Od 1 stycznia 2012 roku obowiązują nowe przepisy adopcyjne, w życie weszła Ustawa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy rodzinnej z dnia 9 czerwca 2011. Założenia ustawy są rzeczywiście bardzo szczytne, ponieważ mają pomóc dzieciom jak najkrócej przebywać w placówce opiekuńczo-wychowawczej, jeżeli istnieje taka konieczność lub najlepiej w ogóle do niej nie trafić.
I rzeczywiście założenia same w sobie są całkiem dobre. Główny nacisk położono w niej na pomoc rodzinie w sytuacji kryzysowej. No i słusznie, bo odpowiednio szybko wychwycone problemy można rozwiązać, zanim będą naprawdę poważne. A co za tym idzie mniejsza ilość dzieci z różnych przyczyn może trafi do domu dziecka. Bo, albo rodzina odpowiednio wsparta będzie mogła stworzyć warunki prawidłowe do wychowania dziecka, albo ułatwione procedury adopcyjne spowodują szybką adopcję. W założeniu tej ustawy domów dziecka ma ubywać, a trafiać do nich mają tylko starsze dzieci lub te sprawiające szczególne trudności wychowawcze oraz wymagające specjalistycznego leczenia. I to jak najbardziej popieramy, bo które dziecko jest szczęśliwe w domu dziecka. Wiadomo, że lepiej będziemy mu z rodzicami niekoniecznie biologicznymi, ale za to kochającymi lub z tymi biologicznymi, którzy gdzieś się pogubili, a z pomocą finansową, psychologiczną na nowo potrafią się odnaleźć w roli rodzica.
Jednak kij ma zawsze dwa końce, bo oprócz szczytnych idei pojawiło się całkiem sporo trudności. Po pierwsze poważne zmiany nastąpiły w sferze ośrodków adopcyjnych, wcześniej kierowanych przez starostwa, a teraz urzędy marszałkowskie. Kryterium dodatkowym utrudniającym przetrwanie ośrodków jest skuteczność ich działania. I tutaj kryterium to jest nierówne dla ośrodków publicznych i niepublicznych. Dlaczego? Tego niestety nie potrafię wyjaśnić racjonalnie. Otóż ośrodki publiczne muszą mieć w ostatnim roku funkcjonowania potwierdzone 10 adopcji a niepubliczne aż dwukrotnie więcej. Cóż to oznacza? Z danych wynika, ze 35% spośród dotychczas działających ośrodków nie spełnia tego kryterium, a więc z dniem 1 stycznie przestało istnieć. I tu pojawia się dramat wśród rodziców, którzy przeszli specjalistyczne szkolenia, a tu nagle ich ośrodek zamknięto. Co z nimi? Może i dostaną w końcu wymarzone dziecko, ale procedura z pewnością się wydłuży, bo przecież dokumentację trzeba przesłać w inne miejsce, ktoś inny musi się z nią zapoznać, na nowo skompletować, poznać potrzeby rodziny, tak żeby dobrać dziecko, które akurat w tej rodzinie będzie się czuło najlepiej (procedura jest zdecydowanie bardziej skomplikowana, tu w dużym uproszczeniu). Akurat im nowa ustawa nic nie ułatwi, ośmielam się powiedzieć, że może wiele utrudnić.
Kolejna sprawa to pieniądze. Szkolenie rodzin, praca z rodzinami w trudnej sytuacji, pomoc asystenta, który udzieli wskazówek wychowawczych, pomoże rozplanować finanse, utrzymanie ośrodków adopcyjnych, funkcjonowanie domów opiekuńczo-wychowawczych, itd. wymaga ogromnych nakładów finansowych. Bez odpowiednich funduszy szczytne idee pozostaną tylko na papierze. Tym bardziej jeśli skuteczność pracy sądów odpowiedzialnych za regulację sytuacji prawnej dziecka nie ulegnie usprawnieniu. Dzieci, które przez bardzo długi czas nie mają tej sytuacji uregulowanej nie można poddać adopcji. A im więcej czasu mija i dziecko jest starsze, tym trudniej o adopcją. Tak więc cały system wymaga reformy.
Poza tym mniejsza liczba ośrodków, najprawdopodobniej spowoduje wydłużenie czasu oczekiwania. A i do tej pory był on całkiem długi, nawet do 3 lat. A poza tym różnorodne szkolenia i przysposobienia wymagają dojazdu do oddalonych ośrodków, większych kosztów, mniejszej dostępności, słabszego poznania rodziców. No zobaczymy. Obawy wśród rodziców rosną tym bardziej, że tak naprawdę nie wiedzą jak to będzie wyglądać dalej, gdzie mają się zgłosić, jeśli ich ośrodek zamknięto. I choć do tej pory procedura była wymagająca, teraz czują się jeszcze bardziej zagubieni, zwłaszcza, gdy owe przysposobienie było za nimi.
Oczywiście, że nie można dzieci oddawać rodzinom bez namysłu, byle szybciej. Jasne, że muszą przejść całą procedurą, liczne testy psychologiczne, rozmowy z pedagogiem, szkolenia, muszą być i dobrze przygotowani, i nadawać się do roli rodzica. No, ale niestety ta sama liczba chętnych, a mniej ośrodków może to spowolnić. I choć rzeczywiście założenia wydają się słuszne i szczytne, to coś się w środku wyrywa. Bo jak może być tak, że jest tylu ludzi, którzy pragną mieć dziecko, obdarzyć je miłością i opieką, a wciąż tyle dzieci przebywa w domach dziecka. Czy Ustawa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy rodzinnej sprawdzi się? Czy będzie skuteczna? Życie pokaże. Pomimo wielu pytań i wątpliwości, chciałoby się wierzyć, że zmieni sytuację dzieci na lepsze.