Niestety, poważniejsze eksperymenty ze zmianą koloru kończą się czasem co najmniej zaskakująco…
Możemy na przykład całkiem łatwo i nie intencjonalnie dojść do barwy zielonej – to zwykle rezultat
stosowania odcieni popielatych, które mają naturalne zielone nuty. I tych zwykle też najtrudniej się pozbyć: albo musimy włosy całkiem odbarwić i położyć nowy kolor, co jest rozwiązaniem dość drastycznym dla struktury włosa, albo z pomocą specjalisty gustownie dobrać pasemka maskujące na jakiś czas kosmiczny kolor. Tak czy inaczej, wizyta u fryzjera jest konieczna. Dobra rada to popielatych farb do samodzielnego stosowania raczej unikać, a jeśli już, to kupować produkty wysokiej jakości.
Inny awangardowy rezultat domowego fryzjerstwa to fiolet – zwykle przydarza się jeśli farba była pełna purpurowych odcieni, zaś nasze włosy szczególnie chętnie je absorbują, lub jeśli poprzedni kolor reaguje negatywnie z nową barwą. Aby wyjść z opresji, najlepiej wstrzymać się na jakiś czas od czerwonych tonów i przefarbować włosy na neutralny brąz, ciemniejszy od obecnego. Miłośniczki burgundów lepiej wyjdą zawsze na mieszaniu farby mocno rudej z brązem, koniecznie tej samej firmy.
Osobiście udało mi się dojść niegdyś do pomarańczy – stosując jasny blond na rubinową hennę. Podobny rezultat mogą niestety również wywołać wszelkie truskawkowe bądź ceglane blondy. Cztery tygodnie bez tonu czerwoności to po takiej wpadce niezbędne minimum – najlepiej pofarbować włosy na ciemniejszy kolor, bez złotych odcieni.
Ogólnie rzecz biorąc, te eksperymenty na włosach blasku i zdrowia im nie przydają, dlatego osobiście radziłabym raczej odrosty farbować samemu w domu, zaś na radykalne zmiany koloru wybierać się do profesjonalnego salonu.
Agata Chabierska