniejszy w moim życiu. Spojrzałam na Andrzeja. Wpatrywał się w syna jak w obraz.

– Nazwiemy go Andrzej Junior. Zgoda?

Byłam tak szczęśliwa, że mąż się cieszy z syna, że zgodziłabym się nawet, gdyby chciał go nazwać Bonawentura.

Andrzej od początku był wspaniałym ojcem

Spędzał z synem każdą wolną chwilę. Gdy tylko wracał z pracy, szedł do łazienki, mył ręce i biegł do pokoju Juniora. Karmił go, przewijał, bawił się z nim. Jeszcze wtedy nie zauważałam, że jego miłość do syna jest obsesyjna i zaborcza. Byłam pewna, że mam wielkie szczęście. Moje koleżanki też były zachwycone.

– Mój Piotrek zaczął zauważać Kajtka dopiero, jak mógł z nim kopać piłkę – opowiadała Aldona. – Wcześniej prawie go nie dotykał!

Po raz pierwszy się zaniepokoiłam, gdy z wizytą przyjechali z Białegostoku moi rodzice. Mama od razu chciała przytulić wnuczka, którego Andrzej trzymał na rękach. Mój mąż zareagował nerwowo, szarpnął się i odwrócił plecami. Dopiero po chwili się opanował i podał mamie dziecko. Ale w oczach miał coś takiego, że poczułam się nieswojo. Junior był jedynakiem przez niecałe trzy lata.

Bardzo się ucieszyłam, że tym razem urodziłam córkę. Pamiętałam, co o trzech szatanach mówił kiedyś Andrzej. Ale tym razem entuzjazm mojego męża był dużo mniejszy. Na Basię ledwie zerknął.

– Śliczna – mruknął. – Wracam do domu. Junior na pewno za mną tęskni.

Ze szpitala mnie i Basię odebrała teściowa. Andrzej tłumaczył, że mały ma gorączkę i nie chce go z nikim zostawiać. Gdy wróciłam do domu, Junior wyglądał jednak zupełnie zdrowo.

– Tseba było zostawić dzidzię w spitalu. Nie jest nam tu potsebna – wyseplenił. – Tata mówi, ze i tak kocha tylko mnie.

Spojrzałam zdziwiona na męża. Zaśmiał się nerwowo.

– No co ty gadasz, Junior, tatuś nic takiego nie mówił. Chodź, pobawimy się.

Kwiaciarnia Andrzeja w tym czasie byłą już siecią ze sklepami w kilku miastach. Mój mąż szefował jej sam – jego rodzice przeszli na emeryturę. Interes kręcił się na tyle dobrze, że kupiliśmy nowe, dużo większe mieszkanie. Każde z dzieci miało w nim osobny pokój.

Wtedy zaczęło do mnie docierać, że Andrzej córkę zupełnie ignoruje

Dopóki dzieci spały razem – byłam pewna, że czyta bajkę i usypia ich oboje. Po przeprowadzce stało się jasne, że jest inaczej.

– Przecież ona jest za mała na bajki – to było wyjaśnienie Andrzeja, dlaczego przestał do niej wieczorem zaglądać.

Kiedyś zapytałam pół żartem, pół serio, czy już zmienił zdanie w sprawie córek i synów. Odburknął, że nie wie, o co mi chodzi. Ale kilka lat później już nie miałam wątpliwości: Andrzej nie kochał córki. Im była starsza, tym jego tłumaczenia, że zabiera gdzieś tylko Juniora, bo „Basia jest za mała”, zaczęły tracić sens. Pojawiły się wymówki, że to atrakcja dla chłopców, i dziewczynka będzie się nudzić.

Dwoiłam się i troiłam, by zrekompensować Basi brak zainteresowania ojca. Ale nawet, gdy poświęcałam jej cały wolny czas i wymyślałam najbardziej niesamowite atrakcje, ona czekała na najdrobniejszy choćby przejaw zainteresowania ze strony ojca. Andrzej tego nie rozumiał. Basia zaczęła się domagać jego uwagi w sposób nachalny, a jemu coraz częściej puszczały nerwy. Nigdy jej nie uderzył, ale zaczął się robić agresywny. Próby rozmów z mężem nic nie wnosiły.

Andrzej po prostu odmawiał przyjęcia do wiadomości, że jest w ogóle jakiś problem. Najgorsze, że Junior traktował siostrę tak jak ojciec. Jak zło konieczne. Gdy próbowała wejść ojcu na kolana – spychał ją. Raz, gdy biegła do drzwi, żeby go przywitać, podstawił jej nogę. Basia upadła na róg szafki. Krew, płacz, pogotowie, pięć szwów. Junior tłumaczył, że to przypadek, że na niego wpadła, ale ja widziałam całą scenę. I wiem, mój syn z premedytacją podstawił siostrze nogę.

Andrzej oczywiście go bronił. Zakazał mi dawać mu jakąkolwiek karę. Gdy wróciliśmy z pogotowia, zamknął się z Juniorem w jego pokoju i czytał mu bajki. Basi nawet nie poszedł pocałować na dobranoc.

Próbowałam znaleźć sprzymierzeńca w teściowej

Delikatnie jej zasugerowałam, że mogłaby porozmawiać z synem o jego relacjach z córką. Nic nie wskórałam.

– To normalne, że ojcowie mają lepszy kontakt z synami. Szczególnie, gdy dzieci są takie małe. Ma z Basią bawić się lalkami? Przesadzasz, moja droga – ucięła dyskusję teściowa.

Poszłam do psychologa. Zaproponował wspólną rodzinną terapię. Gdy wyjaśniłam, że to raczej niemożliwe, bo Andrzej udaje, że nie widzi problemu i na pewno się nie zgodzi, terapeuta rozłożył ręce.

– Musi pani z nim porozmawiać. Nie widzę innego sposobu.

Poddałam się. Choć serce mi pękało, gdy widziałam, jak cierpi Basia. Byłam pewna, że ta sytuacja wpłynie na całe jej życie. Zdarzało mi się nawet myśleć, że dla niej byłoby lepiej, gdyby wychowywała się w ogóle bez ojca.

Dwa lata temu Basia poszła do szkoły

Po kilku miesiącach wezwała mnie do szkoły zaniepokojona wychowawczyni.

– Przepraszam, że się wtrącam, ale czy u państwa w domu wszystko jest w porządku? Basia mówi czasem dziwne rzeczy. Że jej tata nie jest jej tatą, że została porwana. Wczoraj rzuciła klockiem w koleżankę, która opowiadała, że bawiła się z ojcem. „Tatusiowie nie bawią się z córkami, kłamiesz!” – krzyczała.

Przeprosiłam i powiedziałam, że porozmawiam z Basią. Zapewniłam nauczycielkę, że u nas w domu wszystko jest dobrze i że u Basi to pewnie „taka faza”. Niestety, sytuacja się powtórzyła kilka razy. W końcu zabrałam Basię do innej szkoły. Bardzo ją prosiłam, żeby nie mówiła nic dzieciom o tacie.

Przez kilka miesięcy był spokój. A potem zaczęło się to samo. Na zebranie w szkole wysłałam Andrzeja. Żeby go do tego zmusić, udałam chorą. Miałam nadzieję, że rozmowa z wychowawczynią da mu do myślenia. Oczywiście się pomyliłam. Andrzej po powrocie wściekły wpadł do pokoju Basi. Spakował do torby wszystkie jej ukochane lalki.

– Opowiadasz w szkole jakieś bzdury! Nie będę tego dłużej tolerował! Koniec z zabawkami! Za karę wszystkie idą na śmietnik!

Basia dostała histerii. Z płaczem uczepiła się nóg ojca. Próbowała go zatrzymać. Wtedy do przedpokoju wpadł Junior. Podbiegł do siostry i ugryzł ją w rękę. Aż wrzasnęła z bólu i puściła nogę ojca. Wzięłam ją na ręce i zaczęłam krzyczeć:

– Basię będziesz karał? A widziałeś, co ten gówniarz zrobił? Czy ty nie rozumiesz, że to wszystko twoja wina? Że twój syn nienawidzi siostry i matki? Przecież on tylko naśladuje ciebie!
– Posłałaś mnie na tę wywiadówkę, żebym coś zrobił. To próbuję. Ale jak mam wychować tę rozwydrzoną dziewuchę, jak mi nie pozwalasz? Okej, wygrałaś! Tylko nie proś mnie więcej, żebym okazywał jej uwagę!

Andrzej cisnął mi pod nogi torbę z zabawkami Basi. Złapał na ręce Juniora i zamknął się z nim w jego pokoju. Basia z płaczem rzuciła się przytulać swoje lalki.

Nasza rodzina na dobre rozpadła się właśnie tamtego dnia

To, że kilka tygodni później okazało się, że Andrzej ma kochankę, nie miało już większego znaczenia. Wpadłam na nich przypadkiem. Szli przytuleni i się całowali. Najbardziej jednak w tej scenie szokujące było to, że ta kobieta prowadziła za rękę rozanielonego Juniora. Zdradzali mnie z nią obaj. I ojciec, i syn. Tego wieczora kazałam Andrzejowi się wyprowadzić.

– Ale wiesz, że jak ja, to także Junior?
– Nie masz prawa go zabrać. Dzieci zostają ze mną!
– Tak? No to patrz…

Pół godziny później Andrzej wyszedł z sypialni z walizką. Poszedł do Juniora. Po chwili pojawili się w przedpokoju obaj. Próbowałam zatrzymać syna.

– Junior. Tu jest twój dom. To, że tata i mama się pokłócili, nie ma nic wspólnego z tobą.
Nie ma mowy, żebym został tu bez taty. Wychodzę – rzucił przez zęby mój syn.

Gdy próbowałam go zatrzymać siłą, Andrzej mnie odepchnął. Uderzyłam czołem w lustro. Zakręciło mi się w głowie. Zanim doszłam do siebie, obu Andrzejów już nie było. Kątem oka zobaczyłam stojącą w drzwiach pokoju Basię. Tuliła do piersi pluszaka a po jej policzkach ciekły łzy.

– No już, nic się nie stało. Chodź, poczytam ci bajkę. Nie płacz, wszystko będzie dobrze…

Ale oczywiście nie było. Andrzej działał błyskawicznie

Jego prawnik wystąpił do sądu o przyznanie mu tymczasowej opieki nad synem. Powołał się na opinię biegłego o „trwałej więzi między ojcem a synem i braku takowej między dzieckiem a matką”. O Basi prawnik nawet nie wspomniał. To sędzia zaczął się dopytywać, czy powód chce ustalenia jego kontaktów z córką. Żeby zrobić dobre wrażenie na sądzie, Andrzej oczywiście oświadczył, że tak.

Ale przez kolejnych kilka miesięcy ani razu nie próbował się z Basią spotkać. Za to mi spotkania z Juniorem utrudniał, jak się tylko dało. Gdy czasem udawało mi się zobaczyć z synem – nie odzywał się do mnie. Wpatrywał się w telewizor i pytał, czy już może wracać do taty i cioci.

Po kilku takich spotkaniach Andrzej dostarczył do sądu zaświadczenie od psychologa, że dziecko po wizytach u matki jest rozkojarzone i rozdrażnione. Sąd uznał, że dla jego dobra kontakty ze mną zostają „czasowo zawieszone”. Nie miałam pojęcia, że najgorsze jeszcze przede mną. Na rozprawie sądowej adwokat Andrzeja zrobił ze mnie kompletną wariatkę. Przeciwko mnie zeznawali teściowie, szwagrowie i koledzy męża.

– Przykro było patrzeć, jak Agnieszka traktuje syna. Od początku to Andrzej musiał go karmić, przewijać, bawić się z nim – opowiadali.

Po kolejnej takiej rewelacji nie wytrzymałam i zaczęłam krzyczeć.

– Proszę uspokoić swoją klientkę, albo będę zmuszona usunąć ją z sali – upomniała moją adwokatkę sędzia.

Zeznania moich świadków adwokat Andrzeja wywracał do góry nogami.

– Przyznaje pani, że córka Basia mówiła kłamstwa o ojcu? Zgodzi się pani, że mogła je usłyszeć tylko do matki – dociskał wychowawczynię Basi.

A ta zdenerwowana mówiła raz tak, raz nie. Sędzia po kilku tygodniach oraz zeznaniach biegłych i psychologów zdecydowała, że dla dobra nieletnich Andrzej Junior zostanie z ojcem, a córka Barbara z matką. Jednocześnie zarządziła, że moje spotkania z synem będą się odbywać w towarzystwie kuratora, z powodu mojej „niestabilności psychicznej”. Andrzejowi zaś przyznała prawa do kontaktu z Basią w co drugi weekend. Bez nadzoru. Nie miałam siły ani płakać, ani krzyczeć.

– Już widzę, jak korzysta z tego prawa – mruknęłam pod nosem.
– Chciałaby pani coś dodać? – sędzia spojrzała na mnie groźnie. Adwokatka położyła mi rękę na ramieniu.
– Nie, wysoki sądzie, przepraszamy.

Jeszcze ciekawej zrobiło się, gdy doszliśmy do kwestii majątkowych. Żeby zachować mieszkanie, musiałam oddać Andrzejowi połowę jego wartości. Oba samochody były własnością sieci kwiaciarni, więc żaden mi się nie należał.

– Jednocześnie prosimy o ustalenie alimentów na rzecz syna od pani Agnieszki. Mój klient jest obecnie bezrobotny i nie posiada żadnego majątku. Jednocześnie mój klient odstępuje od domagania się od żony alimentów na siebie.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Mój mąż zdradził mnie, zniszczył naszą rodzinę, zabrał mi syna i jeszcze chce, żebym mu płaciła? Z mojej nauczycielskiej pensji?

– Jak to bezrobotny? Jak nie posiada majątku? A kwiaciarnie? Czyje są kwiaciarnie?! – darłam się.

Adwokatka próbowała mnie uspokoić.

– Wysoki Sądzie, tu są dokumenty, z których wynika, że pół roku temu mój klient sprzedał wszystkie udziały w firmie Florissima pani Aleksandrze Nowackiej.

Wiedziałam, kim jest ta kobieta. To była kochanka Andrzeja. Opadłam na ławkę… Po rozprawie zobaczyłam na korytarzu Andrzeja. Rozmawiał z adwokatem. Podeszłam do niego. Na mój widok podskoczył jak oparzony.

– Nie bój się. Chciałam tylko zapytać, co ja ci takiego zrobiłam, że mnie nienawidzisz? Urodziłam ci dwoje dzieci. Wprawdzie kochasz tylko jedno z nich, ale nawet tego jednego nie byłoby beze mnie…

Odeszłam, nim zdążył coś odpowiedzieć. Sprzedałam mieszkanie. Po spłacie Andrzeja starczyło na małe, dwupokojowe mieszkanko. Basia, którą dla zachowania pozorów Andrzej zabrał parę razy na weekend do siebie, opowiadała mi, że tata i Junior mieszkają w pięknej willi z ogrodem.

– Mamuś, tam jest nawet basen, ale Junior powiedział mi, że nawet jak będzie lato, to nie pozwoli mi się w nim kąpać.

Moje spotkania z Juniorem skończyły się po trzech razach

Gdy próbowałam go dotknąć albo przytulić, zaczynał krzyczeć i płakać. Kurator wydał opinię, że kontakty z matką są w tej chwili „niewskazane ze względu na dobro dziecka”. Dwa miesiące temu Andrzej się ożenił. Junior podawał obrączki, Basia nie została zaproszona. Od kilku miesięcy nie bywała już u Andrzeja. Nie nalegałam. Po tych wizytach wracała przygaszona, nic nie mówiła. W nocy płakała. Aldona, którą po starej znajomości Andrzej zaprosił na ślub, chciała mi oszczędzić szczegółów, ale wygadał się jej syn Kajtek.

– A wiesz ciociu, słyszałem, jak Junior mówi do tej pani mamo.

Zabolało. Bardzo mocno. Dwa dni później zobaczyłam syna na ulicy. Zawołałam go. Obejrzał się i szybko przeszedł na drugą stronę ulicy. Basia już nie pyta o ojca i brata. Mam wrażenie, że jest spokojniejsza i radośniejsza. Zauważyłam też, że o moich rodzicach nie mówi już „babcia Zosia” i „dziadek Zbyszek”. Tylko po prostu babcia i dziadek. Bo „babci Ali” i „dziadka Leszka” już w jej życiu nie ma.

Rodzice Andrzeja całkowicie wymazali mnie i wnuczkę ze swojego życia. Zaczęłam pisać do syna listy. Opowiadałam o codziennym życiu moim i Basi. I że go kocham i tęsknię. Wysłałam ich kilkanaście. Wróciły wszystkie, nieotwarte. Nie przestałam pisać. Ale teraz listy chowam do szuflady. Kiedyś, gdy Junior dorośnie, na pewno będzie chciał je przeczytać. Jestem pewna, że kiedyś ten dzień nastąpi. I nie przestanę na niego czekać.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Zięć wysłał moja córkę na wojnę, bo tam zarabiała najlepiej
Karma wraca. Ukochany zostawił mnie w ciąży, a potem zrobił to samo mojej przyjaciółce
Zakochałam się w zajętym mężczyźnie i walczyłam o niego 10 lat
Jacek miał 10 lat i nie chciał uwierzyć, że jego mama nie żyje

Redakcja poleca

REKLAMA