Książka miesiąca: „Stany ostre. Jak psychiatrzy leczą nasze dzieci”

Książka Stany Ostre fot. Archiwum prywatne
Ta książka jest głosem osób, które od lat walczą z chorym systemem. Psychiatrię dzieci i młodzieży w Polsce najczęściej opisują takie słowa, jak: totalna katastrofa, żenada, fiasko, dramat. Szarejko przeprowadziła wywiady z 15 specjalistami z dziedziny psychiatrii i psychologii, którzy zgodnie są zdania, że leczenie psychiatryczne w Polsce to ułuda, a sama dziedzina jest na skraju zapaści.
Edyta Liebert / 18.01.2022 16:08
Książka Stany Ostre fot. Archiwum prywatne

Nowy rok rozpoczęłam lekturą, którą pochłonęłam w kilka wieczorów. Zaczynam nią cykl, w którym opowiadam w każdym miesiącu o jednej książce, która zrobiła na mnie wrażenie. „Stany ostre" to rozmowy Marty Szarejko z psychiatrami z różnych zakątków Polski, trudne, bezpośrednie i bezkompromisowe. Autorka pokazuje w reportażu, że psychiatrię w Polsce toczy okrutna choroba, która ma kiepskie rokowania. 

Oddziały psychiatryczne są przepełnione, a leczenie dzieci utrudnione przez braki kadrowe i fundusze. Ale nie jest to jedyny problem: nikt nie szuka przyczyny, dlaczego młodzi ludzie trafiają na oddział, a ten najczęściej jest ich ostatnią deską ratunku. Autorka w trakcie 15 rozmów odrywa plastry z ran, które się nie goją.

Jedną z otwierających oczy czytelnikom jest rozmowa z prof. dr. hab. n. med. Tomaszem Wolańczykiem. Obnaża ona to, w jak fatalnej kondycji są polskie rodziny - także zastępcze i adopcyjne. Te pierwsze, często dysfunkcyjne, dostają wiele szans na to, by dalej utrzymywać się z zasiłków i pod swoim dachem trzymać dzieci, które już na dzień dobry wchodzą w świat degrengolady, alkoholizmu i stanów lękowych. Co zawodzi?

Polskie prawo dające nieskończoną liczbę szans na poprawę rodzicom niewydolnym wychowawczo, skazując tym samym dzieci na tułaczkę między ośrodkami wychowawczymi, a domem rodzinnym, gdzie nierzadko obecna jest przemoc i alkohol.

Te drugie, zastępcze, często są kiepsko dofinansowywane i niewystarczająco kontrolowane i prześwietlane. Te ostatnie, czyli rodziny adopcyjne, często nie zdają sobie sprawy, że pod swoje skrzydła przyjmują dziecko poturbowane, z masywnymi zaburzeniami więzi. Problemy dziecka spowodują, że zostanie ono zwrócone do domu dziecka, gdzie jego psychiczne problemy tylko się nasilą.

Jak mówi profesor, nagłówki grzmiące o budowaniu nowych oddziałów szpitalnych z powodu rosnącej liczby prób samobójczych wśród młodzieży, pokazują wierzchołek problemu, a nie rozwiązanie.

To mniej więcej taki rodzaj rozumowania: rośnie liczba wypadków samochodowych, budujmy warsztaty blacharskie.

Problemy psychiatrii wynikają z nieudolnego systemu i nieprawidłowo funkcjonującej pomocy społecznej i oświaty. W rzeczywistości te systemy, które powinny sprawnie działać, współpracować, zawodzą. Droga dziecka z placówki opiekuńczej do szpitala psychiatrycznego jedynie pokazuje, że nikt nie radzi sobie z problemem. Oddział odsyła dziecko ponownie do domu dziecka, a potem - do ośrodków socjoterapii. Jak wygląda jego życie?

Nasz system opieki psychiatrycznej nie jest w stanie sobie z tym wszystkim poradzić, bo to system archaiczny. Szpitalocentryczny. Oparty na oddziałach, do których wywozi się dzieci, separuje żeby był spokój. (...) Praca z dzieckiem, leczenie go, musi odbywać się blisko domu. To ma być cel reformy psychiatrii dziecięcej.

Dzieci z PTSD

Hospitalizacja dzieci na oddziałach psychiatrycznych nie rozwiązuje problemów rodzin dysfunkcyjnych, rodzin z historią przemocy czy rodzin pozornie wyglądających na zdrowe, silne, ułożone. Wielokrotnie młodzież wymaga specjalnej terapii w wyniku rozpoznania PTSD, czyli zespołu stresu pourazowego.

Rozpoznaje się je często w wyniku wypadków, np. komunikacyjnych lub poważnych strat. Nikt jednak nie bada dzieci stale narażonych na traumę - bitych, poniżanych, wykorzystywanych seksualnie lub przez rówieśników.

Jeśli kurator ma pod opieką 10-20 rodzin, wszystkie trudne, to subtelności wyrafinowanej przemocy psychicznej nigdy nie wyłapie. A to właśnie przez nią dzieci mają często złożony zespół PTSD.

W rozmowie z psychiatrą, Agnieszką Dąbrowską, autorka kreśli problem tzw. traumy relacyjnej, z którą może mieć do czynienia masywna liczba dzieci w Polsce.

U 20% dzieci, nie tylko w Polsce, rozwija się zdezorganizowany styl przywiązania. I to jest grupa wysokiego ryzyka występowania zaburzeń psychicznych. Trauma w relacji sprawia, że dziecko ma inaczej rozwinięty ośrodkowy układ nerwowy. Zmienia mu się mózg. Dosłownie. Bo mózg od tej pory jest nastawiony na przeżycie. Gdy trauma pochodzi od bliskich, wykształcają się szczególne mechanizmy pozwalające dziecku przeżyć.

Kiedy dziecko zamiast poczucia bezpieczeństwa, otuchy i zrozumienia odnajduje pogardę, odrzucenie, przemoc, żyje w kompletnym chaosie. Pedagodzy w szkołach nie dostrzegą problemu - skoncentrowani na palących papierosy nastolatkach to ich traktują jako cele i widzą w nich buntowników. Byłoby idealnie, gdyby szkoła, która jest bardzo ważnym elementem życia dziecka, była po jego stronie. 

Dzieci z ADHD

W książce jest też poruszany temat dzieci cierpiących na ADHD. Warto wspomnieć, że ten zespół zachowań traktowanych jako zaburzenie, przeżywał swój renesans kilkanaście lat temu i był najczęstszą odpowiedzią na hiperaktywność dzieci (zwł. chłopców) w wieku od 7 lat wzwyż. 

Problemem jest... szkoła i szufladkowanie dziecka, przy jednoczesnym braku starań o jego dobrostan psychiczny. Wielu nauczycieli nie ma odpowiednich przeszkoleń w zakresie rozpoznawania i diagnozowania problemów jak ADHD, PTSD, depresja czy nerwica. Objawy silnie zaburzają funkcjonowanie edukacyjne. Najczęściej problem jest zupełnie ignorowany w przypadku dziewcząt.

Badania pokazują, że 50% nastolatek z ADHD ma myśli samobójcze, a 25% epizody samookaleczeń. Jeśli nie leczy się dziewczynek z ADHD, zaczynają mieć problemy psychologiczne, które nie mijają po wyrośnięciu z objawów: są bardziej narażone na pojawienie się zaburzeń lękowych, uzależniają się od alkoholu i narkotyków.

Stany Ostre - książkafot. Archiwum prywatne

Zamiast perspektywy lepszej przyszłości młode osoby z depresją, stanami lękowymi, czy po próbach samobójczych, trafiają prosto na przepełnione oddziały. Nie ma po drodze miejsca na rozmowę, terapię, szukanie przyczyn. Dr n. med. Izabela Łucka, psychiatra dzieci i młodzieży mówi, że praca psychiatry to jest praca na ostro.

Wciąż mnóstwo zgłoszeń, wszystkie odmowy są na granicy bezpieczeństwa. Wszyscy pracują ponad stan. I własne siły. Wszystkie trudne historię połamanych życiowo dzieci lądują w umysłach dorosłych, którzy wybrali tę specjalizację. Jak się żyje psychiatrze w Polsce, który nie ma środków, by ocalić młode istnienia? Bardzo trudno. Raz w miesiącu można korzystać z superwizji - do niedawna lekarze płacili za to z własnych kieszeni.

Psychiatria dziecięca jest jak dzieci. Ma być i nie sprawiać kłopotu.

Rozmówczyni autorki nie szczędzi krytyki rodziców, których niedojrzałość, egoizm i nieodpowiednie podejście do dziecka może przerodzić się w wiele problemów u młodego człowieka. Często nie czują się winni temu, co się stało.

Warto wspomnieć, że oddziały psychiatryczne dzieci nie pękają w szwach od przejętych ich losem rodziców. Na oddziałach dominują rodziny niezbyt dostępne i niekoniecznie zainteresowane dzieleniem się czasem z dzieckiem, przemyśleniami. Nie są zbyt wspierający i choć każda historia jest inna, to każda tragiczna. Dziecko nie poradziło sobie ze swoim doświadczeniem, traumą, którą często zafundowali mu rodzice.

Rodziny są coraz mniej stabilne. Rodzice rzadko wracają do domu o normalnej porze, jedzą z dziećmi, interesują się. Dzieci trafiają do dziadków, rodzice wyjeżdżają. (...) Przestrzeń rodzicielska powinna mieć taki kontener, który będzie mieścił wszystkie stany dziecka, zwłaszcza te przez nie nierozumiane. To rodzic ma mu dać zrozumienie. Rozpoznać i nazwać emocje, które nim targają. (...) Niestety później bardzo chętnie wszystkie swoje niedyspozycje umieszczają w dziecku: zmarnowałeś mi życie, zrujnowałeś karierę, zepsułeś związek. A dziecko przecież nie wybiera rodziny, w której się rodzi. (...) Obserwuję bardzo dużo przemocy, bardzo dużo nadużyć seksualnych, bardzo dużo opuszczenia. Niezadowolenia z dziecka, że ono nie jest takie, jakie powinno być.

W rozmowie pada też ważna obserwacja: coraz więcej jest zachowań agresywnych i autoagresywnych. Nie wiemy o wszystkich próbach samobójczych, nie wiemy która z kolei udała się, a ile było nieskutecznych. Okaleczanie się jest ucieczką od bezradności i cierpienia. Dzieci cierpią.

Coraz młodsze dzieci próbują się zabić. Wiek się obniża, liczba dzieci myślących o tym - rośnie. Poczucie bezsilności nasiliła pandemia - dzieci całymi miesiącami były zamknięte same ze sobą. (...) Z perspektywy Warszawy internet jest wszędzie, ale to nieprawda. Dzieci często zostawały same, odcięte od świata z poczuciem, że życie toczy się gdzieś indziej.

Marta Szarejko to dziennikarka i reportażystka, która przemierzyła szpitalne korytarze razem ze swoimi rozmówcami: potwornie zmęczonymi, bezradnymi, ale podejmującymi walkę z systemem lekarzami i specjalistami. Zdeterminowanymi, by mimo koszmarnych warunków i niepewności jutra - leczyć.

W książce jest także rozwinięcie tematów takich, jak parentyfikacja, spektrum autyzmu, zaburzenia psychiczne, które są związane z chorobami genetycznymi. Pojawiają się też wątki odmiennego podejścia do diagnozowania i leczenia dziewczynek i chłopców, a także problem leczenia dzieci w kontekście bardzo trudnych relacji z rodzicem, który nie potrafi pojąć problemów psychicznych dziecka. Książka otwiera oczy na zagadnienia, które nie są ani instagramowe, ani popularne, a które należy nagłaśniać. 

Marta Szarejko, Stany Ostre fot. Archiwum prywatne

Czytaj także: Serial „Euforia” - co rodzic powinien wiedzieć, nim dziecko obejrzyCzy „Sukcesja” to bardzo dobry serial czy po prostu lubimy patrzeć, jak bogaci cierpią

Tagi: książka

Redakcja poleca

REKLAMA