Seks na wiejskiej dyskotece

Dziewczyna z malutkim dzieckiem, która tańczy nago i bije się w oleju, syn alkoholika, który wydaje miesięcznie 1200 złotych na imprezy, matka jedenaściorga, która żyje ze sprzątania dyskoteki…
/ 17.01.2019 16:16

Dziewczyna z malutkim dzieckiem, która tańczy nago i bije się w oleju, syn alkoholika, który wydaje miesięcznie 1200 złotych na imprezy, matka jedenaściorga, która żyje ze sprzątania dyskoteki…

To wszystko rzeczywistość przedstawiona w dokumentalnym filmie Ireny i Jerzego Morawskich „Czekając na sobotę”. Bohaterowie zamieszkują wsi w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od Warszawy a ich wspólnym natchnieniem jest sobotnia noc, kiedy to można się wreszcie zabawić - upić do nieprzytomności, bzyknąć w krzakach, pobić. Wszyscy mówią językiem, który trudno średnio inteligentnemu człowiekowi zrozumieć, przeplatając „k..wy” ze śmiesznymi sformułowaniami na temat życiowych wizji, planów, szczęścia. Chwilami nie wiadomo gdzie się schować.

We wsi jest dyskoteka „Nokaut”, w której główną atrakcją są striptizy i konkursy mokrego podkoszulka. Brzmi atrakcyjnie, ale przedstawia się dość żenująco. W tłumie spoconych, ogolonych na łyso gości z komórkami stoją cztery rozebrane do naga dziewczyny i wypinają się pośladkami szeroko rozwartymi w kierunku swoich fanów. Można je dotknąć, można uszczypnąć, można zlizać bitą śmietanę z ich pupy. Byle do czysta, jak skanduje rozochocona publika.

Panowie ochotnicy mogą wyjść na scenę i zdjąć majtki, a wtedy panienki zajmują się nimi ocierając się genitaliami, liżąc i dotykając. I znowu wrażenie jak z tandetnego porno. Są jeszcze wybory miss mokrego podkoszulka, bez majtek oczywiście, show zakonnic w kusych habitach i walki w oleju, w których uczestnicy mogą wskoczyć na ring poobmacywać śliskie ciałka. Wszyscy się odstresowują i jest fajnie. A potem trzeba tylko doczekać kolejnej soboty.

Przez cały film przewija się wątek dziewczyny, która nie dokończyła bodajże trzech szkół zawodowych, bo cały czas piła i „myślała o chłopakach”. Z tego myślenia zaszła w ciążę, a winny nawet się poczuł i ją poślubił. Poczuł się tylko na początku, bo teraz ma dziecko gdzieś i tylko czasem ma ochotę na mamę. Innymi razy ma ochotę wpaść do domu i żonę skopać, pobić i naruszyć jej żebra, tak że bidulka ma potem problemy, w tym oleju. Bo po urodzeniu dziecka z braku pieniędzy zaczęła bowiem realizować swoją życiową pasję - taniec erotyczny ergo hmm… poniewieranie się nago po scenie.

Inny inteligent podsumowuje te dziewczyny z dyskoteki, że to szmaty, że z takimi się nie da spędzić życia, bo dają każdemu w krzakach. Ale się z nimi chodzi - przyznaje - albo jeździ na kilka godzin autem pod las. I wszyscy tęsknią za miłością, za kimś normalnym.

Gdzieś tam ciągle w tle jest stadko alkoholików, którzy są już naprawdę zdemoralizowani. Bo te dzieciaki przecież są dobre, jedno czy dwa piwa wypiją, a to nie ich wina, że nie ma się we wsi gdzie bawić. Zresztą jakby nie było dyskoteki, to nie można by było zarabiać na sprzątaniu czy wyrzuconych puszkach. A najważniejsze, że ci co się rozbierają, to nie nasi parafianie.

Odwołań do religii jest zresztą bardzo dużo. Czy ksiądz wie o tym wszystkim i po co się chodzi do kościoła? Że ludzie są hipokryci, a przeżegnać się trzeba. Wódka pomaga na raka i gojenie ran, a zamiatanie gołą waginą po podłodze daje samospełnienie i podwyższa poczucie własnej wartości. I tylko nie wiadomo jak powstała ta rzeczywistość - gdzie jest początek, a gdzie koniec, czy to jest wciąż życie, to czekanie na kolejną sobotę.

Redakcja poleca

REKLAMA