Małżeństwo niedoskonałe - książki o miłości

Małżeństwo niedoskonałe fot. Dreamstime
Cnotę straciłam o piątej rano. Był mglisty ranek, za małym oknem wychodzącym na szary mur przeciwległego domu siąpił drobny deszczyk. Tego dnia miał być pogrzeb mojej babki ze?strony ojca.
/ 28.01.2013 11:05
Małżeństwo niedoskonałe fot. Dreamstime
Miałam wtedy szesnaście lat, nędzne dzieciństwo za sobą, a w perspektywie ewentualne małżeństwo. Mój przyszły mąż leżał obok mnie, przeżywając swój moralny upadek, który zwykł w potocznej mowie nazywać „depresją” albo „nurzaniem duszy w błocie”.

Musiały go widocznie irytować moje kapiące bez przerwy łzy, bo z niesmakiem odwrócił twarz w stronę okna, a do tego zamknął szczelnie skośne oczy, w których przed rokiem zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Wyrzucona z kręgu zainteresowań leżącego obok mężczyzny, czułam wielką samotność, którą starałam się zabić myślami na kilkanaście tematów jednocześnie. Najbardziej niepokoił mnie fakt, że taka atrakcja, jaką jest pogrzeb w rodzinie, odbędzie się bez mego udziału i że pieszczoty są bardziej bolesne niż przyjemne. Nad taką sprawą jak to, czy leżący obok mnie mężczyzna ożeni się ze mną, nie zastanawiałam się w ogóle, uważając to za rzecz przesądzoną. Mgła za oknem przerzedziła się i na tle szyby rysowała się delikatna gałązka młodej wiśni.

„Gdybym pojechała na pogrzeb, mogłabym zobaczyć rodzinę, z którą od czasu mego narzeczeństwa nie utrzymywałam bliższego kontaktu. Mogliby podziwiać obrączkę na moim palcu, a obserwując kapelusz z brązowego aksamitu, mieliby pewność, że zrobiłam karierę...” – rozmyślałam, rozmazując jednocześnie łzy po twarzy. Nie chciały się zatrzymać. Spływały, łaskocząc szyję.
Musiało minąć kilka godzin od krytycznej chwili, gdyż zapukano do drzwi, oznajmiając, że śniadanie na stole.

Busio – tak nazywałam pieszczotliwie mego narzeczonego – ziewnął szeroko, pokazując swe niekompletne uzębienie. Popatrzył na?mnie, jakby mnie pierwszy raz zobaczył, i bez słowa zaczął się ubierać.?
Pokój był malutki, więc cały obrządek odbywał się na moich oczach. Patrzyłam z niesmakiem, jak defilował w obcisłych fioletowych kalesonach przed olbrzymim lustrem ujętym w złocone ramy. Potem długo szczotkował swoje sterczące twarde włosy koloru deserowej czekolady.

Wyskoczyłam z łóżka, chcąc się także ubrać. Miałam na sobie wypłowiałą różową koszulę, którą przerobiła mi matka ze starej markizetowej sukienki. Mężczyzna w trykotowych kalesonach odezwał się do mnie wreszcie, nie odwracając twarzy od lustra, przed którym wyczyniał przeróżne ruchy bokserskie.
– Nie pokazuj mi się nieubrana i bez szminki, bo mogę sobie zbrzydzić ciebie do reszty...

Bez słowa przykucnęłam za wysokim oparciem łóżka i tam powoli zaczęłam wciągać białe barchanowe majtki, z których mocno wyrosłam, i bardzo skromną sukienkę. Nie cierpiałam jej, gdyż zniekształcała figurę. Była z granatowego jedwabiu w białe ciapki, luźna i długa. Dla ukoronowania całości zapinała się na perłowe guziczki, jakich nikt w owym czasie nie nosił. Suknię dostałam od przyszłej świekry. Musiałam więc okazywać wielką radość, chociaż najchętniej wycierałabym nią podłogę.

Wszystkie książki Krystyny Nepomuckiej po raz pierwszy w kolekcji o życiu i miłości - pół żartem, pół serio.


Pierwszy tom, "Małżeństwo niedoskonałe" możecie już dziś kupić w kioskach, kolejnych tomów szukajcie co dwa tygodnie w czwartki lub na stronie hitksiążki.pl

Redakcja poleca

REKLAMA