Znam wiele osób, które na fali popularności blogowania zakładały własne kanały w social mediach, a później, mniej więcej po paru miesiącach, kończyły swoją przygodę. To, co teraz możemy zaobserwować u największych blogerek: wyjazdy, drogie ubrania, najlepsze kosmetyki to efekt ciężkiej kilkuletniej pracy, którą wiele osób pomija milczeniem, podkreślając, że „tej to się udało”. Żaden z tych sukcesów nie jest kwestią przypadku. Za każdym z nich stoi wiele lat pracy, wydanych pieniędzy i poświęconego czasu. Każdy z nich wymagał na początku inwestycji, choć głośno dziś się o tym nie mówi.
Na moją pierwszą blogową współpracę musiałam czekać trzy lata. Ta praca, jak żadna inna, nauczyła mnie cierpliwości. No bo jeśli dziś powiedziałabym Ci: „Chodź do mnie do pracy. Na początku nic Ci nie zapłacę, ale będziesz musiała ciężko pracować. Często po kilkanaście godzin dziennie. Będziesz musiała szukać ciekawych tematów i robić piękne, nietuzinkowe zdjęcia. Kiedy zaczniesz zarabiać? Tego nie wiem, być może za trzy lata, a być może nigdy” – to czy zgodziłabyś się na takie warunki pracy?
7 najlepszych polskich blogerek modowych
Blogerki dostają bardzo wiele „gift packów”. Bo jest to część ich pracy. Muszą być o krok przed wszystkimi. Zaskakiwać nowinkami, prezentować nowości ze świata mody i nie tylko. Ile więc z tego, co pokazujemy jest kupione przez nas osobiście, a ile dostajemy? Na pewno jest to bardzo indywidualna kwestia. Wiem, że część blogerek odmawia otrzymywania tego typu „prezentów”, by pozostać bezstronnymi. Dziś opowiem Wam, jak to wygląda u mnie.
Jakie prezenty dostają blogerki?
Kilka razy w miesiącu dostaję prezenty od projektantów, marek i sklepów. Jeśli myślicie, że to wszystko jest „za darmo”, to nawet nie wiecie, w jak dużym błędzie jesteście. Każda z tych marek liczy na to, że pokażę to, co dostałam na Instagramie, Facebooku, YouTubie albo na blogu. Po prostu: liczą na reklamę. Jednak taka sytuacja jest całkiem fair, ponieważ potrzebuję różnorodności, bo tego wymagają ode mnie obserwatorzy. Tym samym ja mam co pokazywać, a marka ma reklamę. Problem na tym, że nie wszystkie te rzeczy są w moim stylu. Z częścią marek jestem umówiona w ten sposób, że dają mi one prawo wyboru tego, co wpisuje się w mój styl. Część jednak wysyła na „chybił trafił”. Wtedy istnieje duże ryzyko, że nie trafią w mój gust, a tym samym nie będę mogła tego uczciwie pokazać moim Czytelnikom i obserwatorom.
Zdecydowana większość rzeczy, które pokazuję na blogu to rzeczy, które sama kupuję, bo zależy mi na tym, żeby być konsekwentną w tym jak prezentuję siebie. By styl, który prezentuję na blogu był spójny. To dla mnie kluczowe. Myślę, że większość topowych blogerek działa właśnie na takiej zasadzie. Mając kontrolę nad tym co pokazuję, kreuję swój indywidualny styl. W innym przypadku ryzykowałabym skopiowaniem looku od kogoś innego, wszak paczki wysyłane są do wielu blogerek, często z tą samą zawartością. To zabawne, kiedy widzę te same produkty u różnych koleżanek po fachu, które w opisie deklarują, że wyskoczyły na spontaniczny szoping i zapragnęły kupić sobie tę piękną różową kurtkę.
W dodatku wszystkie tę samą. Nie wydaje Wam się to podejrzane? ;) Dlatego tak ważna jest gra fair z obserwatorami. Najgorsze, co możemy robić, to udawać, że wszystko co pokazujemy kupiłyśmy same.
Czy blogerki same odzywają się do marek, by zaproponować współpracę? Część z nich, szczególnie na początku swojej blogowej drogi, tak robi, ale prawda jest taka, że w większości przypadków inicjatywa współpracy wychodzi od marki.
Znana blogerka pokazuje intymne zdjęcie z porodu
No i pozostaje jeszcze jedna kwestia, która budzi kontrowersje wśród odbiorców. Wyprzedaże szafy. Czy blogerce wypada to robić czy nie szczególnie, że wszystko dostaje za darmo? No więc spieszę wam z informacją, że nie za darmo, bo pokazując ubrania na sobie sama je przecież reklamuje. Gdyby marki rozdawały ubrania za darmo na lewo i prawo, to przecież każdy mógłby je mieć, nie wydając gorsza. Dlatego w mojej opinii blogerki mają pełne prawo, a wręcz powinny wyprzedawać nieużywane ubrania, dając im drugie życie, co wpisuje się teraz w bardzo modny trend eko. Po co wyrzucać, skoro komuś mogą one posłużyć jeszcze długie lata?
Ile tego jest? To jedno z częstszych pytań jakie dostaję od moich obserwatorek. Gdzie ja właściwie to wszystko mieszczę? Jest ciężko, bo nie mam oddzielnej garderoby wyłącznie na ubrania, a jedynie jedną szafę. Część rzeczy mam skatalogowanych i czekają na lepsze czasy. Część ląduje dwa razy do roku na wyprzedaży. Jest tego dużo, bo na tym polega moja praca. Moim zadaniem jest inspirować Czytelniczki do zabawy modą, do sięgania po kolory i do zabawy stylami.
Felieton dla Polki.pl napisała Marta Lech-Maciejewska, autorka bloga lifestylowego Superstyler.pl
To też może cię zainteresować:
„Mogłabym narzekać na swój cellulit, ale ona patrzy” - post mamy stał się hitem internetu
Jak wyglądają dziewczyny z Insta oczami mężczyzn? To trzeba zobaczyć!
Mocne, prawdziwe, poruszające. Obok tych fotografii porodowych nie da się przejść obojętnie