Ale to nie koniec długiej listy ich wybitnych osiągnięć: udało im się również nakręcić pierwszy chyba w dziejach naszej kinematografii film całkowicie pozbawiony scenariusza – tym zresztą tłumaczyć można brak nazwiska scenarzysty w materiałach prasowych. Ponadto wreszcie udało im się sprowadzić aktorstwo do łypania oczami i prezentowania uzębienia.
„Dlaczego nie!” powiela, rzecz jasna, sprawdzony wzorzec filmopodobnego produktu (skrzyżowanie reklamówki z telenowelą) zapoczątkowany w „Nigdy z życiu!” i „Tylko mnie kochaj”. Ona jest spontaniczną marzycielką i artystką (z bólem oglądałam zdolną Annę Cieślak w roli infantylnej kretynki), on (Maciej Zakościelny) – prezesem agencji reklamowej, który jednakowoż gardzi swoim odrażającym zajęciem i woli z ukochanego dżipa oglądać zachody słońca na Mazurach, gdzie – jak na wrażliwca przystało – nabył kawalątek ziemi. W tle oczywiście mamy Warszawę z wysiłkiem udającą a to Paryż, a to Nowy Jork. Zatorski i jego producenci tymczasem w ogóle się nie wysilają, bo wiedzą, że cokolwiek sklecą, to i tak zarobią swoje. Czy naprawdę twórcy mogą być aż tak cyniczni? Dlaczego nie!
Małgorzata Sadowska/ Przekrój
„Dlaczego nie!”, reż. Ryszard Zatorski, Polska 2007, Interfilm, premiera 26 stycznia