"Geneza planety małp" - We-Dwoje.pl recenzuje

Po tym co Tim Burton wyrządził tej kultowej serii, bałam się, że również dzieło Ruperta Wyatta będzie niczym innym jak tylko odgrzanym i mało strawnym kotletem. Cóż. Byłam w błędzie. Po obejrzeniu "Genezy planety małp" śmiem bowiem twierdzić, że to najlepsza część tego cyklu i największa niespodzianka tego roku!
/ 08.08.2011 07:53

Po tym co Tim Burton wyrządził tej kultowej serii, bałam się, że również dzieło Ruperta Wyatta będzie niczym innym jak tylko odgrzanym i mało strawnym kotletem. Cóż. Byłam w błędzie. Po obejrzeniu "Genezy planety małp" śmiem bowiem twierdzić, że to najlepsza część tego cyklu i największa niespodzianka tego roku!

UWAGA SPOILERY!

Akcja filmu rozgrywa się we współczesnym San Francisco. W jednym z tamtejszych laboratoriów Will Rodman prowadzi badania genetyczne na szympansach, których celem jest wynalezienie leku na Alzheimera. Mówi się, że cel uświęca środki. W tym wypadku przyczynia się jednak do powstania Cesare'a - małego szympansiątka obdarzonego nadnaturalną inteligencją, który na skutek różnych zdarzeń staje na czele nowej rasy małp, która, jak doskonale wiemy, w niedalekiej przyszłości wyrośnie na nową rasę panów...

Bardzo, ale to bardzo udany prequel obrazu Franklina J. Schaffnera, a właściwie francuskiej powieści autorstwa Pierre'a Boulle'a, od której wszystko się zaczęło. "Geneza planety małp" jest bardzo dynamiczna. Nie ma tu miejsca na fabularne dłużyzny. Ogląda się ją z wielkim zainteresowaniem od pierwszej do ostatniej minuty. Zaskakuje. Film ten jest naprawdę dobrze przemyślany. Wyatt nie funduje nam rzewnej i naiwnej historyjki o małpach, których celem jest przejęcie władzy nad światem i w gruncie rzeczy doprowadzenie do upadku ludzkiej cywilizacji. Nie! One pragną czegoś innego. Wolności! Co jest wyraźnie podkreślone i co stanowi główny motyw ich takiego a nie innego postępowania. Może dopiero w kolejnym filmie, jeśli powstanie (a mam nadzieję, że to nastąpi) człekokształtne z determinacją będą próbowały podporządkować sobie ludzi. Musimy jednak na to poczekać. 

Najbardziej urzekającym bohaterem tego filmu jest Cesare w wykonaniu Andy’ego Serkisa, który już po raz kolejny świetnie poradził sobie z wykreowaniem postaci przy użyciu efektów specjalnych. Ten niepozorny szympans daleko w tyle pozostawia tak wyśmienitych aktorów jak James Franco oraz John Lithgow. Przykuwa największą uwagę. Próbując zrozumieć jego położenie, próbując widzieć świat jego oczyma, nie skupiamy się ani na ścieżce dźwiękowej ani na czymkolwiek innym. Widzimy tylko jego. Dlatego też najbardziej elektryzującym, przejmującym, mrożącym krew w żyłach, a może nawet nieco symbolicznym momentem jest scena, w której Cesare głośno i wyraźnie wykrzykuje NIE. Dreszcze na ciele, nuta niedowierzania i to wgniecenie w fotel. Dawno, ale to dawno nie było tak dobrej sceny w jakby nie było hollywoodzkim filmie, sceny, która na długo zapadnie w pamięć. 

Zadziwiające w tym filmie są dwie rzeczy. Po pierwsze Wyatt odwołuje się do legendarnych części sagi, które może nie służą rozwojowi akcji, ale przywodzą na myśl obraz Schaffnera. Dzięki temu "Geneza planety małp" wydaje się integralną częścią całej tej historii, a nie czymś wyrwanym z kontekstu. Po drugie - nie uświadczycie w tym filmie trójwymiaru, który zawładnął wieloma współczesnymi produkcjami. I chwała twórcom za to! Bo jak się okazuje, można zrobić film pełen wyborowych efektów specjalnych, film, który nieustannie trzyma w napięciu, bez latających w 3D małp, za to ze świetnym scenariuszem i znakomitymi kreacjami aktorskimi (dobra rola Toma Feltona!). 

Jestem pod wielkim wrażeniem tego filmu i to tak wielkim, że z niecierpliwością czekam na DVD, najlepiej z wersją reżyserską i całą masą dodatków. "Geneza planety małp" to naprawdę świetny obraz, który, mam nadzieję, da początek nowej małpiej serii, wskrzeszając legendę Schaffnera! 

Fot. Filmweb

Redakcja poleca

REKLAMA