Za nic na świecie nie dają sobie przetłumaczyć, że dwadzieścia pięć, a nawet trzydzieści lat w dzisiejszych czasach wcale nie oznacza staropanieństwa. Poza tym masz studia, pracę, przyjaciół, własne życie i nie potrzebujesz chłopaka, aby być szczęśliwą. No dobra, może czasami patrzysz tęsknym wzrokiem w stronę zakochanych par spacerujących za rękę po ulicach lub całujących się w parku na ławce.
Jeśli na horyzoncie pojawia się w końcu wymarzony mężczyzna, a ty myślisz, że uwolnisz się od zatroskanych członkiń twojej rodziny – jesteś w błędzie. Niekończące się pytania: kiedy ślub? potrafią zepsuć nawet najmilszą atmosferę na chrzcinach, komuniach, weselach, pogrzebach lub innych uroczystościach rodzinnych. Najchętniej odpowiedziałabyś wszystkim życzliwym bardzo brzydko, powstrzymujesz się jednak i zamiast tego gryziesz się w język. W końcu nie chcesz popsuć atmosfery na tym wyjątkowym przyjęciu. Zresztą jeszcze nie rozmawialiście o ślubie, albo znacie już przybliżoną datę, ale wolicie ją zatrzymać dla siebie, aby nie zapeszyć.
W końcu decydujecie się na ślub. Jesteś szczęśliwa. Masz dobrą pracę, ukochanego mężczyznę przy swym boku. Kupujecie sobie nawet psa. Marzyłaś o tym od dzieciństwa. Jednak wszyscy dokoła uważają, że koniecznie powinniście mieć już dziecko. Nawet, jeśli jesteście małżeństwem tak krótko, że to wręcz niemożliwe. Mama ciągle pyta, czy w końcu doczeka się wnuka. Twoja siostra przypomina, że w tym wieku miała już dwójkę, a koleżanki z pracy wychwalają zalety macierzyństwa.
Ty jednak nie myślisz jeszcze o potomku. Nie wyszłaś za mąż po to by od razu pchać się w pieluchy i kaszki dla niemowląt. Gdybyś jednak uległa presji, nie licz na święty spokój. Gdy tylko wyjdziesz z porodówki zaczną się pytania: kiedy drugie?
Anita Zasońska