Książka miesiąca: „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”

Książka miesiąca: „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” - recenzjaKsiążka miesiąca: „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” - recenzja fot. Adobe Stock, Wirestock
Książka wyjątkowa na wskroś przejmująca, napisana prostym językiem, bez korekty i ozdobników. Czysty reportaż zawierający kilkadziesiąt wspomnień kobiet o II wojnie światowej. Tej brudnej, wycieńczającej, zapłakanej, obrzydliwej, a nie heroicznej i z powiewającą na wietrze flagą. Tej wojnie, którą przeżyły sowieckie kobiety.
Edyta Liebert / 13.04.2022 21:41
Książka miesiąca: „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” - recenzjaKsiążka miesiąca: „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” - recenzja fot. Adobe Stock, Wirestock

Wojna oczami kobiet z Ukrainy, Białorusi i Rosji, które wierzyły w potęgę ZSRR. Takiej jej nie znałyśmy. Perspektywa kobieca dopiero od niedawna zaczęła być istotna w narracji wojennej, choć książka Swietłany Aleksijewicz liczy blisko 30 lat. Choć to wybrana przeze mnie książka miesiąca, to w rzeczywistości jej lektura trwała zaledwie 4 dni. 

Znamy opowiadania i wspomnienia żeńskich świadków podczas okupacji II wojny światowej, mieszkanek gett żydowskich czy sanitariuszek powstania warszawskiego. To polska perspektywa. A jak wyglądała II wojna światowa oczami kobiet, które walczyły pod sztandarem sierpa i młota z Niemcami, to coś zupełnie odmiennego.

Na podwórzu leży zastrzelony gospodarz. A koło niego siedzi pies. Zobaczył nas i zaczął skomleć. Nie od razu do nas dotarło, że nas przywołuje. Zaprowadził nas do chałupy... poszliśmy za nim. Na progu leżą żona i troje dzieci... Pies usiadł przy nich i płacze. Naprawdę płacze. Jak człowiek.

Książka Aleksijewicz to relacje i wspomnienia kobiet, które pełniły w czasie II wojny światowej różne funkcje:sanitariuszki, pielęgniarki, kucharki, praczki czy nawet wytrawne snajperki. Ich relacje chwytają za serce - niejedna kobieta w podeszłym wieku rozdrapuje rany, przeistacza się w tą młodą dziewczynę z okopów, która dźwigała na barkach marzenie o zwycięstwie i pokonaniu hitlerowskich Niemiec.

Żadna z nich nie wiedziała, co ją czeka

Wychowanie, poczucie patriotyzmu i obowiązku pchnęły je do służby. Zgłaszały się dobrowolnie, podpisując dożywotni pakt ze swoją traumą. Wspominają, jak ze zmęczenia, z braku snu przez kilka dób potrafiły nad operowanym żołnierzem zasnąć na stojąco i utkwić nos w jego ciele. Padały z wycieńczenia. Niektórych niedało się nawet dobudzić amoniakiem.

Widok poszarpanych, rozcżłonkowanych ciał zapisał się w pamięci niektórych z nich tak trwale, że po dziś dzień mają mdłości na widok kawałka czerwonego mięsa.

Nigdy bym nie uwierzyła… Nie wiedziałam o sobie, że mogę spać w marszu. Maszeruje człowiek w kolumnie i śpi... Potrąci idącego przed sobą, ocknie się na sekundę i znowu śpi. Żołnierski sen zawsze jest słodki. Kiedyś ciemności zachwiałam się nie do przodu, tylko w bok, i poszłam na pole, idę i śpię. Dopiero kiedy wpadłam do rowu, wtedy się obudziłam i dalej biegiem za swoimi.

Książka celuje w najwrażliwsze miejsca jak z karabinu. Po jej lekturze można poczuć się jak wielokrotnie postrzelony człowiek, ogłuszony granatem, skrzywdzony widokiem śmierci, sparaliżowany strachem, a także po prostu zmęczonym wręcz na wskroś zmęczeniem tych kobiet.

Budowałyśmy… Budowałyśmy koleje, mosty pontonowe, schrony, tuż obok frontu. Kopałyśmy ziemie nocami, żeby nas nie widziano. Ścinałyśmy las. W moim oddziale były przeważnie dziewczęta, same młodziutkie. Mężczyzn kilku, ze służby kwatermistrozwskiej. Jak wynosiliśmy drzewo? Wszyscy chwytaliśmy za nie i nieśliśmy. Jedno drzewo całą drużyną. Miałyśmy krwawe odciski na rękach, na barkach.

Dość powiedzieć, że książka jest sensualna - ona jest naturalistyczna do bólu, ale to jedyny język, jakim można opisać doznania wojenne. Niewiele tu chwały z pomników, chorągwi i sztandarów - wojna w tej książce nie ma dużo wspólnego z glorią i dumą. Miesza się tu żołnierska odwaga z matczynym rozdarciem, instynkt przetrwania z wolą walki.

Nie sposób opisać wprost całą kaskadę emocji zapisanych na kartkach. Od nadziei i wiary w powodzenie wojny, przez wyczekiwanie jej końca, po traumę i żal, że te wspomnienia są wciąż żywe i będą towarzyszyć im do ostatnich dni.

Pamiętam jak jechałyśmy na front… Wielka, kryta ciężarówka, pełna dziewcząt. Noc, ciemno, gałęzie uderzają o brezent, i takie panuje napięcie, aż się na wydawało, że to kule w nas uderzają. .. Wraz z wojną zmieniły się i słowa, i dźwięki… Wojna… Eee, to juz przecież zawsze będzie z nami. Mówi się >>mama<<, mówi się >>dom<< i to całkiem inne juz słowa. Coś do nich jeszcze dołączyło. Doszło więcej miłość, więcej strachu… Czegoś jeszcze… Ale od pierwszego dnia byłam przekonana, że nas nie pokonają. Bo nasz kraj jest taki wielki. Nieskończony…

Kontrowersyjne poglądy autorki

W okresie pieriestrojki (1985-1991) książka ukazywała się fragmentami w dwóch rosyjskich czasopismach: „Oktiabr” i „Roman-gazieta” i została opublikowana w dwóch wydawnictwach. Białoruska reporterka czekała na to dwa lata, nim jakiekolwiek pismo opublikuje kobiecy głos. Jej książki ukazały się w 19 krajach świata.

Po dojściu do władzy prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenki państwowe białoruskie wydawnictwa zaprzestały wydawania książek Swiatłany Aleksijewicz. Niemniej jednak nadal wydawane były za granicą, np. w Moskwie w 1998 roku.

Europa, według Swiatłany Aleksijewicz, to część świata, w której za najwyższą wartość uważa się ludzkie życie, w odróżnieniu od Wschodu, gdzie pierwszeństwo mają problemy państwa. Obserwujemy to dziś w bardzo jaskrawych barwach.

Autorka jest postacią kontrowersyjną z uwagi na swoje poglądy (m.in. na temat Polaków i zbrodni na Żydach). M.in z powodu zbioru kobiecych wspomnień Aleksijewicz posądzano o skrajny i szkodliwy „pacyfizm, naturalizm oraz podważanie heroicznego obrazu kobiety radzieckiej”.

Noblistka sama określa się jako historyczkę uczuć, bo „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” to nie historia wojny, a człowieka na wojnie - jego przeżyć, emocji i pamięci.

Wojna nie ma ludzkiej twarzy. Ja patrzę na nią oczami kobiet. Kobieta pamięta co innego, inaczej pamięta. Pamięta kolor, zapach, więcej emocji, a mężczyźni czyny, zadania. Mężczyzn od dziecka przygotowuje się do myśli, że może być wojna. Kobiet się tego nie uczy.

W II wojnie światowej walczyły przeciw Niemcom hitlerowskim kobiety – rosyjskie, białoruskie, ukraińskie. Z bronią w ręku. Jako żołnierze pierwszej linii, jako zwiad, jako dywersantki. Rzucały granatami i strzelały, zabijały i ginęły. W tej książce nie ma patetycznych komentarzy. Jest zapis opowieści tych kobiet, które przeżyły… 

Ten reportaż wywołuje łzy, łamie serce zmusza do przemyśleń i jednocześnie pozostawia z pewną pustką zwłaszcza w kontekście aktualnych wojennych działań Rosji wobec Ukrainy. To jak posypywanie rany solą.

Książka jest trudna i bardzo bolesna - ale kiedy ją przeczytać, jak nie właśnie teraz?

Przed odejściem pakują mi torbę z pierogami. >>To syberyjskie. Specjalne. Dostaję jeszcze spis z adresami i telefonami. >>Wszystkie się ycieszą. czekają na ciebie. Powiem ci - straszne są wspomnienia, ale ie wspominać - to jeszcze straszniejsze.

Czytaj także:
Książka miesiąca: „Stany ostre. Jak psychiatrzy leczą nasze dzieci”
„Euforia”: prawdziwie straszna czy strasznie prawdziwa?

Redakcja poleca

REKLAMA