Skąd takie zainteresowaniem prozaicznym mydełkiem do głowy? Otóż L’Oreal wciska nam przez szklany ekran, że ich najnowszy produkt Elvive Full Restore odżywia włókno włosów i nadaje im życia, pełności i grubości. No i że jesteśmy tego warte. L’Oreala znaczy. Na pierwszy rzut oka, reklamowa mowa-trawa jak każda inna - trudno nawet przypuszczać, że dziś jeszcze ktoś w to wierzy. O co więc cały szum?
Najpierw proponuję obejrzeć reklamówkę…
Reklama L’Oreal Elvive Full Restore
|
Reklama L’Oreal Elvive Full Restore |
Piękne te włoski, aż ciężko czytać dalej, bo chce się biec do drogerii zakupić. No niestety, okazuje się, że pani Cheryl Cole doczepili do tego spotu sztuczne włosy! Ha. I teraz wszyscy wytykają palcami, że kłamczuchy, że oszukują Bogu ducha winne kobiety z trzema włosami w pięciu rzędach. L’Oreal się broni, że w drukowanych reklamówkach drobnym drukiem dodał, że włoski sztucznie przedłużono, ale publika wie, że drobnym drukiem to się robi największe szalbierstwa w historii.
Tutaj zapuszczam wyszukiwarkę Google i oglądam jak panna Cole wygląda w naturze. Powiem szczerze: za jej włosy dałabym się wcielić do Legii Cudzoziemskiej. Nieco krótsze niż te na filmiku, ale faktycznie cud miód. I to na pewno nie od szamponu jednego czy drugiego tylko w spadku po dziadku. O co wielkie halo? Czy którakolwiek z modelek na reklamie naprawdę świadczy za produkt? Czy nie wybiera się najpiękniejszych z najlepszą skórą, żeby promowały kremy do buzi? No przecież dzieci już wiedzą, że Milky Way ich w kosmos nie zabierze…
Pozostaje oczywiście kwestia granicy tego marketingowego oszustwa - bo jak będziemy się czuły z setką butelek w łazience i dobrze znanym widokiem w lustrze, gdy od tych samych specyfików modelki w magazynach będą coraz gładsze, coraz młodsze, coraz bardziej lśniące i z włosami jak u Tarzana?
Agata Chabierska