Piractwo wszelkiej maści można wytłumaczyć podstawowym prawem rynku: skoro jest popyt, to jest też podaż. Podrabia się wszystko od drogich ubrań ekskluzywnych projektantów, przez perfumy, kosmetyki, zabawki, sprzęt elektroniczny, leki, alkohole, autografy znanych osób, a nawet karmy dla psów. Chyba nie ma osoby, która choć raz nie stała się uczestnikiem tego pirackiego procederu. Pytanie tylko, że niska cena to wystarczające usprawiedliwienie?
Nie trzeba dociekliwego dziennikarskiego śledztwa, ukrytych kamer i mikrofonów, żeby ujawnić szeroką dostępność podróbek na naszym rynku. Wystarczy wycieczka na pobliski bazar czy odwiedziny w internetowym serwisie aukcyjnym, żeby znaleźć całe mnóstwo towarów, które udają coś, czym w rzeczywistości nie są. Kto z nas nie chciałby chodzić ubrany od stóp do głów w Chanel, mieć płytotekę wyposażoną we wszystkie najnowsze wydawnictwa, a przez ramię mieć przewieszoną torebkę z logo LV? Co zrobić kiedy zawartość portfela nie pozwala na zakup wszystkiego, czego dusza zapragnie? Pomocną dłoń, z wymarzonym produktem, chętnie wyciągnie do nas turecki handlarz.
„Ale przecież na oryginalne mnie nie stać!”
Oto, co usłyszałam od swojej znajomej, która która lubuje się w ubraniach najlepszych na świecie marek (prosto z bazaru), na pytanie, co skłania ją do kupowania podrabianych produktów, mimo tego, że wszyscy z jej otoczenia są świadomi, że ubrania powstały w chińskiej fabryce a nie w atelier znanego projektanta. Kupowanie podróbek sugeruje aspiracje do bycia osobą zamożniejszą i lepiej sytuowaną niż w rzeczywistości. To namiastka luksusu, dzięki której, jeśli odpowiednio przymkniemy oko i nie dostrzeżemy marnej jakości wykonania, przez chwile znajdziemy się w naszym ulubionym śnie o bogactwie i komfortowym życiu. I choć większość z nas wie, że to nieetyczne, chęć posiadania powoduje, że za iluzorycznym luksusem, idziemy jak w ogień.
Zatem motywacja do kupowania fałszywych produktów jest bardzo prosta. Żyjemy w czasach zalewającej nas z każdej strony papki medialnej, której coraz większy procent stanowi reklama i działania z zakresu public relations. Spece od wizerunku mówią nam, co jest trendy, co warto nosić, w jaką stylistykę się wpisać, żeby być takim, jakim chcemy być postrzegani. Każda szanująca się marka ma doskonale przemyślaną i przebadaną osobowość, która komunikuje zaplanowany strategicznie wizerunek i „sprzedaje” nam otoczkę świata przeżyć, który albo kupujemy albo nie. Jeśli prezentowany przez daną firmę wizerunek przypadnie nam do gustu, chętnie sięgamy po jej produkty, szczególnie jeśli są to produkty z tzw. „wyższej półki”, których posiadania gwarantuje nam pożądaną pozycję społeczną. Aspiracje jednak nie zawsze idą w parze z wysokością zarobków, więc sięgamy po substytuty.
Ktoś wyprodukował, żeby kupić mógł ktoś
Sprawa ma dwa wymiary: kupowanie i produkowanie podróbek. Zacznijmy od początku, czyli wylęgarni trefnego towaru. Mamy dwa rodzaje tego typu produktów: pierwszy, kiedy podróbka stara się być jak najbliższa oryginałowi i drugi, kiedy fałszywka, choć próbuje udawać produkt markowy, to z daleka komunikuje, że faktycznie nim nie jest (np. przez przekręcenie nazwy firmy, niewielką zmianę graficzną w logotypie). Najgorszym wymiarem fałszowania produktów jest oczywiście ten pierwszy, bo napływ tandety, która zawsze znajdzie swoich nabywców, jest nie do zatrzymania. Gorzej, jeśli ktoś, próbuje wprowadzić w błąd konsumentów, oferując towar rzekomo markowy. Niewiele osób potrafi odróżnić oryginał od fałszywki, choć i konsumenci są tutaj nie bez winy, bo chęć połaszenia się na niższą cenę, często powoduje patrzenie na problem przez palce i próbę wytłumaczenia sobie, że towar jest tańszy, bo albo pochodzi z wyprzedaży, albo ma niewielką wadę fabryczną, albo jeszcze coś innego, tu każdy wstawia zwykle najwygodniejszą dla siebie wersję. Przy takim obrocie sprawy oszukany zostaje zarówno konsument, jak i producent towarów oryginalnych. W dobie wolnego rynku, gdzie konkurencyjność jest wymogiem, latami budowana marka to najcenniejszy atrybut każdego przedsiębiorstwa. Często warta miliony dolarów, wzbudzająca zaufanie konsumentów na całym świecie, stanowi łakomy kąsek dla wszystkich tych, którzy chętnie podepną się pod czyjś sukces, próbując na tym zarobić. Ten medal również drugą stronę – pojawiają się opinie badaczy rynku, którzy twierdzą, że podróbki mają pozytywny wpływ na promowanie marki, którą udają. Oczywiście opinii tej nie potwierdzi właściciel żadnej firmy, która pada ofiarą pirackiego procederu. Ci zwykle twierdzą, powołując się na rzekome straty, które ponieśli w wyniku zalewu rynku podróbkami ich produktów, że to proceder karygodny, którego nie można niczym usprawiedliwić. Prawda leży pewnie, jak zawsze, gdzieś pośrodku, bo przecież większość osób, które sięga po fałszywki, nigdy nie mogłaby sobie pozwolić na zakup oryginału, więc rzekome straty producentów są tylko teoretyczne. Na pytanie, czy kupowanie fałszywych produktów czyni z nas złodziei luksusu, każdy musi odpowiedzieć sobie sam.