Mocno nierówny film, plasujący się miejscami gdzieś w bardzo dobrej komedii, momentami niestety osiągający poziom żenującej, urągającej widza godności parodii. Szkoda, bo to mógł być całkiem niezły film, nie tylko dzięki samej fabule, ale też doskonałym aktorom.
Życie policjanta nie jest lekkie. Zwłaszcza jeśli jest się detektywem z aspiracjami, a wszystkie ciekawe śledztwa dostają gwiazdy wydziału. Detektyw Terry Hoitz może jedynie wypełniać robotę papierkową za bardziej znanych kolegów. Nie pomaga mu też fakt, że jego nowy, dość nietypowy partner nie ma nic przeciwko marginalnej pracy policyjnej, a szczytem ekscytacji jest dla niego wytropienie obywatela, który nie ma pozwolenia na ustawienie rusztowania. Hoitz chce od pracy czegoś więcej, kiedy więc nadarzy się okazja do aresztowania prawdziwych przestępców, rzuci się na nią z ochotą. Nawet jeśli po drodze będzie musiał dogadać się z dziwacznym kolegą.
Bardzo trudno jest ten film jednoznacznie zdefiniować, bo to twór mocno nierówny. Miejscami bywa całkiem uroczą i prawdziwie śmieszną komedią, tylko po to aby chwilę później stać się całkowicie niestrawną, obraźliwą dla widza parodią. Adam McKay sięga wtedy do kloacznego humoru rodem z „American Pie”, co odstrasza każdego, starszego niż 15 lat widza tak skutecznie, że nawet kiedy przychodzą te lepsze momenty, trudno jest się z nich autentycznie cieszyć.
Cieszyć się można za to na pewno z aktorów, zwłaszcza z dwóch odtwarzających główne role. Will Ferrell jest po prostu urodzony do bycia aktorem, a mimika jego twarzy pozwala na wykreowanie dowolnych emocji. Przygodą jest też zobaczenie w komedii Marka Wahlberga, na co dzień wybierającego raczej role w filmach stricte sensacyjnych. „Policja zastępcza” to też okazja do zobaczenia na ekranie, troszkę już zapomnianego, ale dalej wielkiego talentem Michaela Keatona. To on jest w tym filmie przysłowiowym lukrem na torcie.
A film? Można go z powodzeniem obejrzeć, lepiej jednak wtedy, kiedy nie ma już w kinie absolutnie nic czym można by go zastąpić. Ale jeśli już traficie do kina, spróbujcie wyłapać te raczej śmieszniejsze momenty. I spróbujcie zapomnieć o tych, które powodują niestrawność. I to wcale nie filmową.
Fot. Filmweb