Gdy w 1996 roku ukazał się debiut londyńczyków, a dwa lata później bardzo dobre „Without You I’m Nothing”, zespół trafił w opuszczoną przez Nirvanę niszę. Nieprzypadkowo nazwano ich „glamrockową wersją Nirvany”. Brian Molko bawił się swoim homoseksualnym wizerunkiem, a jego teksty – litania stanów emocjonalnych współczesnej młodzieży – przemawiały do uczuć nastoletniej (przede wszystkim) publiczności. Nerwowa, choć melodyjna postpunkowa muzyka odwoływała się zarówno do przebojowego alternatywnego rocka wczesnych lat 90., jak i wspomnianych klasyków brytyjskiego dołerstwa. Szkoda tylko, że od tego czasu właściwie nic się w muzyce i tekstach Placebo nie zmieniło. „Kochanie, czy nie zapomniałeś zażyć dziś leków / Seksu, narkotyków, komplikacji” – śpiewa w tytułowym utworze występująca gościnnie wokalistka VV z The Kills. Na tle nowych gwiazd brytyjskich mediów – Bloc Party czy Franz Ferdinand – Placebo przestało być atrakcyjne. Co nie znaczy, że to bardzo zła płyta. Miłośnicy Placebo się nie zawiodą, choć dla reszty fanów rocka „Meds” („Leki”) mogą być po prostu doskonałą pigułką na sen.
Piotr Kowalczyk
Placebo „Meds”, Virgin