Kobieto! Wyceń swoją pracę w domu

Ile jest warta nasza praca, jaką wykonujemy dla i w domu? Codzienne mycie naczyń, gotowanie obiadów, odkurzanie czy pucowanie okien? Z badań wynika, że nie jest to całkiem darmowa, a nawet da się ją całkiem wysoko wycenić.
/ 11.03.2010 07:48
Ile jest warta nasza praca, jaką wykonujemy dla i w domu? Codzienne mycie naczyń, gotowanie obiadów, odkurzanie czy pucowanie okien? Z badań wynika, że nie jest to całkiem darmowa, a nawet da się ją całkiem wysoko wycenić.

Ile jest więc warte to teoretycznie bezproduktywne, czy też nie przynoszące pieniędzy siedzenie tzw. kur domowych w czterech ścianach, podczas gdy mężczyzna ich życia po ośmiu godzinach pracy w biurze zjawia się w progu mieszkania z comiesięczną wypłatą? Co prawda takie kobiety pracują „zaledwie” pięć godzin codziennie, ale za to jest to praca niekoniecznie intelektualna, a fizyczna: zazwyczaj taka „domówka” ma do ogarnięcia jedno lub więcej dzieci, z czego sama zabawa z nimi (plus wychowanie, a więc przekazywanie dobrych wzorców) pochłania mnóstwo energii, ugotowanie obiadu i uprzątnięcie kuchni po przygotowaniach do niego, zrobienie prania średnio co dwa dni (plus prasowanie), pójście na zakupy, posprzątanie domu. Niby nic? A jednak coś: warte ok. 1400 zł brutto, czyli tyle, ile wynosi przeciętna płaca w Polsce.

Kobieto, wyceń swoją pracę... w domu!

Jak przeliczono pieczenie ciasta i składanie ubrań na wypłatę? Doktor Ilona Błaszczak-Przybycińska przeprowadziła wycenę prac domowych na podstawie danych GUS z lat 2003-2004 na dwa sposoby: jednym z nich było przeliczenie czynności domowych według stawek rynkowych (suma iloczynów czasu zajęć domowych i przeliczenie jej według stawek godzinowych, jakie obowiązują dla podobnych do tego typu zajęć zawodów), a drugim metoda kosztów alternatywnych (czyli iloczyn całego czasu spędzonego podczas pracy w domu i przeliczenie go według stawek, jakie obowiązują daną płeć wykonującą podobną pracę jako zawód. Podobnie wyceniał kobiecą pracę domową Gary Becker, który jako pierwszy już – czy może dopiero – w latach 90. stwierdził, że wartość tego, co robią w zaciszu domowym kobiety, wynosi aż 30% PKB danego narodu). O ile kobiecy wkład w dom wyceniony został odpowiednio na ok. 1400 i 1160 zł, tak już męski na trochę ponad 800 i 640 zł. Skoro da się tę pracę wycenić, to jaki jest problem, by kobietom za nią płacić? Zasadniczy: spośród badanych przez Beatę Mikutę, autorkę pracy doktorskiej z 2002 roku pt. „Studia nad wartością pracy domowej w mieście i na wsi” tylko połowa kobiet pracujących w domu stwierdziła, że byłaby usatysfakcjonowana zapłatą. Kto zresztą miałby – i chciał – im wypłacać to wynagrodzenie? Państwo, a więc obywatele, z których składek, już i tak wysokich, byłaby przeznaczana dodatkowa, odpowiednia kwota na comiesięczne wypłaty dla „kobiet pracujących poza pracą”? Może więc warto, podobnie jak poseł Tadeusz Cymański, wpisywać swoje pracujące w domu żony do rozliczenia podatkowego jako „korzyść majątkową”, co spotkało się z rozbawieniem i docinkami nie tylko ze świata polityki?

Praca kobiet w domu jest więc ciągle obiektem żartów: najgorzej jednak mają te z nas, które po pracy poza domem wracają do swoich czterech ścian i wykonują kolejne, tym razem darmowe zajęcia, by utrzymać względny porządek w domu, w którym spędzają czasem tylko pół doby. Wina stereotypów? Prawdopodobnie tak, dlatego płeć piękna postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i zawalczyć o pensje, których nie dostają: z inicjatywy Fundacji MaMa, której przewodniczącą jest pisarka Sylwia Chutnik, autorka m.in. „Kieszonkowego atlasu kobiet”, powstały warsztaty Koło Gospodyń Miejskich, które miały na celu wypytać Polki o ich samą pracę w domu, jak i ich podejście do domowych obowiązków. Na podstawie ich wypowiedzi powstała lista obowiązków domowych nawet tak drobiazgowych jak rozkładanie naczyń do obiadu czy segregowanie rzeczy do prania na materiały kolorowe, bawełniane i prane w wyjątkowo wysokiej temperaturze. To są niby drobne rzeczy, ale gdy je złożyć w całość, to nie odbiegają wtedy zbytnio od tego, co codziennie robią inni za korporacyjnym biurkiem, a nawet przewyższają to zainwestowaniem sporej siły fizycznej. W sumie, według Koła, jest ich ok. 200 – to całkiem sporo jak na „bezczynne” siedzenie w domu, prawda? Organizatorkom akcji zależy na tym, by zauważyć i docenić to, jak dużo wbrew pozorom robią kobiety, które dzień w dzień nie stoją w miejskim korku, próbując dostać się do miejsca pracy, nie muszą męczyć się z trudnym szefem, siedzieć w papierach lub wyjeżdżać na weekendowe konferencje.

Z drugiej jednak strony w tym pozytywnym uświadamianiu społeczeństwa są wady: stereotyp może się utrzeć, bo jeśli pracujące dotąd w domu panie zdecydują się w nim zostać za odpowiednie wynagrodzenie, podział co do płciowych obowiązków i stylu pracy się pogłębi. Nie stałyby się kimś w rodzaju służących? A może źródło problemu tkwi w podejściu samych kobiet wykonującą prace domowe, które powinny same walczyć z traktowaniem ich i ich statusu ze strony najbliższych? Z brakiem szacunku ze strony innych, ale i dla siebie samych? Może dzięki temu debata o ich sytuacji rozszerzy się w bardziej naturalny i mniej drażliwy sposób.

Magdalena Mania

Redakcja poleca

REKLAMA