Oczywiście wyrażenie o mięsnej dokładce jest metaforyczne, bo chodzi o coś całkowicie innego niż kwestia pochłaniania posiłku za pomocą widelca i noża. Bo to mięso pochłania się jedynie wzrokiem – ale za to wrażenia wizualne niesamowicie podkręcają spożywczą atmosferę. Chodzi bowiem o podawanie rybich przysmaków na półnagiej kobiecie, a pół dlatego, bo właśnie na bardziej strategicznych i pociągających wzrokowo partiach ciała ułożone są smakołyki. Wystarczy chwycić pałeczki w dłonie, ująć nimi kawałek surowej ryby i w napięciu oczekiwać na to, co się odkryje...
Zwyczaj takiego jedzenia potraw, podobnie jak samo sushi, przyszedł do nas z Japonii, a jego historia sięga początku lat 90. Określa się go mianem nyotaimori, czyli w wolnym tłumaczeniu „talerz z ciała kobiety”. (albo szerzej: body sushi – „cielesne sushi”). W swojej ojczyźnie restauracje serwujące takie dania nie należą do zbyt popularnych ani łatwych do spotkania – raczej są miejscem rozrywki tamtejszej jakuzy niż biznesmenów lub ludzi klasy średniej, którzy po prostu mają ochotę na sushi. Nie jest to też zbyt popularna forma pracy wśród kobiet (szczególnie tych, które cierpią na łaskotki) ze względu na kilka niedogodności związanych z jej wykonywaniem: modelki przechodzą specjalny trening, który pozwoli im przetrwać w bezruchu 4 godziny na stole i nie dać się „sprowokować” wylewanym na nie zimnym drinkom, sosom, w których macza się kąski, a co najważniejsze (przynajmniej takie były wyznaczniki z początku mody na bycie żywym talerzem) powinny być dziewicami, co podwaja wartość czy raczej dopełnia ich „cielesną czystość”. Poza tym ich ciała przed ułożeniem na nich pożywienia muszą być idealnie ogolone i wymyte specjalnym antybakteryjnym mydłem, a niektóre restauracje przewrażliwione na punkcie higieny każą im wbijać się w specjalny przezroczysty kombinezon wykonany z cienkiej, ściśle przylegającej do ciała folii, na której dopiero układa się potrawy. W całej zabawie pomija się jednak części intymne, które skryte za majtkami i liśćmi służą tylko wyobraźni. Gdy już jest wszystko gotowe, na salę restauracyjną wjeżdża ogromny stół-łóżko, na którym leży przyozdobiona płatkami kwiatów, liśćmi, a przede wszystkim ustawionym na jej brzuchu, między piersiami i na udach jedzeniem.
Z początku ten sposób podania sushi wzbudzał kontrowersje, szczególnie u władz, które szybko zamykały serwujące nyotaimori restauracje, tłumacząc to łamaniem praw człowieka i skandalem obyczajowym. Właściciele jadłodajni uciekli się jednak do wprowadzenia kilku sztywnych, ale zasadniczych zasad spożywania potraw prosto z ludzi: po pierwsze, klienci mają zakaz (podobnie jak modelka) rozmowy z „talerzem”, po drugie, nie mogą dotykać kobiety, po trzecie, obrażać. To wystarczyło, by przekonać władze, szczególnie krajów Zachodu, aby nyotaimori stało się legalne i nikomu nieuwłaczające. Co ciekawe, od momentu gdy w Kraju Kwitnącej Wiśni zakazano „stosowania” żywych talerzy, a przyjęły się one w USA i części krajów Zachodniej Europy, Japończycy powoli przekonują się, że nyotaimori to wymysł Amerykanów, a nie ich...
W każdym razie podanie potrawy na ciele ma także wymiar praktyczny: dzięki stałej temperaturze „talerza” sushi nie stygnie i jest cały czas ciepłe, co wpływa oczywiście na jego smak, jednak ten aspekt jest często – nieświadomie – pomijany przez zachwyconych widokiem klientów. Pytając się o wymiar kulturalny nyotaimori można się zastanowić, czy jest to bardziej fetysz spożywczy, wizualny, czy seksualny? W sumie wszystko naraz: można pozachwycać się tym, co się widzi, dodać do tego smak sushi, nie odrywając wzroku, a jeśli nam mało, uruchomić także wyobraźnię. Nic więc dziwnego, że seksualny i zmysłowy wymiar takiego jedzenia świetnie sprawdza się na imprezach kawalerskich. Ma ten sposób jedzenia jednak coś z kanibalizmu, a może też uprzedmiotowienia kobiety, choć powiedzmy sobie szczerze – kobiety mają własne zdanie i potrafią same powiedzieć, czy chcą „robić” za talerz, czy po prostu robić w życiu coś innego (a wiadomo, że bycie nyotaimori to dość lukratywna propozycja kelnerowania). Czy w takich warunkach da się skupić na samym jedzeniu, gdy przed nami – szczególnie mężczyznami – leży piękna przedstawicielka płci pięknej? I czy golizna jest w tym przypadku smacznym dodatkiem do sushi, a może odwrotnie – sushi urozmaica kobiecą sylwetkę?
A kobieta wreszcie wyjdzie z kuchni, pozostawiając ją na głowie mężczyzn.
Magdalena Mania