Ludzie zaczynają ćwiczyć jogę z różnych powodów. Jedni pragną smukłej i gibkiej sylwetki, więc z determinacją ćwiczą asany rano i wieczorem. Inni marzą o spokoju ducha i wewnętrznej harmonii na miarę buddyjskiego mnicha. Są i tacy, którzy ulegają powszechnie panującej modzie na jogę, która dotarła do nas nie z Indii, skąd joga pochodzi, lecz pełnego blichtru Los Angeles. Właśnie tam mieści się tytułowe studio jogi.
O jodze i jej terapeutycznych właściwościach dla ciała i duszy krążą legendy. I ci, którzy mieli okazję spróbować przygody z jogą, doskonale wiedzą, co mam na myśli. Również autorka książki „Opowieści ze studia jogi” Rain Mitchell miała okazję przekonać się o tym na własnej skórze. Studio jogi okazało się doskonałym tłem dla splatających się ze sobą historii czterech kobiet. Kobiet po przejściach. Pokaleczonych i pogruchotanych przez życie. Szukających wytchnienia, azylu, równowagi i nadziei na to, że najlepsze jeszcze przed nimi. Ja również miałam taką nadzieję, kiedy pierwszy raz wzięłam do ręki tę książkę. A wiecie, co mówią o nadziei?
Moje oczekiwania były duże. Sama praktykuję jogę, więc pomysł na powieść, której wydarzenia skupiają się wokół tej tematyki wydał mi się niezwykle interesujący. Okładka wyglądała zachęcająco, więc z optymizmem i energią, niczym po serii powitań słońca, rozpoczęłam sesję. Niestety wraz z wchodzeniem w kolejne asany rozdziałów moja fascynacja malała coraz bardziej. Zamiast głębokiej, życiowej powieści, przeplatanej cudownymi cytatami, bazującymi na filozofii jogi, otrzymałam kolaż historii rodem ze średnich lotów telenowel z wpłukaną z wartości praktyką jogi. To typowo amerykański miszmasz, który jednych zachwyci. A innych przyprawi o ból głowy.
Fot. Wydawnictwo Amber
Fakt, książka napisana jest lekko, sprawnie i z poczuciem humoru. Rys psychologiczny postaci – całkiem do rzeczy. A w fabule nawet udaje się gdzieniegdzie odnaleźć kilka ciekawych mądrości z filozofii jogi. Jednak czytając tę książkę, towarzyszyło i nieodparte poczucie, że czegoś w niej brakuje. Mnie nie zachwyciła. Dlatego ogłaszam koniec zajęć z jogi u Rain Mitchell. Zwijam swoją matę. W tym studiu ćwiczyć nie warto. No chyba, że traktujecie jogę jak fitness. Bezrefleksyjne czterdzieści minut zajęć i powrót do rzeczywistości.