Po co kobiecie makijaż?

Kochanie, kiedy wreszcie wyjdziesz z tej łazienki!? - Za momencik, tylko się jeszcze umaluję...
/ 03.02.2009 22:49
- Kochanie, kiedy wreszcie wyjdziesz z tej łazienki!?
- Za momencik, tylko się jeszcze umaluję...


Stary jak świat

Jeśli zapytacie o początki makijażu, trudno nam będzie określić dokładnie, kiedy to człowiek wpadł na pomysł, aby zmieniać swój wygląd przez malowanie ciała. Być może makijaż ma swoją genezę w prastarych rytualnych obrzędach? Pewne jest tylko to, że już w czasach starożytnych kobiety przy pomocy ówczesnych środków przyciemniały kontur oczu i malowały usta. Wraz z nastaniem kolejnych epok sztuka makijażu rozwijała się, a wraz z nią zmieniał się wizerunek kobiety atrakcyjnej. Jednak bez względu na to, z którego stulecia makijaż pochodził, czy był z czasów starożytnych, czy z dwudziestolecia międzywojennego, zawsze miał jeden cel – upiększanie kobiet.

Po co kobiecie makijaż?

Kto się maluje?

Makijaż to nasza domena, domena kobiet. Wykonujemy go bez względu na wiek, na kolor skóry, na pozycję społeczną czy na wyznanie. Malują się blondynki, brunetki i rude. Malują się kobiety o orzechowej i mlecznej karnacji. Te z ciemną oprawą oczu i te z prawie niewidocznymi rzęsami. Malują się grube i szczupłe, z biustami jak brzoskwinie lub… melony. Nieważne, czy nasze ciało jest atrakcyjne, czy też odbiega od norm dyktowanych przez aktualne trendy. Makijaż jest naszym dobrym przyjacielem. To stymulator naszego piękna, który nie zna ani czasu, ani wytyczonych granic terytorialnych. Każdego dnia miliardy kobiet na całym świecie o poranku wykonują ten sam rytuał – malują się.  Dlaczego to robią? Czy to jakaś zbiorowa mania, opętanie, że tak wiele osób wykonuje te same czynności, jakby należały do zupełnie normalnych, wręcz fizjologicznych spraw? Wielu ludzi twierdzi, że makijaż pozwala nam kobietom, ukryć swoją szpetotę, że kreuje nasz zewnętrzny wizerunek taki, o jakim marzymy, jakiego się od nas oczekuje. Może to tylko złośliwość, tych obdarzonych w wyraziste rysy, wręcz idealnych? A może mają jednak rację? Co daje nam makijaż i jak bardzo wkracza w nasze życie?

Poranny rytuał odziania

Wyjście z domu bez makijażu, to dla wieku kobiet spory problem. Jest jedną z tych rzeczy niemożliwych, o których nawet nie chce się słyszeć lub śnią się w nocnych koszmarach. Pokazanie się światu bez make-up’u jest gorsze od paradowania po ulicy nago. Biust, uda, pośladki nie muszą być idealne, ale twarz jest naszą centralną częścią ciała. To ona pozwala nam być rozpoznawalnymi, nie chcemy odzierać się z naszej bezpiecznej powłoki, jaką tworzy dla nas make-up. Niektóre z nas potrafią umalować się dosłownie w 5 minut, innym rytuał ten zajmuje dużo więcej czasu. Może o wiele za dużo? Czasem nie zjadamy nawet śniadania i wybiegamy szybko do pracy... umalowane.

Dla dobrego samopoczucia, lepszego odbioru i... mężczyzn

Umalowałaś się i wreszcie wyglądasz, jak człowiek! Czy w takim razie nieumalowana kobieta, mimo tego, że jest „człowiekiem” z krwi i kości, jest sobą w 100%, nie wygląda, jak „człowiek”? Tak, więc nie tylko ona zauważa, że gdy się umaluje, czuje się lepiej i wygląda lepiej. Jej otoczenie odbiera ją dobrze i jest tak samo zadowolone, jak ona sama. Wszyscy są zadowoleni. Tylko zastanawiające jest to, jak zareagowałoby to samo otoczenie, gdy za jakiś czas zobaczyło ją bez makijażu? Może w takim razie kobieta powinna dokładać wszelkich starań by ta ogólnie doskonała atmosfera nie padła, i malować się już zawsze? Ładnie umalowanej kobiecie jest przecież dużo lżej znaleźć nową pracę, układać współpracę zawodową, nawiązywać ważne kontakty. Otoczenie utożsamia makijaż z jej profesjonalizmem i wyczuciem estetyki. W takim wypadku trudno czasem powiedzieć, czy makijaż jest dobrowolnym wyborem czy efektem masowych oczekiwań.
Ale makijaż pomaga też walczyć z kompleksami i w pełni akceptować siebie. Lubię siebie w makijażu. To moja druga skóra. Zawsze tak chciałabym wyglądać. I tak codzienne malowanie się można uznać, jako pewien przejaw egoizmu. Maluję się = dogadzam sobie. Ale to nie cała prawda. Bo jeśli czuję się lepiej i podobam się sobie, rośnie moja samoocena, która pozwala mi pewnie kroczyć przez życie. A jej wypracowanie wymaga czasem wielu środków i czasu. Makijaż pomaga.
I wreszcie makijaż, który robimy nie tylko po to, aby podobać się sobie i mieć łatwiejsze relacje z ludźmi, ale po to by uwodzić płeć przeciwną. Malujesz się tylko dla siebie? Raczej oszukujesz sama siebie. Makijaż wykonujemy głównie po to, aby podobać się mężczyznom.  Dowody? Znajoma, sąsiadka zobaczy Cię bez makijażu, nie przywiązujesz do tego sporej uwagi. Ale znajomy i sąsiad, to już, co innego. Od zarania dziejów kobiety kuszą mężczyzn i starają się im przypodobać na wiele sposobów. Jednym z nich jest właśnie makijaż.

Czy szkodzi?

W nadmiarze wszystko szkodzi. Tak samo jest z użyciem kolorowych kosmetyków. Jeśli nie potrafimy się malować tak, aby nie męczyć cery ciężkimi pudrami, nie dobijać delikatnego naskórka wokół oczu grubą warstwą cieni i wręcz szablonowo wykreśloną kredką, to musimy popracować nad makijażem. Najlepiej zasięgnąć porady specjalistki, która z pewnością naprowadzi nas na właściwą ścieżkę – pomoże dobrać kosmetyki, wskaże tę idealną dla nas paletę kolorów i wreszcie pokaże, jak krok po kroku malować się tak, aby wyglądać naturalnie i nie tworzyć efektu maski. Czasem trzeba naprawdę niewiele, aby wykonany makijaż przyniósł coś więcej, niż tylko ten oczekiwany efekt. Na rynku jest dostępna cała gama różnorakich środków do wykonywania makijażu. Mnogość marek kosmetycznych wprowadza czasem nie tylko w zakłopotanie, ale w pułapki. Dobrze jest zatem przy wyborze kosmetyku do makijażu kierować się nie tylko ceną, ale jego trwałością i wpływem na skórę względem zawartości możliwie szkodliwych substancji.

Uzależnia?

Skóra bardzo szybko przyzwyczaja się do systematycznie nakładanych fluidów, różów i cieni. Oczy nie mają już takiego blasku, jeśli nie są wytuszowane. Usta bez szminki wydają się mniej pełne i przyblakłe. My też szybko się przyzwyczajamy. Skoro makijaż stanowi dla nas niejaką formę samozadowolenia i pomaga nam w relacjach z innymi to, czemu miałybyśmy z niego rezygnować? Takie pytanie może też zadać sobie każdy alkoholik, narkoman i nałogowy palacz papierosów. Jego nałóg sprawia mu „radość” i ułatwia relacje w zamkniętych kręgach.  Pada pytanie, które powinna sobie zadać każda kobieta, która się maluje: Czemu mam rezygnować z czegoś co mi „pomaga” i sprawia przyjemność? Czy mogę wyjść do osiedlowego sklepu po bułki bez makijażu? Czy wyjście na basen jest dla mnie problemem i stosuję ciągle kosmetyki wodoodporne? Jeśli ogarnia mnie smutek, żal, rozpacz i łzy cisną mi się do oczu, nie przestaję myśleć o moim makijażu? Jak widać granica między uzależnieniem od makijażu, a zwykłym do niego przyzwyczajeniem może być bardzo cienka.

Małe oszustwa uchodzą płazem do momentu

Nie ukrywajmy, makijaż sprawia, że nasze życie wydaje się nam „lżejsze”, sprawia, że pasujemy do reszty - to ważne, bo człowiek od zawsze lgnął do drugiego człowieka, ale daje nam coś jeszcze. W naszej naturze zakorzeniona jest rywalizacja z innymi kobietami i zabawa w małe oszustwa mężczyzn. Makijaż w połączeniu z zadowoleniem ego, możliwością wtopienia się w tłum lub wyodrębnieniem z niego, daje nam szansę na niewinną zabawę z płcią przeciwną. Niewinną do momentu, gdy po wspólnie spędzonej nocy, o poranku mężczyzna, z którym spędziłyśmy noc będzie się zastanawiał, jak to się stało, że zasnął u boku jednej kobiety, a rano obudził się u boku, zupełnie innej... a przecież tej samej.

Źródło: MWmedia

Redakcja poleca

REKLAMA