Tymczasem jednak, możliwe że niedługo reklamować będzie mógł naprawdę każdy i to w wiarygodnej wersji „przed” i „po”. Naturalnie, nie szampon, ani nawet odżywkę z efektem maski, 5 w 1, albo z „natychmiastowym działaniem”, tylko środek cudotwórczy typu serum. Firmy kosmetyczne na całym świecie zaczęły intensywnie pracować nad takimi produktami, mającymi działać na zasadzie odżywek do rzęs i pierwsze efekty poszukiwań są już do kupienia. Jan Marini czy Revitalash wykorzystują wyselekcjonowane peptydy do hodowania włosów w dowolnej ilości i gęstości, na przykład na głowie.
Również kosmetyki stylizacyjne dodające grubości są coraz przyjaźniejsze – jeszcze kilkanaście lat temu specyfiki od sztucznego zwiększania objętości włosia powodowały rozdwajanie i przesuszanie, a nawet hamowanie ich wzrostu. Dziś główne składniki włosotwórczych preparatów to naturalne substancje typu przeciwutleniacze, kwasy tłuszczowe omega, kofeina, olej kokosowy. Za to płaci się wysoką cenę, ale wiadomo – luksus kosztuje, uroda zwłaszcza. Szampony ograniczają łamanie i niszczenie, serum pobudza wzrost, pianka czyni z nas Tarzana – czego chcieć więcej?
Nie wszystkich oczywiście na to wszystko stać i dla tych pozostają babcine metody w stylu wcierania we włosy zdecydowanie niepachnącego soku z czarnej rzodkwi czy kompresów jajeczno-oliwno-piwnych. Niesympatyczne to i bardzo uciążliwe, ale działa od lat i raczej nie ma szans, aby przestało.
Napisawszy to wszystko, trudno nie dodać, że zaniedbane włosy to dziś oznaka lenistwa. Ze skórą czy tuszą można mieć problemy, za które wini się łatwo genetykę, czyli matkę, ojca, a najlepiej oboje. Włosy jednak, pod warunkiem zdrowej diety i prawidłowej pielęgnacji, nie mają prawa być suche, rozczochrane i połamane, nie daj Boże, przetłuszczone i z łupieżem. A przykro stwierdzić, że to się widzi na co dzień. Po tramwajach, ulicach, autobusach. Wstyd, naprawdę.
Agata Chabierska