"Czy lubisz pieniądze?" - to pytanie z gatunku krępujących, zwłaszcza jeśli zostało zadane w kręgu przyjaciół - znajomych. Większość z nas nie lubi odpowiadać na nie wprost, chociaż obojętność wobec pieniędzy przejawiają ponoć tylko geniusze.
Dążenie do tego, aby zarabiać przyzwoicie jest normalne. Chorobliwa niechęć do rozstawania się z ciężko zarobionymi pieniędzmi również jest naturalna, chociaż jak pokazuje praktyka można żyć z wiecznie pustymi kieszeniami, a zbytnio nie zastanawiać się nad każdą wydaną złotówką.
Właściwie wszystko zależy od samego człowieka, a pieniądze, na podobieństwo aparatu rentgenowskiego prześwietlają nas, ukazując głęboko skrywane wady i niedostatki, ale przede wszystkim uzależniają od siebie. Albo zmuszają do działania, jeżeli sytuacja tego wymaga, albo pozwalają płynąć bezwolnie z nurtem życia, którego szybkość wyznaczają dochody.
Utracjuszka
Kobiety, jak wiadomo bywają zamężne lub nie. Biorąc poprawkę na różnorodne warunki życiowe, damy "rodzinne" częściej muszą rozporządzać cudzymi, to jest zarobionymi przez wybranka serca, sumami, a te wolne - odpowiednio - swoimi własnymi. Takim sposobem, jeśli tylko kontrolujesz i układasz budżet domowy, niczego doń nie wnosząc, to praktycznie jesteś w pełni uzależniona od mężczyzny. Jeżeli przyniesie cztery razy więcej niż zwykle, zafunduje wam wakacje na Majorce w środku zimy. Jeżeli wypłata będzie kiepska, dojdzie do tego, że będziecie oszczędzać na szamponie lub przez cały miesiąc żywić się grysikiem, ugotowanym z zeszłorocznych zapasów kaszy manny i jeszcze codziennie wysłuchiwać własnych utyskiwań o tym, że on za mało zarabia, a ty jesteś utracjuszką.
Nie jestem Rockefellerem...
Kłopoty finansowe najczęściej ujawniają drzemiące w nas problemy i kompleksy. Jeśli twojemu mężowi nie podobają się twoje późne powroty z miasta, będzie robić ci wyrzuty z powodu, jego zdaniem, bezsensownie traconych przez ciebie pieniędzy. Za frazą "przecież nie jestem Rockefellerem", nierzadko kryją się osobiste problemy.
Cóż tu dużo mówić, nielekko przyznać się nawet przed samym sobą, nie wspominając już o znajomych, że zarabia się mało. W towarzystwie ludzi dobrze ustawionych, bieda kojarzy się wyłącznie ze słabością i głupotą.
Broniąc się przed samym sobą, mężczyzna za wszystko wini kobietę. Przecież pracuje, haruje, a ona wszystko, przeklęta, wydaje na błahostki, a właściwie, to nawet nie wiadomo na co wydaje, bo w domu i tak niczego nie ma. Ile by się jej nie dało, zawsze za mało, a on przecież pieniędzy nie drukuje.
Ale w głębi duszy marzy o tym, żeby tak chociaż raz w życiu przez kilka godzin popracować przy takiej drukarence, a potem rzuciwszy na stół kuchenny potężne paczki nowiutkich banknotów utrzeć nosa wszystkim tym rokefelerom.
Najbardziej typowy podział ról w rodzinach cierpiących na podobne problemy, to krętacz i sknera.
W roli dusigrosza możesz z powodzeniem występować i ty sama, donaszając do ostatnich dziur swoje toalety, dokonywać cudów - cerując i naprawiając nadgryzione zębem czasu skarpetki małżonka, rozcieńczać wodą perfumy, aby tak szybko się nie kończyły, i karmić gości rozmowami oraz mętnym wrzątkiem. W tym przypadku uratować cię może tylko mąż-tyran, uwielbiający smaczne i obfite obiadki i zadbane, atrakcyjne kobiety.
Jeśli jednak twoim mężem jest Harpagon, to w udziale przypadnie ci rola łgarza-krętacza. Aby się ratować, niekoniecznie musisz w dosłownym sensie uszczuplać zawartość jego portfela. Wystarczy umiejętnie zaprezentować sukienkę, która kosztowała pięćset złotych, jako pięciusetdolarową i odwrotnie, suknię za pięćset dolarów, przedstawić jako nędzną szmatę z bazaru za pięćdziesiąt złotych.
Podobne sytuacje wcale nie należą do rzadkości i bywają dość niebezpieczne w skutkach, chociaż niektóre z nas lubią igrać z ogniem przez całe życie. Skądinąd pragnienie bycia uczciwą wobec małżonka siłą rzeczy przepada bardzo szybko. Jeśli nawet żywisz się samymi ogonkami od rzodkiewek, a ze starych sznurków pleciesz wieczorowe kreacje, a on nadal oskarża cię o nadmierną rozrzutność, wtedy musisz dokonać wyboru: kombinować i kręcić, albo uciekać czym prędzej.
Cena sukcesu
Teraz popatrz na siebie uważnie. Samodzielna, atrakcyjna, energiczna i do tego inteligentna. O ile historie o dziadkach-milionerach, pozostawiających swoim ukochanym wnuczkom spadki przyprawiające o zawrót głowy, nie dotyczą twojej rodziny, to twoja sytuacja nie przedstawia się najlepiej. Najprawdopodobniej ciężko pracujesz, dorabiasz nadgodzinami w weekendy, a złotego deszczu jakoś nie widać.
Sytuacja dość banalna, właśnie tak zarabia się najniezbędniejsze pieniądze - na życie. Najciężej się je zarabia, bardzo szybko się kończą i nigdy nie ma ich pod dostatkiem.
Oprócz pieniędzy "na życie", istnieją jeszcze te do szastania na lewo i prawo, pieniądze z łapówek, spadki, wygrane w kasynie i na loterii, długi, które nieoczekiwanie wypłynęły, pieniądze zapracowane uczciwie i na czarno, zdobyte w rezultacie finansowych afer czy nawet szantażu. Wszystko to nic, tylko w tym nieprostym systemie znaków pieniężnych i ludzkich żądz - musisz żyć i ty, samotnie, bez cienia nadziei na pomoc drugiej osoby.
Do tego, aby zarabiać naprawdę duże pieniądze, potrzebny jest spory zapas zdrowia, sił, cierpliwości i energii. Tak jak zostało to już wcześniej powiedziane, pomocy nie należy oczekiwać - wokół sami mężczyźni, a im i tak trudno się pogodzić z faktem, że jakaś tam blondyneczka walczy o swoje miejsce na ziemi. Musisz już na samym początku odpowiedzieć sobie na pytanie czy jesteś gotowa ponieść szereg ofiar, które leżą na drodze ku finansowemu sukcesowi.
Kosztowne rozstania
Jak pokazuje doświadczenie życiowe, pieniądze można utracić bądź tracić, cierpiąc w przypadku pierwszym i czerpać ogromne przyjemności w drugim.
Kiedy decydujemy się na rozstanie z bardzo bogatym partnerem, należy również pomyśleć o tym, jak będziemy żyć potem. Może się nagle okazać, że nie przywykło się tłuc przez całe miasto czerwonym autobusem, chodzić do warzywniaka, prać pościel i wypoczywać z grabkami na działce. Pieniądze były tak naturalnym źródłem przyjemności i komfortu, że świat po rozwodzie czy rozstaniu może okazać się koszmarnym snem.
Do luksusu człowiek przyzwyczaja się bardzo szybko. Pieniądze posłuszne woli swego właściciela są w stanie stworzyć obraz i styl życia, urealnić najśmielsze fantastyczne pomysły, i zrealizować najbardziej karkołomne plany. Istnieje tylko jedno "ale"..., otoczenie wystawia zwykle pławiącym się w luksusach bardzo surową, a nawet negatywną ocenę.
Pieniądze, a tym bardziej te ogromne, mają tzw. działanie uboczne. Po prostu zmieniają, a często demoralizują człowieka, dają przecież władzę absolutną. Dopóki jest ich pod dostatkiem, wydaje się, że cały świat leży u stóp, a jeśli znikają, to razem z tabunami przyjaciół, znajomków, koneksjami i wpływami. Czar pryska natychmiast.
Osobny rozdział stanowi jednak wydawanie pieniędzy. Mówiąc szczerze, jest to wręcz zachwycające zajęcie. Kupować, i w ogóle nie patrzeć na ceny, nie zadręczać się celowością kolejnego sprawunku. Dlaczego niby mamy rezygnować z tej przyjemności, jeśli nas na to stać. W końcu nie jesteśmy niewolnikami własnych dochodów. Dopóki mamy pieniądze, trzeba z nich korzystać, wszak drugiego życia nikt nam nie podaruje.
mwmedia