Dla dobra osiedlowego ogółu

Ktokolwiek powiedział, że „reguły współżycia społecznego” zanikły wraz z komunizmem, na pewno nie mieszkał we wspólnocie mieszkaniowej. Na pewno nie miał osobiście do czynienia z szalenie dzisiaj popularną ideą „osiedla zamkniętego”, z zasady przynajmniej dostępnego wyłącznie dla jego mieszkańców.
/ 23.06.2010 07:54

Ktokolwiek powiedział, że „reguły współżycia społecznego” zanikły wraz z komunizmem, na pewno nie mieszkał we wspólnocie mieszkaniowej. Na pewno nie miał osobiście do czynienia z szalenie dzisiaj popularną ideą „osiedla zamkniętego”, z zasady przynajmniej dostępnego wyłącznie dla jego mieszkańców.

„Kameralne” kilkaset mieszkań czy też całe skupisko bloków, wspólnota i wybrany zarząd mają prawo wprowadzać a potem egzekwować odpowiednie zasady. Dla wspólne dobra ogółu oczywiście. Przeprowadzane raz do roku zebranie owej wspólnoty ma na celu – oprócz zatwierdzenia, jakże to oczywistej podwyżki czynszu – odpowiednie tych reguł zmodyfikowanie i wprowadzenie nowych. Wymagane podpisy: 50 % plus jeden.

 

Wszystko jednolite
Kto dokładnie śledził Alternatywy 4, na pewno pamięta jak gospodarz Anioł, dobitnie sugerował kolor firanek jakie powinny wisieć w mieszkaniu każdego lokatora. Dzisiaj firanki możemy mieć już dowolne (ach ten kapitalizm), to jednak wspólnota zadecyduje jakiego koloru będzie twoja balustrada. To ona wyśle Pana, który – oczywiście w godzinach 8-16 – dokona przemalowania barierki na przegłosowany kolor. Protesty nie mają szans, w przypadku braku udostępnienia mieszkania, wspólnota grozi wynajęciem odpowiedniej firmy, która – na koszt lokatora – dokona zamalowania z drugiej strony, używając do tego specjalnego sprzętu alpinistycznego.
Jeszcze gorzej ma się sprawa, jeśli nieszczęsny lokator postanowi zabudować sobie balkon. Na pozwolenie, wymagane zresztą w prawie lokatorskim nie ma szans. Jeśli zdecyduje się na samowolkę, wyzwoli ze swoich sąsiadów niemalże pierwotne instynkty. Linczu, przynajmniej tego dosłownego nie będzie, sąsiedzi dobitnie wyrażą jednak swoje niezadowolenie na osiedlowym forum, gdzie nie zabraknie stosownych, czasem bardzo mocnych epitetów. Okazjonalnie padnie sugestia przymusowej rozbiórki. Cóż, anonimowość dodaje animuszu. Gdyby choć część internetowych wpisów traktować poważnie, sąsiad od zabudowanego balkonu powinien spodziewać się w środku nocy pod drzwiami płonącego krzyża albo co najmniej wywleczenia na wspólny dziedziniec w celu pokazowego zakucia w dyby. Nie ma zmiłuj.

Lepiej z dala od patio
Jeśli tylko masz wybór, unikaj mieszkań z ogródkiem na patio. Jeśli już za późno, przestudiuj dokładnie zasady jakich musisz przestrzegać, aby nie narazić się wspólnocie. Jeśli wydawało ci się, że jesteś w możliwości prawnej aby dysponować swoim ogródkiem, wiedz jak bardzo się mylisz. Dowiedz się, w jakich godzinach wolno jest ci podlewać ogródek i w jakich go kosić, z jakiej wody możesz korzystać. Dokładnie przeczytaj statut, czy aby na pewno wolno jest ci posadzić na ogródku to co wcześniej zamierzałeś. Być może przegłosowano tylko trawę. Nie wyobrażaj sobie grilla. Nawet jeśli nie chcesz zadymić sąsiadów i zdecydujesz się na ten elektryczny, być może też popełniasz wykroczenie. Przecież podpisałeś statut przy dołączaniu do wspólnoty. Dlaczego teraz się dziwisz?

Ochroniarz na kłopoty
Zamknięte, przynajmniej w definicji znaczy bezpieczne. Firma ochroniarska kosztuje wspólnotę kilkanaście tysięcy miesięcznie. Założenie pewnie i słuszne, w końcu nie ma dnia, żeby ktoś nie miał okradanego mieszkania czy samochodu. W praktyce, zespół ochroniarzy osiedlowych tworzą panowie, już jakiś czas temu objęci prawami do renty czy też emerytury. Wystarczy przejrzeć gazetę z pracą, gdzie „firma ochroniarska zatrudni emerytów i rencistów” zdaje się być stałym punktem każdego numeru. Dla firmy i ochroniarza sam zysk, jedno unika dodatkowych, jakże wysokich świadczeń, drugi dorabia do śmiesznej w tym kraju emerytury.
Pozostaje jedynie jakość wykonania usług na osiedlach. W kilku warszawskich osiedlach, aby zmusić ochroniarzy do jakiegokolwiek wyjścia z „kanciapy” zainstalowano czujki, na których każdy z nich musi się „odbijać”. Co piętnaście minut. Jeśli poczekać, można spokojnie zobaczyć jednego z nich, jak z miną cierpiętnika odbija się na kolejnej czujce. Jego wizerunek daleki jest od Kevina Costnera z Bodyguarda. I, jakkolwiek nieprzyzwoitym jest komentowanie czyjegoś wyglądu, powiedzmy sobie szczerze, jakie szanse w pościgu czy starciu z włamywaczem miałby pan z brzuszkiem w wieku emerytalnym czy też na rencie?
Nota bene: Włamanie do osiedlowego garażu. Sześć samochodów ogołoconych z wszystkiego co przenośne i cenniejsze. Zapytani o to czy nie widzieli kogoś kręcącego się po garażu, ochroniarze potwierdzili ochoczo. „Nie chciałem zwrócić uwagi, bo bałem się, że mnie opieprzą” powiedział jeden.

I wreszcie sąsiedzi
A można by przecież porozmawiać z sąsiadem. Kiedy byliśmy mali a nasi rodzice wprowadzali się do bloków z wielkiej płyty, byli z sąsiadami po imieniu. Chodzenie po przysłowiową szklankę cukru nie było tylko przysłowiem. Dzisiejsi mieszkańcy zamkniętych osiedli, przemykają od wind do mieszkań, z ulgą zaryglowują zamki. Niektórzy sąsiadów z piętra nie poznaliby nawet gdyby ci stanęli przed nimi na ulicy. Mało kto zadaje sobie dzisiaj trud, żeby poznać sąsiada. Potrzeba anonimowości i prywatności rozrosła się do absurdalnego rozmiaru. Szkoda, bo przecież nie od dawna wiadomo, że dobry sąsiad jest najlepszą ochroną twojego mienia. Ale może wszyscy są za bardzo zajęci czytaniem statutu. Dla dobra ogółu oczywiście.
 

Redakcja poleca

REKLAMA