"Kudłata" - We-dwoje.pl recenzuje

„Przeszłam w swoim życiu wszystko, co możecie wyczytać w najtańszych gazetach, niedoskonale wybrałam faceta, zbrzydłam, wypiłam morze wina, opłakując błędy życiowe, i oczywiście, jak na Matkę Polkę przystało, mam porządny cellulitis, rozstępy i zmarszczki. Znowu powiało nudą, co?” - retorycznie pyta Kudłata już na pierwszej stronie książki. Odpowiadam: Owszem!
Marta Kosakowska / 04.01.2011 05:53

„Przeszłam w swoim życiu wszystko, co możecie wyczytać w najtańszych gazetach, niedoskonale wybrałam faceta, zbrzydłam, wypiłam morze wina, opłakując błędy życiowe, i oczywiście, jak na Matkę Polkę przystało, mam porządny cellulitis, rozstępy i zmarszczki. Znowu powiało nudą, co?” - retorycznie pyta Kudłata już na pierwszej stronie książki. Odpowiadam: Owszem!

Tego typu historii mamy w księgarniach na pęczki, które są równie przywiędnięte, jak te z pędów kopru, oferowane przez przekupki na osiedlowym targu. Wszystkie są słodko-kwaśne, serwowane regularnie przez różne wydawnictwa, niczym odgrzewany kotlet, którzy jeszcze nie do końca ostygł po fali popularności brytyjskiego bestselleru - „Dziennika Bridget Jones”. Polskich odsłon tej historii również mieliśmy już wiele, wszystkie opierają się na tej samej matrycy: przeciętna kobieta po 30-tce, której uroda już nieco przygasa, a bagaż niepozytywnych doświadczeń z facetami rośnie wprost proporcjonalnie do ilości kosmetyków, którymi nasza bohaterka musi się raczyć, żeby móc wyglądać znośnie; przechodzi przyspieszony kryzys wieku średniego (wszak żyjemy szybciej niż dawniej) i zaczyna popadać w dół, z którego wyciąga ją książę (też już nie pierwszej młodości) na białym rumaku (albo przynajmniej w białym aucie dobrej klasy). Happy end wyczuwalny już od pierwszej strony, co wcale nie zniechęca do lektury. Debiut Doroty Berg, nie umniejszając książce, to trochę taki współczesny „harlequin” - może nie porywa, ale za to jest to książka „lekka, łatwa i przyjemna”. A dokładniej?

Lekka. Losy głównej bohaterki i jej przyjaciółek (oraz pojawiających się i znikających z ich życia mężczyzn) to kopalnia problemów, które dotykają wszystkie kobiety, jednak w tej książce opisane są one bez cienia banalności i z dużym dystansem. W ich przygodach, opowiadanych przez Kudłatą, z charakterystyczną dla niej pogodą ducha i pozytywnym podejściem do życia, można odnaleźć wiele odniesień do problemów typowych dla kobiet, których myśli zawieszone są gdzieś pomiędzy budowaniem rodziny a robieniem kariery, czyli dla każdej z nas.

Łatwa. Dobre pióro, giętki język, bez zbędnych zawiłości i silenia się na przerost formy nad treścią. Napisane dokładnie tak, jak powinno się pisać tego typu książki – prosto i z dużą dawką poczucia humoru. Czyta się z łatwością, a rozdziały są długością dostosowane wprost idealnie do czasu przebywania w pełnej piany, ciepłej kąpieli w wannie.

Przyjemna. Okładka książki reklamuje opowieść w niej zwartą, jako „historię antydepresyjną”, i słusznie. Oś fabuły „Kudłatej” to opowiastka o życiu pewnej zwyczajnej dziewczyny, o zwyczajnych problemach, które opisywane są dowcipnie i z nutką autoironii głównej bohaterki. Wiktoria, z racji swojej bujnej czupryny, zwana Kudłatą, jak asami z rękawa, sypie zabawnymi powiedzonkami, które podczas czytania, do czasu do czasu powodują mimowolne unoszenie się kącików ust.

Pytacie pewnie same siebie, czy potrzebna wam na półce kolejna tego typu książka? Odpowiadam: Owszem! Nawet jeśli nie wniesie ona do waszego życia nic poza kilkoma uśmiechami pod nosem i poprawą humoru w zimowe wieczory, czy nie jest to wystarczającym powodem, żeby po nią sięgnąć?

Fot. Prószyński i S-ka

Redakcja poleca

REKLAMA