Nauczyciel – zawód z powołaniem cz.2

.Właściwie, to jak tu być dobrym nauczycielem, skoro obecnie ciężko jest trafić na szkołę, w której można byłoby naprawdę NAUCZAĆ? Wystarczy bliżej przyjrzeć się wszelkim placówkom edukacyjnym, od podstawówki po klasy maturalne (studia już traktowane są nieco inaczej), by zauważyć, że obecnie tak dzieci, jak i młodzież, niewiele sobie robią z obowiązku nauki. Nie wiem, kto i kiedy powiedział im, że w szkole są bezkarni. To, co się obecnie dzieje, mnie osobiście, jako osobie, która szkołę ponadpodstawową dawno już ma za sobą, nie chce się to pomieścić w głowie.
/ 20.02.2009 21:36
Właściwie, to jak tu być dobrym nauczycielem, skoro obecnie ciężko jest trafić na szkołę, w której można byłoby naprawdę NAUCZAĆ? Wystarczy bliżej przyjrzeć się wszelkim placówkom edukacyjnym, od podstawówki po klasy maturalne (studia już traktowane są nieco inaczej), by zauważyć, że obecnie tak dzieci, jak i młodzież, niewiele sobie robią z obowiązku nauki. Nie wiem, kto i kiedy powiedział im, że w szkole są bezkarni. To, co się obecnie dzieje, mnie osobiście, jako osobie, która szkołę ponadpodstawową dawno już ma za sobą, nie chce się to pomieścić w głowie.

Podobno przez pierwsze sześć lat, nim pójdziemy do szkoły, podstawy wychowania, zachowania, postępowania, kultury osobistej i ogólnego stosunku do otaczającego świata, uczą nas rodzice. Jak to więc jest, że dzieci, przychodząc do szkoły, uważają, że mają większe prawa niż jakikolwiek pracownik kadry nauczycielskiej, żadnych w zasadzie obowiązków i że tak naprawdę nic nie muszą. Jak to świadczy o rodzicach?

Przyjrzyjmy się bowiem z bliska. W wielu szkołach normą jest podejście typowo „olewcze” do nauki. Dzieciak przez cały rok nic nie robi, zbiera gałę za gałą, po czym przychodzi mamusia lub tatuś, „rozmawia” z dyrektorem, następnie dyrektor z nauczycielem i nagle okazuje się, że młody ma ocenę pozytywną, przepuszczającą go do następnej klasy. Treść rozmów odbywających się w poszczególnych stadiach pomińmy milczeniem. I tak większość wie, co, jak, dlaczego...

Nauczyciel – zawód z powołaniem cz.2

Inna rzecz, że taki dzieciak potrafi napyskować nauczycielowi prosto w twarz, stojąc przed nim niewzruszenie i pytając bezczelnie „no i co mi zrobisz?”. Nie wolno go uderzyć, a on tylko czeka na wyrzucenie za drzwi. W końcu postawioną jedynką z zachowania czy przedmiotu się nie przejmie, bo na koniec i tak przyjdzie „porozmawiać” ktoś z rodziców.

Nauczyciel jest bezradny. Gnojki tak się wycwaniły, że potrafią wprost oskarżyć o molestowanie psychiczne, o stresowanie. Za swoje złe wyniki w nauce obwiniają tylko i wyłącznie nauczyciela. Że nie umie poprowadzić lekcji, że krzyczy, że stresuje, że wymaga za dużo. I jak tu uczyć czegokolwiek? Siedzi taki bezczelny jeden z drugim w ławce na środku sali i bawi się komórką, wysyła sms-y, gra. Nie reaguje na zwracanie uwagi, krzyk nie pomaga, bo ten patrzy się nadal w ekran, jakby to jego nie dotyczyło, a dotknąć nie można. Uderzyć, szarpnąć, złapać za ucho. Nawet wzięty za ramię z zamiarem zaprowadzenia do dyrektora potrafi się szarpnąć i rzucić „sp........j!” Co zrobić?

Oczywiście na tym wszystkim cierpią ci wszyscy normalni uczniowie, którym zależy na tym, by czegoś się nauczyć lub dowiedzieć. Większość czasu i energii jest poświęcana, a w zasadzie marnowana, na tych bezczelnych gówniarzy, którzy mają wszystko głęboko gdzieś. I – co najgorsze – oni, poprzez tajemnicze sposoby, nadające się zapewne do Archiwum X, przechodzą z klasy do klasy na tych samych trójkach, na które porządni, choć niekoniecznie wybitnie zdolni uczniowie, z mozołem pracują. Czy to jest sprawiedliwość? Czy to jest w ogóle normalne?
Niech ktoś mi wytłumaczy, skąd na stanowisku dyrektora szkoły bierze się osoba, która potrafi przyjść do nauczyciela i powiedzieć wprost: „Pani Aniu, tego Iksińskiego z 5c, który jest zagrożony z pięciu przedmiotów trzeba przepuścić, bo wie pani, był jego ojciec no i... sama pani rozumie”. Próba stawienia oporu, wytłumaczenia, że to nie tylko osioł pierwszej wody, nieuk, analfabeta, do tego zbój i cham, zostaje skwitowane krótkim: „A chce pani tu nadal pracować?”

I jak tu walczyć o wychowanie i edukację współczesnej młodzieży? Jak sprawiać by mury szkolne opuszczali ludzie wyedukowani w podstawowym choćby stopniu, skoro takie sytuacje mają miejsce? I niestety, ku mojemu przerażeniu, nie są to przypadki sporadyczne...

Rafał Wieliczko

Redakcja poleca

REKLAMA