Zwyrodnialcy

Ostatnio po obowiązkowym treningu fitness dla zdrowia i urody, dobiegło mnie w damskiej szatni pewne znaczące zdanie. Otóż jedna z moich koleżanek udowadniała drugiej, że mężczyźni urodzili się z biologiczną skazą i są genetycznie niezdolni do podjęcia większej odpowiedzialności.
/ 13.06.2008 22:45
Ostatnio po obowiązkowym treningu fitness dla zdrowia i urody, dobiegło mnie w damskiej szatni pewne znaczące zdanie. Otóż jedna z moich koleżanek udowadniała drugiej, że mężczyźni urodzili się z biologiczną skazą i są genetycznie niezdolni do podjęcia większej odpowiedzialności.

Zawsze będą lekkoduchami, a najskuteczniejszy sposób, żeby ich odstraszyć, to zagrozić ograniczeniem wolności w drodze małżeństwa, ojcostwa albo po prostu cięższej i bardziej odpowiedzialnej pracy. To podobno nie jest nawet ich wina, a tylko złośliwy kaprys matki natury. Tak zostali stworzeni i koniec. Nam, kobietom, nie pozostaje nic innego, jak tylko się z tym pogodzić.
Może nawet coś w tym jest. Może rzeczywiście obie żyjące obok siebie płcie dzieli więcej, niż się nam wydaje. Fizycznych różnic nikomu nie trzeba udowadniać, ale logika nakazuje sądzić, że jako jeden ludzki gatunek mamy pewne wspólne cechy. A tu – proszę bardzo – okazuje się nagle, iż pewne rzeczy po prostu nie były nam nigdy dane. Mężczyźni nigdy nie będą odpowiedzialni, bo urodzili się nieodpowiedzialni, a jak wymagać od kozy, żeby była pingwinem? Słowo daję, dreszcz mi przeszedł po plecach. Jak młoda kobieta, miałam niejakie nadzieje na zawarcie, oczywiście w dalekiej przyszłości, związku małżeńskiego. Ale teraz, jak sobie pomyślę, że całe życie byłabym przykuta do imprezowego przeżuwacza, który zostawi mnie ze wszystkimi problemami, gdy tylko urodzę pierwsze dziecko, od razu odechciało mi się wszystkiego. Niby czemu miałabym z własnej woli wpychać się w tego typu powolne samobójstwo?

I zaraz potem przyszła refleksja: do cholery! Przecież ja mam przy boku wspaniałego mężczyznę! Kochającego, opiekuńczego, dobrego człowieka, który oddałby za mnie życie, nie mówiąc już o swoich przyszłych dzieciach. Który wstaje rano, żeby pójść do sklepu po świeże pieczywo na śniadanie. Do którego wystarczy się uśmiechnąć ze słowami „Kochanie, ale mam ochotę na tego-a-tego batonika w czekoladzie...”, a natychmiast ubiera buty, zbiega po schodach i po pięciu minutach wraca nie dość, że z trzema tymi-a-tymi batonikami, to jeszcze z moim ulubionym jogurtem i soczkiem, w dodatku cały przemoczony, bo nie zauważyłam, że na dworze leje jak z cebra. I cały czas się przy tym uśmiecha! Słowo daję, widuję kogoś takiego na własne oczy. Żeby było zabawniej, spotykałam się wcześniej z kilkoma mężczyznami i nigdy konkluzja mojej koleżanki z szatni nie przyszła mi do głowy. Nawet jeśli któryś migał się od spełnienia tych i owych zachcianek, to wystarczyło kilka tygodni umiejętnej tresury i lekkoduch chodził jak w zegarku. Więc może bez przesady z tą genetyką. Pewne rzeczy to kwestia nawyków i stałej nauki. A że czasem wymaga to trochę pracy... no cóż, nawet najpiękniejszy kwiat trzeba podlewać. Jednak głęboko wierzę, że kobiety też się z tym i owym urodziły, w związku z czym potrafią sobie inteligentnie poradzić z opornym facetem. Mamy w odwodzie cały arsenał środków, którymi umiemy bezbłędnie skierować zachowanie naszego wybranka na właściwe tory. A jeśli trafimy na wyjątkowo niereformowalny egzemplarz – zawsze można go rzucić. Ostatecznie jest w czym wybierać...

Kończąc, chciałam przytoczyć jeszcze jedno zdanie mojej koleżanki z szatni. Następne, które padło zresztą. Otóż dowiedziałam się też, że jeśli już któryś mężczyzna jest inny niż wszyscy, to wobec tego jest po prostu nienormalny. Wyjątek od reguły po prostu, czarna owca i ewenement. Wniosek z tego jeden: moje panie, módlmy się o zwyrodnialców!!!

Marta Skrzymowska

Redakcja poleca

REKLAMA